Strony

niedziela, 22 grudnia 2019

Jak podzielić pierniki?

Święta za pasem. Należymy do szczęściarzy, którym najwspanialszy piernik upiecze Babcia. Ale nie wytrzymaliśmy i jeszcze przed Świętami kupiliśmy  pierniczki "Katarzynki" w czekoladzie. W opakowaniu było ich sześć. Ale jak je podzielić, skoro jest nas pięcioro (kot nie lubi)?

Na opakowaniu widnieje informacja, że pierniczki są wegańskie. bez oleju palmowego również.  No,no!


Zapytałam Młodzież i Ojca Rodu. Opcji było wiele. Zanotowałam je sumiennie:

- Każdy dostaje po jednym pierniku, a ostatni pierniczek trzeba podzielić na 3 części i dać dzieciom. 
- Wskazane by było dać Najstarszej Córce cały nadprogramowy pierniczek, bo nastolatki potrzebują więcej węglowodanów, intensywnie pracują umysłowo przy nauce, zużywają dużo energii przy czynnościach domowych, np. sprzątaniu kociej kuwety...
- Każdy z pierniczków przekroić na pół. Otrzymamy 12 kawałków pierniczków. Każdy dostaje... po dwie połówki. Oj, zostały jeszcze dwie. Dla kogo? To pytanie pozostało bez odpowiedzi.
- Ostatni pierniczek powinien w całości zjeść Ojciec Rodu, który poświęci się w ten sposób, aby pozostali członkowie rodziny nie narażali się na spożycie nadmiaru cukrów, tak przecież niezdrowych.
- Jacek-przedszkolak myślał i myślał patrząc na pierniczki i macając je paluszkami. Wreszcie zeznał: "Nie wiem" i oddalił się w kierunku gry komputerowej, która nie stawiała przed nim aż takich wyzwań.

Ostateczna wersja była taka, że nadprogramowy piernik podzieliliśmy na 5 kawałeczków i każdy zjadł jeszcze po takim małym skrawku.


Następnie przybyły do nas pierniki, których było 7 w opakowaniu i tu cichcem rodzice spożyli po dwa, nie przyznając się dziatwie, że w ogóle była możliwa jakaś inna opcja. Z dietetycznego punktu widzenia pierniki te były katastrofą, gdyż polano je lukrem.




Z wigilii klasowej Jurek przyniósł pierniki upieczone przez swoją cudowną Panią Wychowawczynię, a ozdobione samodzielnie pisakami lukrowymi. Chcieliśmy je podzielić wagowo i dokonaliśmy zbiorowo ważenia pierniczków i ustalenia średniej wagi, ale trzeba by je bardzo rozdrobnić. W związku z tym właściciel samodzielnie podzielił pierniki oddając rodzinie anioła, a sam pożerając resztę. Obyło się bez sporów.

 
 

I ostatnie przedświąteczne pierniki "Katarzynki" - bez czekolady, bez lukru, najsłuszniejsze dietetycznie, bogate w przyprawy. Podzieliliśmy je, tak jak pierwsze.
 

Warto dodać, że firma "Kopernik" z Torunia na swojej stronie internetowej deklaruje chęć rezygnacji z jaj z chowu klatkowego do 2025 roku. Dlatego zalewowi zagranicznych pierników na polskim rynku mówimy NIE. Podobnie, jak piernikom polanym lukrem, które firma "Kopernik" niestety produkuje. Cóż, nie trzeba ich kupować i tyle.

 W obliczu Świąt nie udaje nam się za bardzo unikanie słodyczy. Wszelako piernik należy do najzdrowszych słodkości świątecznych. Zwróćcie uwagę na korzenne przyprawy. Nie warto zapominać o nich przez pozostałą część roku. Mądre lektury podają, że cynamon, zwłaszcza ten z Cejlonu, jest bogaty w przeciwutleniacze i wspiera funkcjonowanie flory jelitowej, a przy tym korzystnie wpływa na funkcjonowanie układu sercowo-naczyniowego. Ten niecejloński zawiera kumarynę, która działa toksycznie na wątrobę, gdy jemy go dużo, a zatem lepiej celować w cejloński. 
Goździki mają działanie przeciwzapalne, antyseptyczne, rozgrzewające i znieczulające, o czym warto pamiętać przy stanach zapalnych w jamie ustnej. Goździka trzeba rozgryźć i trzymać jak najdłużej w okolicy ropnia, afty i innych podobnych atrakcji, zwłaszcza, jeśli trafią nam się one, gdy lekarz właśnie świętuje. Ponadto goździki zmniejszają oddawanie gazów, co jest cenną kwestią przy dużym spotkaniu rodzinnym.
Pieprz czarny ułatwia trawienie, pobudza apetyt i rozgrzewa. Od niego pochodzi nazwa piernika, który ma byc "pierny", a wiec pieprzny, pikantny.
Nie lubię anyżu i jak się czegoś nie lubi, to się do swojego piernika tego nie wrzuca, ale trzeba przyznać, że przyprawa ta ma walory wspomagające trawienie. Jeśli nie do piernika, to może zechcecie zmieszać anyż z majerankiem i zaparzyć, je jak herbatkę, co jest nieoczekiwanie smaczne i podobno działające zbawiennie, choć wiatropędnie,  na przewód pokarmowy, zwłaszcza obciążony nadmiarem tłuszczów.
Do piernika sypnęłabym jeszcze szczyptę imbiru mielonego. Co prawda to nie to samo, co świeży, ale ma walory przeciwzapalne, podobnie, jak kardamon.
Nie zapomnijcie o śliwce wędzonej w swoim pierniku, gdyż to właśnie ona ułatwi Waszym jelitom pozbycie się tego, co zjedliście w nadmiarze. A poza tym doda piernikowi staropolskiego smaku, którego sklepowe pseudofrykasy nie mają.

