Czytanie książki
zaczynam zwykle od pierwszego rozdziału pomijając wstępy i
przedmowy (wracam do nich później). Chcę sprawdzić, czy książka
dobrze mi się będzie czytała, czy styl mi odpowiada, czy mnie
zaciekawi.
Wzięłam
„Szaraka...”
do ręki. Czytam.
Zaraz, zaraz… Skądś
znam ten styl, gdzieś
już coś takiego
spotkałam.
Krótki rzut oka na nazwisko autora (Za
późno! Powinnam od tego zacząć!) i już wiem, skąd znam tę
narrację. Tak było w „Prywatnym życiu
łąki”, której autorem jest John Lewis-Stempel.
Teraz już wiem, co
mam przed sobą: intelektualną, wnikliwą analizę tego, co dzieje
się na polu uprawnym. Analizę wypływającą nie tylko z
dociekliwości Autora, ale też z jego wspomnień z dzieciństwa,
które spędził na wsi, z miłości do przyrody i ojczyzny, a raczej
z miłości do ojczystej przyrody (czy zdawaliście sobie sprawę z
tego, że ci, którzy ginęli za ojczyznę - ginęli głównie za
łąki, pola, krajobraz, ziemię, a nie za ojczyźniane fabryki, bo
to nie je wspominali i nie o nich myśleli, gdy szli na wojnę). Jest
to pamiętnik człowieka, który zdecydował się na uprawę pola
dawnymi metodami, bez oprysków herbicydami, z poszanowaniem istot,
które na polu mieszkają. Ba! Nasz rolnik poszedł dalej –
dokarmiał ptaki, aby je przywabić na pole, ucieszył się z zajęcy,
które dostał „w prezencie”, dosiał chwastów. Chciał, aby
przed oczami odrodził mu się żywy obraz świata, którego już nie
ma. Na sąsiadujących z jego polem areałach gospodaruje się teraz
zupełnie inaczej. Wszystko jest podporządkowane konieczności
uzyskania jak najwyższych plonów. Dlatego eksterminacja
wszystkiego, co nie jest pszenicą jest dla współczesnego,
brytyjskiego rolnika oczywistością.
Najpierw naszła
mnie refleksja: „Dla kogo jest ta książka?” Nie jest to wbrew
pozorom lektura lekka i przyjemna. Trzeba chcieć zagłębić się w
rozważania autora i śledzić je uważnie, uruchomić pokłady
wrażliwości i cierpliwości. W nagrodę dostajemy obraz pola
uprawnego pełnego przepychu, uroku, bogactwa, harmonii i ulotnego
piękna, kruchego i skomplikowanego. A przez wszystkie rozdziały
przebija gorzka refleksja, że oto ludzkości udaje się skutecznie
miażdżyć naturę, że z roku na rok ma się ona gorzej. Pocieszam
się tylko, że NA RAZIE polska przyroda nie jest jeszcze tak
zmaltretowana, jak brytyjska, choć w świetle najnowszych
„proekologicznych” decyzji naszych polityków to „NA RAZIE”
wydaje się już niedługo skończyć.
Aha! Wszyscy
zgłębiający tajniki języka angielskiego będą tu mieli ucztę. W
tekście aż roi się od ciekawych słówek i zwrotów, niektórych
już prawie zapomnianych, niektórych używanych bez świadomości z
czego pochodzą i co pierwotnie oznaczały. Nawet, jeśli kogoś
słowotwórstwo i językoznawstwo nie kręci, łatwo się wciągnie w
detektywistyczne dociekania.
Wielbiciele poezji i
literatury pięknej też tu się nie zawiodą. Cytatów jest w
książce moc. I to cytatów w udanym tłumaczeniu, z poetów i
pisarzy brytyjskich, których nie zawsze wrzuca się do przegródki:
„piewca przyrody”.
Do tego mamy
średniowieczne przesądy, zwyczaje mieszkańców wsi związane z
pracą na roli, ich tradycje, kulturę duchową i materialną…
Ciekawostek w tej materii również nie brak w książce.
Czy my, Polacy, też
mamy swojego J. Lewisa-Stempela? Czy musimy go zazdrościć
Brytyjczykom? Nie! Pamiętacie „Dwanaście srok za ogon”
Stanisława Łubieńskiego? On też potrafi spojrzeć na naturę z wrażliwością artysty. Pamiętacie „Noc sów” i „Jej
wysokość gęś” Jacka Karczewskiego? Adama Wajraka nie trzeba
nikomu przedstawiać. Moja córka uwielbiała „Zwierzowiec” -
program dla dzieci Pani Doroty Sumińskiej, którą teraz słuchamy w radiu
i regularnie czytujemy w „Weranda Country”. Zaglądamy tam też
do tekstów Andrzeja Kruszewicza, z resztą znamy jego książki.
Lubimy też Panią Justynę Kierat i jej twórczość, youtuberów, o
których pisałam w poprzednim poście...
Głosowałbym na
nich, gdyby mieli chęć zająć się polityką. Rozumieliby, że
zdecydowane i przemyślane działania na rzecz przyrody to teraz
najważniejsza kwestia, nasze „być albo nie być”.
Nie jestem
zwolenniczką nowego przedmiotu w szkole, tzw. „Edukacji dla
klimatu” .To jeszcze jedna lekcja obciążająca uczniów, którzy
i tak już ledwo dyszą od ilości godzin, które im władowano.
Edukacja dla klimatu to część lekcji biologii, geografii, chemii,
wos, historii, matematyki, religii...
Nauczyciele
wszystkich przedmiotów powinni przeczytać „Szaraka za miedzą”,
znaleźć na niego czas w wakacje. A jeśliby nie przeczytali, to
niech przeczytają rodzice i bogatsi o wnioski z tej lektury wpajają
swoim dzieciom, co trzeba. Howgh.
Premiera książki:
28. lipca, a więc już można kupować i czytać
Bardzo dobre
tłumaczenie: Hanna Jankowska
Staranna korekta:
Magdalena Owczarzak, Katarzyna Dragan
Wydawca: Wydawnictwo
Poznańskie
Autor na Twitterze:
jlevisstempel
I jeszcze bonus, na który trafiłam dzięki książce –
zegar kwiatowy