wtorek, 16 lipca 2019

Kosturek

Jak wiadomo kostur to kij służący do podpierania się. Zwłaszcza, gdy ktoś ma problem z chodzeniem. Kostur może być też dziełem sztuki i obiektem służącym ku żonglerce:)


Najpierw trzeba wejść na szlak.



Potem pozyskać kij o długości co najmniej mieszczącej się pod pachą.

Niestety musi to być kij w miarę świeży (bo suche łatwo się łamią), a zatem trzeba wyciąć leszczankę czy inną przydrożną wierzbę i to jest trochę trudne, gdy ktoś mieni się przyjacielem przyrody. Dlatego wycinamy kostur zaraz na początku drogi, na stanowisku ruderalnym, tam, gdzie zagęszczenie potencjalnych kosturków jest wysokie, a i tak spora część z nich przegra w wyścigu po światło.

Kijaszek powinien być dość gruby, aby wspierając ciało nie uginał się łatwo.

Końcówki raczej tępo zakończone (choć, gdy sobie wybijemy nim oko to i tak wszystko jedno).

I już można iść dalej.

A w czasie przerwy w wędrówce siadamy, wyciągamy zza pazuchy kozik (z plecaka scyzoryk) i ozdabiamy kosturek przemyślnymi wzory.




A potem jest już tak piękny, że żal go wyrzucić po powrocie z gór i usycha na balkonie. Ale jego piękno trwa:)

Wtedy zabieramy go ze sobą na ognisko i spalamy rytualnie rzeźbiąc przy okazji nowy.

P.S. Kosturki można też obracać w ręku na różne przemyślne sposoby i używać w amatorskim fechtunku na górskiej łące. Świetnie nadają się na dzidy, które można rzucić w dal lub do celu. Gdy się ma dwa kosturki - kije do nordic walkingu jawią się jako zbędny wydatek. No i jeszcze pozostaje funkcja gnomonu - jak wiadomo kij wbity pionowo w ziemię, w słoneczny dzień o godzinie 12 wskazuje nam kierunek północny, a zatem kierunek wędrówki ku Bałtykowi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz