niedziela, 30 czerwca 2013

Koktajl

Dla Mamy, Taty, Synka i Córki
KOKTAJL, jak wystrzał z dwururki!




Co ma zrobić Pani Domu
gdy w krwi Męża po kryjomu
Cholesterol się uzbiera
i szalenie mu doskwiera? 
Jednocześnie lekarz zleci
zdrowo żywić małe Dzieci
aby jadły witaminy
i wesołe miały miny.
Pyszny koktajl trzeba zrobić
i każdemu nim dogodzić!

PRZYGOTOWANIE:

Do małej miseczki wrzucić po 2 łyżki ziaren: sezamu, siemienia lnianego, słonecznika (ewentualnie pestki z dyni, orzechy włoskie lub migdały bez skórki), otrębów owsianych.



Zalać połową szklanki ciepłej, przegotowanej wody.

Pozostawić na pół godziny.

Po tym czasie zmiksować je na pastę.  Dodać 1 łyżkę dobrego oleju tłoczonego na zimno, nierafinowanego (np.rzepakowy, lniany, oliwa z oliwek).


Pastę zmiksować ze świeżymi owocami sezonowymi, np. truskawkami (jak na naszym zdjęciu), malinami, jagodami w ilości ok. 1/2 kg lub większej. Zimą użyć bananów, pomarańczy lub owoców mrożonych. Można dodać chudego mleka lub jogurtu naturalnego oraz w razie potrzeby miodu.

Pić jak najszybciej po przygotowaniu, aby zapobiec utlenianiu się witamin i ich rozkładowi pod wpływem światła.

Koktajl ten prócz szerokiego spektrum witamin i soli mineralnych zawiera również lekkostrawne białko, błonnik oraz ważne dla dobrej pracy mózgu i obniżające poziom cholesterolu we krwi kwasy omega-3.

Pasta z nasion i otrębów może być również znakomitym "smarowidłem" do pieczywa i to w dwóch wersjach:

- na słodko: dodać miodu. Smarować pastą pieczywo, kłaść plasterki truskawek, banana lub inne owoce.

- na słono: dodać soli i zieleniny (natka pietruszki, koper, lubczyk czy inne lubiane przez domowników przyprawy). Można je zmiksować z pastą, aby nie było widać listków, które nie wszystkie dzieci lubią.
Na posmarowane pastą kanapki kłaść pomidor, ogórek czy liść sałaty 


 
Smacznego!!!


P.S. Poniżej linki do kilku blogów kulinarnych, z których można czerpać natchnienie, jesli ma się Tatusia z cholesterolem i Dzieci, które trzeba zdrowo żywić:) (wbrew liście nie zapominamy o mięsku):

Jadłonomia
Smak zdrowia
trochę inna cukiernia
Smakoterapia
sojaturobie
Wegańsko z pasją

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Krew

Nasz Tatuś oddał po raz kolejny krew na potrzeby innych ludzi. A oddawał przy okazji festynu w naszej okolicy i poszłyśmy z Hanią oglądnąć to honorowe oddawanie.

Najpierw było raczej nudno - trzeba wypełnić długaśną ankietę. Potem badanie lekarskie też niezbyt interesujące. I wkłucie (to przegapiłyśmy), a potem upuszczanie krwi. Krew spływa do woreczków, które są w ciągłym ruchu, aby krew nie miała okazji skrzepnąć. A potem pełny krwi woreczek odłącza się od Tatusia i fruuu go do przenośnej lodówki. Zaś Tatuś dostaje 8 tabliczek czekolady i sok, które mu można złasować:)



Oglądnęłyśmy i przeczytałyśmy też dokładnie tatusiową legitymację.  Ładnie tam piszą, od razu można być dumnym z Taty:)




