piątek, 19 kwietnia 2019

Zaobserwuję 100 gatunków w moim mieście w 2019 roku

Tak! Takie hasło rzuciła pani Kierat, autorka ciekawej książki "Pszczoły miodne i niemiodne". Zaczęliśmy od lektury tej publikacji i znaleźliśmy w niej oleicę fioletową, a potem spotkaliśmy ją na spacerze. I tak się zaczęło.




Myślę, że pomysł jest świetny. Nareszcie mamy z dziećmi silną motywację do dokładnego obserwowania tego, co żyje na naszym podwórku. Założyliśmy specjalny zeszyt i wpisujemy do niego wszystkie napotkane gatunki, jak leci. Staramy się to robić na bieżąco, ale coraz to więcej roślin kwitnie i coraz to bardziej jesteśmy wyczuleni na nowości, tak, że piętrzą się nowe formy życia i zawodna pamięć... zawodzi. Zaczęliśmy zabierać na spacery systematycznie aparaty fotograficzne i w domu przypominamy sobie za pomocą zdjęć, co widzieliśmy.
Najgorzej, gdy nie znamy jakiegoś gatunku. Ale jest to okazja do sięgnięcia do atlasu, przewodnika, internetu.
Trochę zdjęć wydrukują nam Tata albo Dziadek (mam nadzieję), trochę pospolitych roślin (typu: chwast) pozwalam zerwać z trawnika i zasuszamy je, a potem wklejamy. No i są rysunki. Najczęściej ja szkicuję, a Jurek poprawia kredkami, żeby były ładniejsze:)


A może to była oleica krówka? Teraz trudno zdobyć tę pewność, ale przynajmniej wiemy, że mamy dwa gatunki w Polsce.




Dla tych, którzy chcieliby jeszcze podjąć to wyzwanie - bo jest jeszcze przecie mnóstwo czasu, żeby namierzyć 100 gatunków w swojej okolicy - podaję ważne linki:
Szczegółowe informacje o wyzwaniu
Grupa na fejsie, gdzie można podyskutować i pochwalić się, co się znalazło.

W dobie strajku nauczycieli mój pierwszak nie zapomni, jak się pisze:) Ćwiczenia ortograficzne też się zdarzają (vide przetacznik ożankowy).

Szkoda, że mamy się trzymać granic własnego miasta, ale Wrocław jest duży i 100 gatunków spokojnie znajdziemy. Dziś widzieliśmy sarny z okna samochodu - w granicach miasta oczywiście.

Ponieważ młodzież jest małoletnia nie upieram się za bardzo przy ścisłym określaniu gatunków. Tzn. powiedziałam im, że mamy dwa gatunki pokrzyw w Polsce, ale do zeszytu wpisaliśmy po prostu czereśnię nie wnikając, jaka jest nazwa gatunkowa (drugi człon nazwy). Za to na fotkach ładnie widać czym się różni kwiat czereśni od kwiatu gruszy z sąsiedniego podwórka.


Przypadkiem (w książce "Dżungla", wyd. Arkady, 1997) trafiliśmy na reprodukcję zeszytu naukowca sprzed około 150 lat. Prawie, jak nasz:)



Miłych spacerów wielkanocnych na łonie natury z rodziną życzę z całego serca 
WSZYSTKIM CZYTELNIKOM!!!


2 komentarze: