Nasz Ojciec Rodu jest człowiekiem o wielostronnych zainteresowaniach. Wielu rzeczy próbuje osobiście. Musi próbować w sposób bezpieczny i rozsądny, bo podwieszone są do niego małolaty, które wiernie naśladują ojcowe poczynania rozrywkowe.
Rzeźbienie? Czemu nie? W naszym domu przybyło 12 dłutek o rozmaitym pokroju ostrza. Chciałoby się rzeźbić w miękkim drewnie lipowym, ale nie obyłoby się bez rozlewu małoletniej krwi. W związku z tym użyto mydła - po kostce na łebka. Jako podkładki zaś - stolnicy. Mam nadzieję, że została porządnie doszorowana po działaniach artystycznych, bo inaczej będziemy mieli mydlane kruche ciastka w najbliższej przyszłości.
Pirografia? Ależ oczywiście! Za pirograf służyła lutownica i każdy mógł sobie popirografować na deseczce pochodzącej ze skrzynki po owocach cytrusowych. Dodajmy, że deseczki skrzynkowe były naprawdę wdzięcznym materiałem - jasnym, delikatnym, cienkim. A kto obawiał się domowego pirografu mógł sobie przecież po tych pięknych deseczkach rysować ołówkiem. Obyło się bez nadpalonej skóry. Blat stołu i stolnica ocalały.
Stąd blisko już do tradycyjnych szkiców ołówkiem. Zakupiono ołówki o różnym stopniu twardości, a z bibliotek wypożyczono książki o rysowaniu i dalejże zużywać papier (trochę wetknęłam im tego zadrukowanego z jednej strony)! Odbył się trening rysowania cieni na przedmiotach, rysowania kształtów trójwymiarowych i sylwetek zwierzęcych (ze szczególnym uwzględnieniem smoków). Ostatnio przybył węgiel - Jurek nie potrafił się oprzeć pięknym czarnym sztyfcikom. A malują one zupełnie tak, jak węgle z ogniska rysowały po otaczających je kamieniach.
Nie zapominajmy o klockach Lego. Nasz Tata lubi klocki. Szczególnie bawią go konstrukcje statków kosmicznych. Cóż, w naszym dzieciństwie klocki Lego były nieobecne, a później stanowiły kosztowny rarytas. Teraz to się zmieniło. Ich ceny już nie są tak zaporowe, nie mówiąc o tym, że można sobie dokupić jeszcze tańsze polskie klocki Cobi, bardzo ładnie łączące się z Lego. Wiele długich zimowych wieczorów spędziła Dziatwa konstruując pod okiem Ojca rozmaite pojazdy. Właściwie wyglądało to tak, że Tatuś bawił się sam, a dzieci obok, usiłując go naśladować.
A jakież wspaniałe możliwości daje mąka ziemniaczana! O jej zaletach edukacyjnych pisałam tu nie raz, a ostatnio powstały w naszym domu tzw. gniotki. Chodzi tu o napełnienie balonika mąką ziemniaczaną i otrzymaniu obiektu do gniecenia, który można by wykorzystać w chwilach frustracji. Lub do zabawy, jeśli się nie jest szczególnie sfrustrowanym.
Można napełnić balonik mąką i dolać wody. Wtedy gniecie się jeszcze fajniej
Można napełnić balonik mąką i zmieścić w nim trochę powietrza, a efekt dotykowy jest jeszcze inny. Opcji jest wiele. Prawie kilo mąki poszło na cele naukowo-gniotkowe. Nie pytajcie o stan kuchni.
I ostatnia atrakcja długich zimowych wieczorów - gimnastyka. Wynikła ona z faktu, że zagapiłam się z zapisami na basen, a i wychodzenie na aikido, gdy za oknem ciemno, smog i wieje nie było zachęcające. No to ćwiczyliśmy w domu miks różnych ćwiczeń przy muzyce z komputera, z własnym płynem elektrolitowym (woda, trochę miodu, szczypta soli i sok z cytryny). Zobaczcie TUTAJ playlistę dla dzieci. Jak przeskaczecie z Młodymi wszystkie te utwory ze dwa razy w tygodniu to się na pewno rozruszacie:) Sąsiedzi pod nami znieśli to mężnie.
Na szczęście wiosna przybywa. Rowery, skakanki i kreda już czekają. Infekcjom wirusowym mówimy: NIE!