Zupełnie bez związku i przypadkiem koleżanka Hani zadała Rodzicom pytanie o krew: które zwierzaki jej nie mają i jakie mogą być jej kolory. Właściwie wszystkie zwierzaki mają coś co w nich pływa i je wypełnia, chociaż nie jest to krew w takim znaczeniu jak u człowieka. To znaczy, że może mieć inne składniki. Co zaś do kolorów - oooo, to prawdziwa bajka: są zwierzaki z krwią niebieską, zieloną, mlecznobiałą, brunatną...  Nawet krew człowieka może mieć różne odcienie czerwieni : ta, która niesie tlen jest czerwona jak truskawka, a ta, która już tlenu nie ma (bo go zaniosła do oka, żołądka i małego palca u nogi i tam zostawiła) - ta jest ciemna, jak ciemna, bardzo dojrzała czereśnia.

Niedawno "krwisty temat" uzupełnił się sam przy kolacji, gdy dziecko zechciało ujawnienia, z czego właściwie zrobiona jest kaszanka. No i powiedziałam, a Hania skosztowała i zdecydowała się na kanapkę z twarożkiem i pomidorem:). O czerninie jeszcze nie rozmawiałyśmy - poczekam, aż zacznie czytać "Pana Tadeusza"...

sobota, 15 czerwca 2013

Złomiarze

Dziadek udostępnił Hani stare rury, które pozostały po remoncie instalacji kanalizacyjnej. Oraz puszki aluminiowe po piwie. Zarobiła 27 zł!



Co trzeba zrobić, by zarobić?
- mieć Dziadka ze złomem
- wsadzić Tacie na siłę złom do auta wyzyskując młodszego Brata
- namówić Tatę, żeby zawiózł złom do punktu skupu i dokonał sprzedaży w imieniu Córki (Co miał zrobić? Nie miał wyjścia. Musiałby ciągle jeździć z zablokowanym bagażnikiem)
- zgarnąć kasę, nie dzieląc się z Bratem
- wydać kasę na klocki Lego w pobliskim sklepie zabawkowym
- od biedy można wysłuchać kilku zdań mamy o recyklingu metali...

Na własne zarabianie natchnęła Hanię ta książka:
 

Hania planowała wedle powyższej literatury upiec babeczki i przehandlować je na najbliższym festynie, który nam się trafił, ale recykling złomu chwilowo jej wystarczył.
Oraz darowizna Babć i Cioci:)

środa, 12 czerwca 2013

Mąka ziemniaczana

Co można zrobić z mąką ziemniaczaną?
Kisiel domowy!
Budyń domowy!
"Glut" do kąpieli!
Krochmal do prababcinych serwet.
A także obserwować mieszaninę jednorodną i sedymentację oraz wykonać dekantację:)
Zapraszam.

Proponuję zacząć od wsypania skrobi ziemniaczanej do szklanego pojemnika i wymieszania z wodą. To wcale nie takie łatwe! Trzeba się naprawdę napracować - mąka opada na dno i tworzy zbitą masę, którą trzeba "zwalczyć" łyżeczką (to było najfajniejsze i dzieci powtarzały to z lubością parę razy). Gdy się już solidnie pomiesza nie można rozróżnić pojedynczych ziarenek mąki unoszących się w wodzie. Ta zawiesina jest zatem mieszaniną jednorodną i przeciwieństwem mieszaniny niejednorodnej (czyli takiej, w której można gołym okiem odróżnić składniki, np. piasek z wodą).  U nas mieszaniną niejednorodną był przygotowywany równolegle kompot rabarbarowy.

Wsypywanie mąki, mieszanie i ogólne bałaganienie jest super!

Jak rozdzielić mąkę i wodę? Hania zaproponowała sitko, co ochoczo przetestowała bez oczekiwanych efektów. To samo sitko świetnie sprawdziło się przy odcedzaniu kompotu rabarbarowego:)
Potem spróbowałyśmy  przefiltrować mieszaninę czegoś z "mniejszymi oczkami" używając ręcznika papierowego. Zadziałało, choć woda sączyła się powoli, była jednak klarowna, a więc mąka pozostała na filtrze!


A potem  mieszaninę postawiłyśmy na parapecie i zapomniałyśmy o niej na noc. Rankiem okazało się, że  mąka osiadła na dnie i jest tak samo trudna do wymieszania z wodą, jak była dnia poprzedniego. Osiadanie osadu na dnie to sedymentacja. Zachodzi np. na dnie morza czy stawu. Dzięki niej powstały skały osadowe takie, jak np. wapienie. Możemy w nich znaleźć muszle zwierząt, które miliony lat temu opadły na dno dawnych mórz.



Można teraz spróbować dekantacji, czyli delikatnie, nie wstrząsając szklanką, zlać wodę znad osadzonej mąki do innego pojemniczka. Voila! Rozdzielone! Oczywiście nie jest to dokładny rozdział, bo mąka jest jeszcze mokra. Można postawić ją znowu na parapet i poczekać, aż woda wyparuje. Wtedy też się oddzielą, choć wody już nie odzyskamy.

PS. Bardzo sprawdzają się do tych manewrów plastikowe przezroczyste kubeczki, zamiast szklanych.


Warto zajrzeć do "Wczesnej edukacji Antka i Kuby", którzy już wcześniej filtrowali i dekantowali:)

A  my zabawiamy się dalej.

Krochmalenie jest w naszym domu rzadką czynnością. Mamy jednak piękne serwetki po Prababci, które najpiękniej zdobią stół, gdy są wykrochmalone i wyprasowane. Wygrzebałam je z dna szafy i pozwoliłam dzieciom krochmalić.



Przygotowanie krochmalu:
Wlać do rondelka około 1 litra wody (na oko), a w osobnym kubku rozmieszać mąkę ziemniaczaną (1 łyżka stołowa duża) z wodą i wprowadzić tę zawiesinę do gotującej się wody w rondelku. Mieszać energicznie do momentu zagotowania. Potem wrzucać serwetki, mieszać drewnianą łyżką-kopystką. Gdy przestygnie - wykręcać ręcznie i wieszać na sznurku do suszenia prania. Następnego dnia sprawdzić efekt - sztywne, jak koci ogon~~~~~~~~~~~~~! Prasować serwetki używając spryskiwacza do ich delikatnego zmoczenia tuż przed prasowaniem.

Można też zrobić rzadszy krochmal w większej ilości i wlać go do wanny z kąpielą dziecięcą, gdy Młodzież cierpi na schorzenia skórne. Owa krochmalowa kąpiel łagodzi wszelkie podrażnienia, odparzenia pupy, zaczerwienienia, wysypki uczuleniowe, swędzące i łuszczące się. A przy tym jaka frajda w kąpieli, gdy jest bardziej ślisko niż zwykle! Trzeba jednak uważać, bo łatwo się poślizgnąć! Po kąpieli trzeba koniecznie dokładnie wymyć wannę, a skórę osuszyć przykładając do niej ręcznik, a nie trąc. No i zrezygnować wtedy z kremu, pudru i innych tego typu atrakcji. U nas wiele razy sprawdziła się ta kuracja, zwłaszcza wykonywana przez kilka dni pod rząd.

No i jeszcze coś na ząb.

Domowy kisiel robimy na przykład tak:

Kisiel rabarbarowy
ugotować kompot z rabarbaru, bez cukru, ale za to z dużą ilością rabarbaru - to nie może być wersja light, a raczej skoncentrowana. I nie trzeba obierać rabarbaru ze skórki, a gdy jest czerwona - mamy łany efekt kolorystyczny. Odcedzić rabarbar przez sitko i wyrzucić, a do kompotu dodać cynamonu i cukru do smaku. Zastosowałam proporcję: na 1 litr kompotu - 2,5 czubatej łyżki mąki ziemniaczanej (rozmieszać ją w pół szklanki kompotu i wlać do tegoż, gotującego się na wolnym ogniu).

Kisiel rabarbarowy: na dno wsypałam rodzynki, a po wierzchu - sezam.

P.S. Rabarbar zawiera sporo szczawianów, które utrudniają przyswajanie wapnia, dlatego jeśli taki podwieczorek, to na śniadanie duuuużo mleka:)


Domowy budyń robi się podobnie, tylko miast wody dajemy mleko, a do niego wystarczy dosypać cukru waniliowego (budyń waniliowy), kakao (budyń czekoladowy), soku owocowego do herbaty (np. malinowy), wiórków kokosowych (budyń kokosowy).
Budyń kokosowy z dekoracją własną każdego z członków rodziny. Niektórzy nie wytrzymali zbyt długiego czasu fotografowania i podjadali dekorację:)

czwartek, 6 czerwca 2013

Sezon zielarski - część 1

Dla Małego Człowieka nazwa rośliny nie jest ważna. Ważne jest jak roślinka pachnie, czy ładna, czy można ją zjeść. A może jeszcze coś innego można z nią zrobić? Ale co? Poniżej krótki zestaw roślin, które można albo zjeść, albo wypić w postaci "herbatki", albo zrobić sobie z nich coś miłego i ładnego, a które warto teraz zbierać i suszyć, aby na długie zimowe i jesienne miesiące wystarczyły. A ileż przyjemności we włóczędze po Łonie Natury, zbieraniu, suszeniu, wąchaniu...

Ta już przekwitała, zbierać  trzeba wcześniej
Lipa - kwiatostany z podsadkami - do sporządzania naparów przy przeziębieniu czy grypie jesienno-zimową porą. Po lipowej herbatce (z miodem lub bez) powieki opadają i chce się spać, łagodzi kaszel, działa napotnie. A więc - po wieczornej lipie i moczeniu nóg w  gorącej wodzie  - do łóżeczka! Można też dorzucić  lipowych kwiatów do herbaty dla wzbogacenia jej aromatu o miodową nutę:)



 


Rumianek - koszyczki kwiatowe - do popijania w herbatce, bo ułatwia trawienie, można  nim przemywać podrażnioną skórę, również po opalaniu,  można garść zaparzyć i dorzucić napar z koszyczkami do wanny, no i ładnie pachnie:)




Skrzyp polny - popijać dla wzmocnienia włosów i paznokci, gdy są kruche i się rozdwajają (ma kolor zielony, dobry z miodem). Mój ulubiony Ojciec Grande zaleca  gotować skrzyp przed wypiciem  przez ok. 20 minut, a wcześniej zostawić go w wodzie zamoczony na całą noc - wtedy "woda krzemionkowa" zawiera sporo krzemu



Dziki bez czarny (kwiatostany) - zimą z  suszonych kwiatostanów zrobić napar, wlać do termosu i popijać przez cały dzień przy przeziębieniach i innych infekcjach górnych dróg oddechowych (można dodać miodu i imbiru) - działa napotnie, przeciwgorączkowo, wykrztuśnie. Można zrobić sok na zimę dodawany do herbaty (o tym w poście "W maju na łonie natury"). Świeże baldachy przyrządzamy w cieście naleśnikowym (o tym tutaj), a nasz Tatuś nawet popełnił z kwiatów wino (zdecydowanie dla koneserów:). Przy zbiorze można zostać obficie posypanym pyłkiem, nosy przy wąchaniu robią się mocno upudrowane. Również owoce bogate są w witaminy i wartościowe składniki lecznicze, jednak lepiej je jeść dobrze dojrzałe i dopiero po obróbce termicznej, gdyż zawierają składniki toksyczne , które rozpadają się pod wpływem wyższej temperatury.



Róża pomarszczona - zwykle czyta się o pożytecznych właściwościach jej owoców, ale teraz właśnie kwitnie, a płatki są bardzo ładne i pięknie pachną. Można świeże dorzucić do herbaty, do wanny z kąpielą (razem z rumiankiem i chabrem bławatkiem, bo kolory kąpieli są piękne!), można zasuszyć i zrobić z nich składnik potpourri.



