Jest kilka takich gier, które warto mieć w domu, gdy są w nim również dzieci. "Faunę" warto, zwłaszcza, gdy macie Młodych o zainteresowaniach przyrodniczych i matematycznych. O tym, co nas w niej zachwyciło, a co w niej się nie przydało - poniżej.
Najważniejsze w grze są: plansza, karty i pionki-sześciany.
Plansza ma dwojaką funkcję: po obwodzie biegnie trasa przemieszczania się pionów, zaś jej środek wypełnią mapa świata podzielona na obszary, w których występują rozmaite gatunki zwierząt. Obszary dobrane są nader fortunnie, dość rzetelnie pokrywają się z podziałami ustalanymi przez zoogeografów. Ponadto na planszy widnieją skale rozmiarów i wag używane w rozgrywce.
Na kartach widnieją rysunki zwierząt z podanymi nazwami gatunkowymi, również w języku łacińskim. Łacina przydaje się, bo może być kluczem do ustalenia, gdzie dane zwierzę występuje, choć nazwa polska tego nie sugeruje. Spójrzcie np. na tę kartę:
Poza tym prawdziwi przyrodnicy od czasów Linneusza posługują się nazwami łacińskimi i warto się do ich użycia wdrażać (nie, nie myślę, że to umiejętność nieprzydatna). Nie mówiąc o tym, że łacina jest po prostu pięknym językiem, dźwięcznie brzmiącym w uchu, a wymawianie nazw łacińskich polecam również tym, którzy ćwiczą wymowę i dykcję.
Karty są umieszczone w specjalnym pudełeczku, które zasłania je od połowy w dół. I to jest właśnie kluczowa kwestia. Na zasłoniętej części karty znajdziemy dane o zwierzęciu - miniaturową mapkę z regionami jego występowania, informacje o wadze i rozmiarach ciała i ogona (jeśli zwierzę go ma). Jest też trochę systematyki dla zainteresowanych, którzy mają chęć dowiedzieć się, do jakiej rodziny czy rzędu należy zwierzę. Na podstawie tej wiedzy można używać kart jeszcze inaczej, według własnego pomysłu, np. wyszukując gatunki spokrewnione ze sobą.
Karty są dwustronne (niech żyje oszczędność papieru!) - jedna ze stron zawiera zwierzęta "łatwiejsze", czyli częściej spotykane w naszej strefie klimatycznej lub łatwiej rozpoznawane w ogóle. Ilustracje tych gatunków mają zieloną ramkę.
Te zaś, które obramowano na czarno są wersją "trudniejszą" obejmującą gatunki o nazwach zorilla paskowana czy buszowiec Ansorga. Tak, to jest wyzwanie, ale jaka frajda w poznawaniu nowych, tajemniczych gatunków!
Idąc tropem buszowca Ansorga poszukaliśmy jego fotografii w internetach i stąd kolejny miły wniosek - ilustracje Petera Brauna są bardzo dobre i wiernie oddają wygląd zwierząt. Jest to jeden z wielkich atutów tej gry.
Drugim, ważniejszym atutem jest sama koncepcja. Chodzi o to, że gracze mają samodzielnie określić, gdzie zwierzątko występuje (i tam postawić swój sześcienny pionek), ile waży (pion na skali wagi) i ile mierzy (piony na skali długości ciała i ogona). I tu się zaczyna zabawa! Pokażcie mi dziecko, a nawet przeciętnego dorosłego, który tę wiedzę posiadł w przypadku tak wielu gatunków! Rozpoczyna się więc kombinowanie, odwoływanie się do najdalszych zakamarków pamięci ("widziałem kiedyś taki film przyrodniczy...") i szacowanie. Szacowanie jest jedną z ważnych umiejętności, którą powinni posiąść uczniowie szkoły podstawowej. Ćwiczy się to to na matmie i przyrodzie. A raczej powinno sie ćwiczyć, jeśli nauczyciel znajdzie na to czas i chęci.
Gra jest przeznaczona dla osób w wieku lat 10 i starszych. Jak gra nasz 6-latek? Otóż do gry załączyliśmy miarkę krawiecką, na której dziecko pokazuje domniemany rozmiar zwierzęcia i przekłada go na skalę z planszy do gry. Podobnie jest z wagą. Nasza mała waga elektroniczna i zestaw autek najmłodszego Jacka pomagają Jurkowi oszacować ciężar zwierzęcia.
Nie używamy czarnego lwa, który ma być znacznikiem osoby rozpoczynającej rozgrywkę i rozgrywającej w danej chwili - nie jest potrzebny, gdy gracze śledzą tok rozgrywki. Może się okazać przydatny, przy większej liczbie graczy, którzy mają kłopot ze skupieniem uwagi i oczekiwaniem na swoją kolej.
Nie używamy też czarnych "znaczników oceny", ale mogą się przydać do samodzielnej kontemplacji gry.
Pułapki:
Na kartach podano długość/wysokość zwierzęcia. A gdy mamy do czynienia z koniem czy lamą to o co tu chodzi? Wysokość w kłębie? Długość od nosa do zadu? W pionie czy w poziomie?
Podobnie rzecz się ma z nietoperzem - człowiek zaczyna się zastanawiać, czy chodzi o wymiar zwierzaka wszerz, z rozłożonymi skrzydłami, czy wzdłuż.
Trafił się też błąd w nazewnictwie polskiego gatunku.
No i najgorsza rzecz: jeśli zwierzak występuje na 1 lub 2 obszarach, a graczy jest więcej, dochodzi do tego, że oznaczają występowanie danego gatunku na oceanie (choć jest to papuga, a nie zwierzę żyjące w wodzie), byle tylko zdobyć punkty za to, że "przylegają" w swoich szacunkach do faktycznego obszaru występowania zwierzęcia.
Optymista powiedziałby, że gra uczy też "kombinowania", ewentualnie "strategicznego myślenia".
Instrukcja jest przystępna. Wykonanie gry - solidne.U nas najbardziej ucierpiało pudełko i plansza od częstego składania i rozkładania.
Gra pomaga rozwijać umiejętność szacowania, znajomość geografii i zoologii. Wykorzystuje metody grywalizacji, a zatem mogłaby być świetną pomocą dydaktyczną dla szkół.
P.S. Autor gry - Friedemann Friese - jest zielonowłosy. Chyba tak mu się fryzura zazieleniła, gdy wymyślał tę grę. I czy to przypadek, że większość jego gier zaczyna sie na literę "F"?
Za udostępnienie gry nie dziękujemy wydawnictwu Rebel, o nie (...), lecz naszym Ulubionym, Zaprzyjaźnionym Sąsiadom, którzy nam ją często, na długo i bez zbędnych ceregieli pożyczają:)