Nie lubię lutego. Jest to najzasobniejszy w infekcje miesiąc roku. Marzec właściwie też bywa dobijający, zwłaszcza w swej pierwszej połowie. COŚ trzeba zrobić. Faszerujemy się witaminami, zdrowo się żywimy, śpimy więcej itd. A jednocześnie tęsknota za zielonymi listkami staje się dojmująca.
Na szczęście mamy parapet.
Na parapecie upchaliśmy:
cebulę w kieliszkach do wina (naczynie jest przypadkowe, po prostu pasuje rozmiarami do cebul)
A pozostałe nasionka odgadnijcie sobie sami:) Zdjęcia pochodzą z dzisiejszego poranka, ale teraz, wieczorem, kiełki są bujniejsze i bardziej widoczne. A jutro! Spodziewam się prawdziwej orgii kiełków z wyjątkiem tych ostatnich nasionek, tak jakoś nie wyglądają na chętne do kiełkowania.
Wszystkie nasiona J. wygrzebał z szafki tłumacząc, że
samo sianie rzeżuchy byłoby smutne. Ja się upierałam, że to, co wyrośnie na parapecie ma nam koniecznie posłużyć do zjedzenia, ale właściwie możemy też dokarmić chomika, prawda? Wiemy na pewno, że gardzi siewkami dyni, ale co z innymi kiełkami - jeszcze nie wiadomo.
Batat wsadzony w zeszłorocznym lutym skonał ostatecznie w tegorocznym styczniu. W międzyczasie nauczyliśmy się, jak wyglądają jego liście i że całkiem ładnie się pnie po oknie, gdy mu dać do dyspozycji rozciągniętą żyłkę, jako podpórkę. W donicy po batacie znalazłam takie oto maleństwo:
A zatem można sobie wyhodować batata w doniczce! Rozmiar pomińmy milczeniem. Pewnie to wina rozmiaru doniczki:)
Co jeszcze można wysadzić na parapecie?
- pestkę
awokado (nam się nie udało, ale ciągle oglądamy takie ładne zdjęcia tych, którym wyrósł, że może jeszcze kiedyś...)
-
"górę" ananasa (jeszcze przed nami)
-
imbir (mamy dobre doświadczenia - długo kiełkuje, ale po wsadzeniu wiosną do ogródka daje na jesień przyrosty. Jak przetrwają zimę w polskich realiach zobaczymy wiosną)
-
"górę" pietruszki czy selera (supermarketowe się nie nadają, zadane chemią tak mocno, że nie chcą kiełkować, spróbujemy z targu ze zdrową żywnością)
- ząbki
czosnku - szczypiorek czosnkowy jest bardzo smaczny
- pestki
cytrusów (mamy dobre doświadczenia, grapefruit z pestki wyrósł tak wielki, że przez pewien czas, jako drzewko, zdobił nawet naszą klatkę schodową, potem sczezł od szkodników).
Poza parapetem zamoczyłam jeszcze
kaszę gryczaną w celu produkcji gryczanego chleba. A ona była BIO i po pewnym czasie odmieniła się tak:
Głupi byłby ten, kto na takich nasionach zrobiłby tylko chleb. Ha! Zakwitła na naszym balkonie! Niestety nie mogę namierzyć obrazka, musicie uwierzyć mi na słowo:
"... gdzie bursztynowy świerzop,
gryka, jak śnieg biała, gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała...". Jak to gdzie? U nas (dzięcielinę pomińmy milczeniem, a
świerzopowi może damy kiedyś szansę? Zwłaszcza jeśli uczeni przestaną się kłócić nad ustaleniem, jaki to właściwie gatunek:)!!!
A teraz
dla Was Drodzy Czytelnicy -
prezent wizualny - zeszłowiosenne obrazki tego, za czym teraz tęsknimy, a co nam szybko tak spowszednieje, że przestaniemy na to zwracać uwagę. Tymczasem jeszcze zapytam Młodzież czy wiedzą, co to w ogóle jest.
Serdeczne pozdrowienia ze stolicy polskiego smogu!