piątek, 17 maja 2019

Liście do picia

Nie zapominajcie Drodzy Czytelnicy, że czas zbierania liści trwa. Im więcej sobie nazbieracie - tym dłużej będziecie się mogli cieszyć ich dobrodziejstwami w porze jesienno-zimowo-przednówkowej. No i unikniecie kupowania ziół zbieranych przy ruchliwej drodze, opakowanych w torebeczkę, tekturkę, celofan...  Poniżej krótkie migawki o liściach, które my zbieramy, może Was natchną i też coś sobie ususzycie?

Liście malin i/lub jeżyn - nasi Ulubieni Sąsiedzi karmią nimi z sukcesem patyczaki, ale my je lubimy, jako napar po ususzeniu, a jeszcze lepiej po przefermentowaniu (jak fermentować). Różany aromat, kolor naparu z czarnej herbaty, smak... smakowity:)

Pokrzywa - zbieramy tylko wierzchołkowe liście, najlepiej przez gumową rękawiczkę, trochę suszymy, a trochę zjadamy na bieżąco dorzucając do zielonego smoothie czy zupy jarzynowej. Liście starsze lub z roślin kwitnących - nie nadają się. Ususzone można parzyć, można też mielić i dodać do ciast, ciastek, chleba. A walory pokrzywy są wspaniałe i wielokierunkowe - poczytajcie u dra Różańskiego i nie zawahajcie się ich zbierać w czystych miejscach.

Pokrzywa mniej parzy, gdy zwiędnie.


Winorośl - liście suszymy i pijamy, jako napar, w zimie. Napój jest lekko kwaskowy, jasnozielony. Dobrze łączy się z innymi listkami.

Skrzyp polny - właściwie napar ze skrzypu jest do chrzanu. Aby z niego wydobyć cenny krzem trzeba go pomoczyć, np. przez noc i pogotować ok. 20 minut. Kolor odwaru: mętnozielony, niezachęcający, smak - podobnie, szału nie ma, ale z miodem ujdzie. Można nim płukać również włosy dla wzmocnienia, można go łączyć w tym celu z pokrzywą.

Krwawnik - młode listki siekamy i dorzucamy, gdzie się da, jak natkę, zaś kwitnące ziele (czyli liście razem z łodyga i kwiatostanem) suszymy w pęczkach i spijamy zimą, ale ostrożnie - nie wolno przedawkować, a i z zaleceniami i przeciwwskazaniami warto się wcześniej szczegółowo zapoznać.




Poziomka - można jej listki zbierać póki są ładne, również w czasie kwitnienia i owocowania, ale niezbyt intensywnie, aby nie osłabić roślin zanadto. Napar jest delikatny w smaku, bogaty w mikro- i makroelementy, słomkowożółty.



Szałwia - pachnie obłędnie, można a nawet należy ją pić (wbrew temu, co piszą na pudełkach z szałwią fix), chyba żeś w ciąży lub chorujesz na epilepsję. W tych wypadkach fachowcy odradzają. Napar z "własnej" szałwii to coś skrajnie innego, niż ekspresowy z torebki. Najlepiej zbierać całe ziele, z kwiatkami.




Mięta - gatunków jest mnóstwo. na łąkach znajdziecie te delikatniejsze w smaku, zaś dla właściwego orzeźwienia i w celu usprawnienia trawienia wybieram miętę pieprzową kupiona w sklepie w doniczce. Suszymy listki z łodyżką, zanim zakwitnie.

Melisa - ma cytrynowy posmak i podobno uspokaja. Dobrze łączy się z innymi listkami, o ile nie wsypiemy jej za dużo, bo wtedy zdominuje swoim smakiem cały napar (podobnie, jak mięta pieprzowa). Nie jestem wielbicielką melisy, przepraszam się z tym smakiem zimą.

To tylko próbka. Pić można wiele innych liści (również  z drzew), kwiatów, płatków, a nawet korzeni. Warto zakupić sobie księgę dużych rozmiarów o ziołach, porządnego wydawnictwa i sprawdzonych autorów i do niej się odwoływać, zwłaszcza, gdy chcemy łączyć kilka gatunków w jednym napoju.



2 komentarze: