Kilka razy natknęłam się na informacje o tym, jak wiele wyrzucamy i marnujemy jedzenia. Autorzy tekstów na ten temat proponują rozmaite sposoby zmniejszenia tego zjawiska. M. in.: "resztki po warzywach można zbierać, wrzucać do pojemnika w zamrażarce, a
gdy będziemy ich już mieli całe pudełeczko – podsmażamy na odrobinie
oleju, dodajemy przyprawy, wodę i aromatyczny bulion gotowy! Im więcej
różnych warzyw, tym lepiej."
"Ha, ha!" -
pomyślałam sobie drwiąco - "To nie o mnie, ani dla mnie. Ja przecież wyrzucam naprawdę nie nadające się do jedzenia resztki". Gdy jednak człowiek tkwi w kuchni i gotuje obiadki dla rodziny 5-osobowej nachodzą go rozmaite refleksje. Pomyślałam, że spróbuję i sprawdzę czy uda mi się czegoś nie wyrzucić, co mi tam!
Na początku wydawało mi się, że będę w stanie uchronić przed wyrzuceniem najwyżej
ogonki z zieleniny (kopru, lubczyku, selera, pietruszki). I rzeczywiście na początku głównie te składniki zbierały mi się w pudełku w zamrażarce.
Potem uświadomiłam sobie, jak wiele
resztek zostaje po J., który je warzywa i owoce bardzo wybiórczo, np. jabłka tylko bez skórki, buraka tylko w postaci wyciśniętego soku, z pomidorów wysysa "galaretkę" z pestkami, a z papryki pokrojonej w paseczki
po kolacji zostaje na jego talerzu zawsze kilka niedojedzonych kawałów.
Gdy przyciągnęliśmy z dziadkowego ogródka 2
dynie - po raz pierwszy zebrałam
skórki z ich obrania do pudełka.
Robię też Młodym miksturę czosnkową Bonifratrów (czosnek - 6 ząbków zetrzeć na drobnej tarce, wymieszać z sokiem z 1 cytryny i wodą przegotowaną - 0,5 szklanki, wymieszać, odcisnąć na drobnym sitku, dać dzieciom codziennie po łyżce, efekt odrobaczający i wzmacniający odporność). Zostaje mi po tym sporo
czosnkowych resztek.
No i
wytłoki z produkcji soków, u nas głównie buraczane, marchwiowe, selerowe.
W końcu okazało się, że jest z czego zrobić
bulion prototypowy. Ten pierwszy, głównie z ogonków, był zielony, podsmażyłam je, jak kazali na oleju, zalałam wodą, zagotowałam, odcedziłam. Obecnie, po kilku próbach i kilku mądrych książkach później,
jestem przeciwniczką podsmażania na oleju, jeśli już to na oleju kokosowym lub maśle klarowanym. Podsmażanie ma zapewne jakoś tam wpłynąć na walory smakowe, ale tak naprawdę wydłuża czas poddawania warzyw obróbce termicznej (strata witamin!), sprzyja powstawaniu wolnych rodników i nic nie wnosi. Już lepiej dodać masło po odcedzeniu wywaru z warzyw, zaś do gotowania dodać sól (obniża straty witamin) i inne przyprawy, które lubicie (kurkumę działającą przeciwzapalnie, rozgrzewające paprykę czerwoną w proszku, pieprz czarny czy inne).
A zatem po odcedzeniu dodaję sporo masła i jeśli potrzeba - przypraw. Bulion zadany przecierem pomidorowym daje nam
klarowną pomidorową zupę, do której robię jeszcze lane kluski na 2 jajach podwórkowej kury. Posypać świeżą zieleniną. Z wytłoczyn buraczanych, obierek buraka i resztek czosnku wyszedł naprawdę smaczny
barszcz klarowny. Wrzuciłam do niego fasolę z puszki i zjedliśmy całość na obiad.
Ogólne rzecz biorąc - działa.
Dla kogo jednak jest ta zabawa?
-
dla tych którzy mają czas i pamięć do tego, żeby pamiętać o odkładaniu resztek za każdym razem, gdy nam się trafią, czasem w niewielkiej ilości. Wszak wyrzucenie to tylko jeden gest, zaś otwieranie zamrażarki i pudełeczka, a potem zamykanie wymaga o wiele więcej energii.
-
dla tych którzy mają krewnych z ogrodem, ale mieszkają w dużym mieście, z dala od własnego areału uprawnego. Czyli dla takich, jak my. Jak ktoś ma własny ogródek i zagon marchwi za oknem, nie będzie się bawił w zbieranie obierków, bo może nawet nie da rady przejeść wszystkich swoich całych warzyw.
Nie mam zaufania do warzyw i owoców sklepowych. Zawsze podejrzewam je o to, że są zadane
środkami przeciwgrzybicznymi na skórkę (np. jabłka), albo w ogóle
nawiezione nie wiadomo czym, żeby ładnie wyglądały, a niekoniecznie smakowały. Wszak głąb kapuściany, smaczny skądinąd, potrafi zgromadzić w sobie nawet metale ciężkie.
Z obierek i gniazd nasiennych jabłkowo-gruszkowo-pigwowych wychodzi
kompot. Wszak skórka i rejon pod skórką jabłka to obszary największej koncentracji witamin i soli mineralnych. I tu też nie użyłabym nigdy jabłek sklepowych, tylko ogródkowych.
A na koniec polecam bardzo ciekawy wykład pani Leny Huppert o skażeniach ukrytych w żywności i ochronie przed nimi:
http://porozmawiajmy.tv/skazenia-ukryte-w-zywnosci-jak-sie-przed-nimi-bronic-lena-huppert/
Mniej więcej w drugiej minucie wykładu można zobaczyć tabelkę pokazującą, jak znacznie spadła zawartość mikroelementów i witamin w warzywach i owocach w ciągu ostatnich 20 lat. Pozostaje tylko zastanowić się, czy w takim bulionie z resztek COŚ jeszcze jest? Optymistycznie zakładam, że jeśli użyjemy resztek z ogródka - TAK!
Smacznego!