Z młodzieńczych ust padły jeszcze pytania, o to, jak rośnie pieprz czy inny kardamon: czy na krzaku, czy na drzewie i jak to w ogóle wygląda? W świąteczne popołudnie można sobie usiąść z dziećmi przed ekranem odrywając je od jedzenia/grania w grę komputerową/oglądania durnego filmu i wyguglować trochę obrazków pieprzu, cynamonu, kardamonu. Ładne są te rośliny, aż chciałoby się je wyhodować na parapecie. Kto wie...

Post ten zgłaszam w ostatniej chwili do wspaniałego projektu międzyblogowego Bajdocji: "Matematyka na święta" 5



 A tutaj linki do innych uczestników projektu.


Wesołych Świąt!!!

 

poniedziałek, 2 grudnia 2019

Eko-Mikołaj

No jasne, że zero waste jest fajne. Unikamy plastiku i opakowań. Słodyczy też unikamy. No wszystkiego. W ogóle fakt, że mamy troje dzieci jest bardzo nieekologiczny. A tu Mikołajki za pasem. 

"Mamo, chciałbym drewnianą szczoteczkę do zębów" - powiedział Jurek.
"A ja gąbkę roślinną, nie plastykową" - zażyczyła sobie Hania.
No to postawiłam na tego rodzaju mikołajkowe prezenty. Opakowane ekologicznie i z wymową eko-, bio-. Ale temat prosty do okiełznania nie jest.

Kupiłam gąbkę Konjac, która jest boleśnie droższa niż ta plastikowa, która się rozłoży za 400 lat, a wcześniej będzie dryfować w oceanie trując żółwie morskie.
Kupiłam drewniane szczoteczki do zębów - jeszcze nie wiem, jak się sprawdzą w samym szorowaniu, ale już wiem, że pewnie suszyć je trzeba będzie jakoś mocniej niż te plastikowe i zastanawiam się, ile czasu wytrzymają bez porastania pleśnią.
Kupiłam też szczoteczkę w całości zrobioną z plastiku pochodzącego z recyklingu. Na razie nie wiem, jak wygląda, bo jest zapakowana w materiał papieropochodny, jak wytłoczki do jaj.
W kwestii kosmetyków zauważam, że dużo przegapiłam. Pojawiło się sporo takich, które składają się np. w 92 czy nawet w 96% "z naturalnych składników", choć traktuję ten zwrot raczej podejrzliwie. Są i takie zapakowane w plastik w 100% pochodzący z recyklingu. Szklanych butelek na szampony już nie ma. Wymarły.
Za to są środki czyszczące na bazie sody, kwasku cytrynowego czy innego mydła szarego. Można by posprzątać na Święta ekologicznie, tylko dlaczego są one takie drogie? No i zapakowane hojnie w plastik. Dobrze, że już opanowałam własną produkcję.

Cukier niezdrowy, więc postawmy na zdrowe słodycze. Kupiłam masło orzechowe i miód. Najzdrowsze (i najmniej smaczne) są te masła z których odjęto cukier i sól oraz inne dodatki. Natomiast bardzo podoba mi się pomysł na dodanie do miodu czegoś, np. pyłku, czarnych jagód, malin, cynamonu i bardzo jestem ciekawa, jak to będzie smakować. Stresują mnie tylko wieści, że mam w ręku produkt, który jest "mieszaniną miodów z UE i spoza UE". Czy to-to się scukrzy normalnie, czy będzie odwiecznie płynne? Wydaje się, że niektórzy "producenci" miodu zakładają na wstępie, że żadnego scukrzenia nie będzie, bo pakują miód w plastikową tubkę z małym otworkiem do wyciskania. No, ale w takim razie to nie miód.
Za to trafiłam na galaretkę truskawkową bez cukru firmy Celiko i bardzo jestem ciekawa, jaka będzie.

