Za oknem lało, a Jurek nudził: "Mamooo, kiedy pobawimy się tymi kuleczkami?". "Kuleczki" to były rozmaite nasiona roślin strączkowych, które nabyłam wierząc w ich wysokie wartości odżywcze. Niestety nie bardzo miałam pomysł, jak się tymi kuleczkami mamy bawić. Okazało się, że pomysł nie był mi potrzebny, bo Jerzyk sam wszystko wymyślił.
Mieliśmy:
- najpierw porozdzielał ziarenka do różnych pojemniczków, a następnie je pomieszał
- przesypywał hurtowo i pojedynczo, przez lejek, łyżką, do pojemników rozmaitych gabarytów
- zrobiliśmy coś na kształt klepsydry (czas przesypania się nasionek to 2 sekundy:) Grzechocze bardzo głośno i Jacek trochę się tego grzechotu boi, a mi się ciągle wydaje, że nasiona właśnie się rozsypują po podłodze w kuchni i będę je musiała sprzątać.
- dolał wody, żeby sprawdzić, czy będą pływać, czy opadną na dno
- zaznaczyliśmy "niezmywalnym" mazakiem linię na szklance z nasionami i wodą, a jutro okaże się, jak bardzo spęcznieją (kiedyś z Hanią też bawiłyśmy się podobnie)
- wreszcie, z inicjatywy mojej, założyliśmy hodowlę hydroponiczną grochu, soi i ciecierzycy (Dawna hanina hodowla fasoli)
Aha - a najpierw oglądnęliśmy w internecie, jak wyglądają te rośliny, bo wstyd powiedzieć, nie wiedziałam, jak ciecierzyca wygląda. A ładna jest - kudłaty strączek, a w nim jedno ziarenko.
Znamienne jest, że Jurek zawsze podkreśla, jak bardzo groszku i fasolki nie lubi. Na fali zainteresowania nasionami, które czekały, żeby się nimi pobawić, zjadł z rozmachem miskę fasoli Jaś w szarym sosie.
Dla porządku dodam, że i kiełki roślin strączkowych, przeznaczonych do smażenia na patelni (z fasolką mung na czele) zjadł bez szemrania.
Osobiście bardzo lubię pastę z czerwonej soczewicy (po ugotowaniu zmiksować z olejem, czosnkiem, solą i natką oraz kminkiem), dzieci nie lubią, a szkoda.
A wszystkie te nasiona roślin motylkowych są bardzo zdrowe, świetne do wzmocnienia organizmów na przednówku, bogate w witaminy i sole mineralne. A w Tominowie zabawa z groszkiem jeszcze inna:)
Jednym słowem: "Przepycha!"