Przez dwa tygodnie wakacyjne mieszkaliśmy w sąsiedztwie kucyków. Karmienie - zabronione. Rozumieliśmy, że gdyby żarły wszystko, co im podetknie wczasowicz (zwłaszcza ten, który nie ma do czynienia z końmi) - byłyby grube i chorujące. Wszelako rośliny zza płota, skarmiane po garści lub wręcz po liściu na dzień, wydały nam się bezpieczne dla kopytnych. No to sprawdziliśmy, co lubią, a czego nie.
Ten konik wystawiał łeb za ogrodzenie i ciągnął za sukienkę osoby, która daje najsmaczniejsze zielsko! |
Nie jadły:
- lebiody (no proszę, a człowiek ją jada i owszem:)
- niecierpka
- podagrycznika
Jadły:
- skrzyp
- paproć
- liście i owoce dzikiej jeżyny
- babkę lancetowatą
- mniszek lekarski
- koniczynę
- trawę
- liście czeremchy i olszy czarnej
- i wszystko inne, czego nie zapamiętałam, albo nazw nie znałam
Zdziwiłam się przy skrzypie i paproci, ale koń swój rozum ma. Może brakowało mu krzemu? Potem pomyślałam, że to jacyś końscy desperaci, bo w obrębie swojego ogrodzenia nie znajdowały może nic ciekawszego do jedzenia.
A może to dla mnie tylko było ciekawe novum, a koniarz śmiałby się z mojej analizy? Hania i Jurek dzielnie podtykali konikom kąski wskazywane i nazywane przez matkę i czerpali wielką radość z karmienia i głaskania.
Tak czy siak na roślinach się koniki znają, bo w zagrodzie z trawą wyjedzoną do cna zakwitł jaskier. Znaczy - ohyda i trucizna!
O eksperymentach kulinarnych na chomiku pisałam tutaj.