Napar z pokrzywy ma delikatny zielono-żółty kolor
Pokrzywa - młode pędy (z czubka rośliny) - najlepiej przekręcić przez maszynkę i wycisnąć sok przez gazę - popijać, bo ma sporo żelaza i witaminy C, ewentualnie zasuszyć - własnoręcznie zebrana smakuje zupełnie inaczej, niż ekspresowa w torebkach, co nie znaczy, że szczególnie atrakcyjnie dla Dzieci (u nas przechodzi z miodem lub syropem z mniszka). Planujemy spróbować dosypać suszoną  i drobno pokruszoną do pieczonego w domu chleba, do miodu. Pokrzywa ma mnóstwo cennych właściwości leczniczych i innych. Można o nich poczytać w poście Sezon na pokrzywy lub np. tutaj
I jeszcze bardzo ciekawy przepis z liśćmi pokrzywowymi, na który mam wielką ochotę:)



 Młode pędy sosnowe - sezon na nie właściwie już dobiega końca, ale udało nam się jeszcze zebrać bardzo młode i delikatne gałązeczki. To u nas pierwszy raz i podejrzewam, że ostatni, bo jednak przy zbiorze bardzo kaleczy się drzewa pozbawiając je młodych pędów. Podobny problem miałam z sokiem z brzozy - przy jego pozyskaniu trzeba wszak zranić drzewo. Przepis na zbiór i przygotowanie znalazłam na stronie Na Ogrodowej. Już stoi na parapecie pełny słój, a syrop sosnowy na przeziębienie i kaszel "się robi". Bardzo ładnie pachnie. Już sam spacer po sosnowym lesie to znakomita okazja do leczniczych inhalacji. A ileż jest pięknych, ozdobnych gatunków i odmian sosen! A każda ma inne szyszki - to dobry pomysł na kolekcję przyrodniczą. No i uwaga na żywicę - pachnie świetnie, ale usuwanie z  ubranek - niełatwe! Wyczytałam też, że igliwie sosnowe nadaje się do aromatycznych kąpieli, ale ten test jeszcze przed nami. Trochę mi się wydaje ryzykowny, bo jednak igły są ostre...

P.S. z 16. lipca: syrop sosnowy wyszedł klarowny, prawie bezbarwny, pyszny w smaku, tylko jest go bardzo niewiele, szkoda. W czasie produkcji istotne wydaje mi się zadbanie o to, aby po mieszaniu gałązek zadbać o to, aby były w całości zanurzone w cukrowym syropie (ubić je), bo te, które wystają zmieniają kolor z zielonawego na żółtawy i chyba robią się niezbyt dobre.

PS2. I jeszcze nie testowany przeze mnie, ale chętnie spróbuję w przyszłości: Syrop z zielonych sosnowych szyszek. Ciekawe.


Mamy w tym roku silne postanowienie zbierania (w czystych, ustronnych miejscach) i suszenia. Dokładniej o  właściwościach tych roślin można poczytać w Internecie czy książkach o zielarstwie. W tym wypadku polecałabym jednak Szanownym Czytelnikom książki dużych, znanych wydawnictw, również tych specjalizujących się w literaturze przyrodniczej. W tych "podejrzanych" pozycjach  zielarstwo wiąże się  z wróżbiarstwem, duchami i rozmaitymi "bajerami" o medycynie niekonwencjonalnej.

Na szczęście u nas nie ma na razie żadnych uczuleń na te rośliny, ale warto dawkować je sobie i dzieciom w małych ilościach, szczególnie gdy używamy ich po raz pierwszy.

Jeszcze o zielarstwie:
Najważniejsze uwagi o suszeniu roślin
Wakacyjne zielarstwo - część 1
Wakacyjne zielarstwo - część 2 
Botanika podblokowa - krótki kurs