Wiadomo, że trzeba jeść lokalnie, ale można na Mikołajka zaszaleć, więc pomyślałam o owocu tropikalnym, który byłby jeszcze bio-. Ale jak jest bio-, to już eko- być nie może, bo zaraz pakują go w plastikowy woreczek.
Powala wszechobecność śliwek kalifornijskich rodem z Chile, a za to normalnych - wędzonych, do bigosu się nadających - nie ma. No nie ma. Powiedzcie mi, gdzie we Wrocławiu są?

W kwestii prezentów mikołajkowych można też postawić na przeżycia. Zaproponowałam Młodym, żebyśmy w ramach prezentu mikołajowego zobaczyli  "Czarnoksiężnika z krainy Oz" w naszym muzycznym teatrze Capitol, ale nie przeszło, bo jedno dziecko chciałoby do zoo, a drugie na jazdę konną i się rozmijamy z upodobaniami do przeżyć. Zapewne jednak nie we wszystkich rodzinach tak jest i warto o tym pomyśleć.

Książki są idealnym prezentem. Ale mało kupujemy, bo bibliotek u nas dużo. Dla dorosłych i starszych dzieci proponuję książkę o plastikach:



Dobra na prezent dla każdego, a zwłaszcza dla tych, u których dostrzegamy rys nadmiernego śmiecenia, oraz tych, którzy chcieliby być aktywistami, ale nie wiedzą jak, brak im inwencji i śmiałości. Wszelako dane o obecności plastików we wszystkim i jego astronomicznych ilościach duszących naszą biedną planetę robią ogromnie przygnębiające wrażenie.

Przeczytałam jeszcze książkę amerykańskiej prekursorki zero waste:

 Znalezione obrazy dla zapytania pokochaj swój dom bea johnson

Dla nas niektóre z tych rad mogą się wydać trochę śmieszne, np. Autorka zaleca, żeby zawsze, kiedy to tylko możliwe próbować suszyć pranie poza suszarką, np. na rozwieszonych sznurkach. Jako żywo nigdy nie suszyłam inaczej. Albo podpowiedź, że warto sobie zainstalować w szafce obrotowy mechanizm, który ułatwi nam organizację wnętrza szafki i szybkie znalezienie w niej potrzebnych rzeczy. Chyba nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak bardzo przepastne są szafki z jedzeniem w USA. I jeszcze - przecież ten mechanizm też kupujemy jakoś tam opakowany i też może się on stać potencjalnym śmieciem. Tego autorka już nie widzi. Ale jakoś jej się to udaje, żeby montować 1 słoik ze śmieciami w ciągu roku. I jest to godne podziwu.

Na koniec przyszło mi przyznać się najmłodszemu dziecku, że prezenty mikołajowe dają rodzice. No bo, co tu ściemniać i kłamać? Zniosło to spokojnie. Przeczytałam, przypadkowo zupełnie, o biskupie Miry, prawdziwym św. Mikołaju, któremu możliwe, że dorobiono sporą część życiorysu. Znalazłam to w dobrze napisanej i podbudowanej bogatą porcją literatury źródłowej książce Kamila Janickiego. Warto sobie ją sprawić w prezencie (lub wypożyczyć w bibliotece). Książka jest napisana pięknym językiem, a narrację poprowadzono intrygująco. Niejedna książka przygodowa czy kryminał nie dorasta jej do pięt, a jest to przecież kawał naszej polskiej historii.

Z dziecinnych książek w temacie proponuję książkę Nikoli Kucharskiej "Zwierzęta, które zniknęły", którą można polecić dla dzieci w bardzo różnym wieku: młodsze znajdą piękne, rozmaite, pomysłowe ilustracje, starsze - lekkostrawną, a bogatą porcję wiedzy. Sporo treści poświęcono gatunkom, które są obecnie na skraju wymarcia oraz tym, które już skutecznie skasowaliśmy zupełnie niedawno. Sprawdza się zajrzenie do internetu i obejrzenie, jak naprawdę wyglądały te zwierzęta na zdjęciach.

Nastolatkom proponuję w ciemno wszystkie książki Geralda Durella, założyciela zoo i fundacji na Jersey, których celem było i jest do dziś ratowanie zagrożonych wyginięciem gatunków poprzez rozmnażanie ich w niewoli.  Nie bez przesady można zaliczyć Durella do prekursorów tego pomysłu. Zapewne jest to też zasługa udanego tłumaczenia, ale książki te są pełne humoru i przezabawne. Nie sposób się od nich oderwać. Można wybrać te o dzieciństwie Autora na wyspie Korfu, albo i te traktujące o jego wyprawach w różne zakątki świata w celu chwytania zwierząt czy też te opowiadające o prowadzeniu zoo. Polecam na OLX - w sam raz na prezent EKO.