Strony

czwartek, 14 stycznia 2016

Owoce egzotyczne na stole, w książce i w Palmiarni

W ramach detoksu cukrowego zimową porą lansuję owoce egzotyczne. Różnie to z nimi bywa, często docierają do Polski niedojrzałe, nadpsute i obtoczone w środkach przeciwgrzybicznych. Ale kuszą, a przy tym przy okazji konsumpcji można sobie poszerzyć wiedzę (o tym pisałam kiedyś).

Ostatnio pod nóż poszły:
a) smoczy owoc (pitaja) obrane i spożyte dokładnie według filmiku z Babel School in Taiwan (tam też kilka innych filmików instruktazowych o spozywaniu egzotycznych fruktów). Wiemy o nim również z książki Neli Malej Reporterki i to był główny powód, dla którego Jurek, gdy zobaczył ten owoc, przykleił się do stoiska i już nic innego nie chciał. Słodki smak był w nim rozłożony nierównomiernie, tzn. słodkie i smaczne kawałki stanowiły kontrast dla tych wodnisto-mdłych. Ogólne wrażenia - pozytywne!



b) granat - tak, wiemy, że one ciągle leżą w supermarketach, ale my rzadko kupujemy, tak, że Młodzież zdążyła już zapomnieć poprzedni raz. Problem tkwi tylko w skutecznej konsumpcji. W naszej rodzinie są dwie frakcje - tych, którzy przeżuwają całość miąższu łącznie z pestkami i tych, którzy pestek nie jedzą. Można jeszcze wycisnąć sok i to jest chyba najprzyjemniejszy sposób konsumpcji.



c) liczi - po jednej sztuce na łebka. Mniam! Kupowanie liczi weszło mi w nawyk i od tamtego czasu kupuję, bo bardzo lubimy.



d) pepino, o którym sprzedawczyni zeznała, że przyjechało z Peru i że dobrze by było, żeby jeszcze kilka dni poleżało w domu dla lepszej dojrzałości. Nie dane mu to było, a może szkoda, bo smak był nijaki.



W drugim podejściu nabyłam ten zestaw:



Papaja okazała się gorzka, to kolczaste pomarańczowe niewiadomoco - kwaśne, jak ocet siedmiu złodziei i tylko kaki uratowało sprawę. Co gorsza zapomniałam, jak się nazywa pomarańczowy owoc i nie potrafiłam już nic znaleźć na jego temat w Internecie.

Kolejne podejście egzotyczne to nasza wycieczka do Palmiarni w Wałbrzychu (wszystkim z okolic Wałbrzycha serdecznie polecam - to naprawdę bardzo ciekawe miejsce, no i nie zamknięte zimą, jak wrocławski Ogród Botaniczny), gdzie można podziwiać dojrzewające na roślinach granaty czy cytrusy.



Osobny rozdział stanowią drzewka bonsai, no i zwierzęta (biały paw!, ryby, żółwie), nie wspominając o kawiarni, gdzie wśród listowia upchnięto stoliki, przy których pożywić się można lodami. Bardzo dobry to pomysł - szklarnia, palmiarnia czy inna oranżeria w zimowe miesiące. Wrażenie odskoczni od codzienności jest spore. No i nasza kolekcja domowych roślin powiększyła się o 2 nowe egzemplarze:)



Przedostatnim etapem rozrywki owocowo-egzotycznej było nabycie literatury fachowej, która nie okazała się tak fachowa, jak myślałam, gdyż do owoców egzotycznych autorka zalicza korzeń chrzanu. Wszelako lektura ta jest inspirująca ze względu na wskazówki "Jak wyhodować?".

I to będzie następny etap.

Na razie mamy gałązki w wazonie z gałęzi znalezionej na podwórku ("Może wypuszczą listki mamusiu?") i cebule na parapecie (ma wypuścić szczypior). Aha! No i liście laurowe, pachną pięknie, ale szkoda mi ich skubać do obiadu - na razie rosną sobie bezkarnie.



Ciekawa byłaby też rozrywka konsumpcyjna z orzechami. Brazylijskie, pekany, makadamia i inne. Bardzo chciałam kupić to wszystko w łupinach, niełuskane. Ale jakoś nie umiemy trafić. Orzechy wyłuskane łatwo przechodzą innymi zapachami czy smakami, a tłuszcz w nich zawarty szybko jełczeje. Chciałabym tego uniknąć i zaparłam się, że wyłuskanych orzechów brazylijskich nie kupię. No to chyba nie dane nam będzie...  Ale byłoby ciekawie.

18 komentarzy:

  1. Znamy i lubimy granaty i kaki. Jedliśmy też kiedyś liczi, ale mnie wydało się jak rozciapciane winogrono. Musimy kupić pitaję (też widziałam w Babel school in Taiwan).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo liczi trafiają się różne, nawet cuchnące. Gdy się trafi takie jak trzeba - jest bardzo aromatyczne i pięknie pachnie. Nie widać niestety tego z zewnątrz, przy zakupach.

      Usuń
    2. dla mnie liczi tez obślizgłe i nie bardzo, podobnie mam z mango- wydaje mi się "za żywe" wiem, wiem, głupie, nie umiem wyjaśnić inaczej :) ale mus z mango (puszkowy) uwielbiam, egzotyczne jeszcze kokosy - sporadycznie jadamy, pitaje mam na liście do spróbowania :)

      Usuń
    3. Trafiłam na karambolę, która smakowała i pachniała naftaliną. Domyślam się, że to nie jest jej naturalna cecha, ale tak się wtedy zniechęciłam, że tym razem nie próbowałam. Ładna jest jako dekoracja, bez wątpienia.

      Usuń
    4. Bubo, jeszcze pamiętasz? :-)
      Pozdrawiam,
      Dorota z Babel School

      Usuń
  2. "Niewiadomoco" to kiwano lub ogórek kolczasty - powinno smakować jak lemonkowy bana:-)Bardzo lubię, ale faktycznie ciężko jest dostać dojrzałe, delikatnie słodkie egzemplarze - pozdrawiam serdecznie autorkę fantastycznego bloga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiwano!!! Dziękuję!!! Również pozdrawiam i dziekuję za komplement:)

      Usuń
    2. O, kiwano (ogórek kolczasty) też kiedyś jadłyśmy (po Twoim dawnym poście o owocach egzotycznych ;-)
      Smakowało jak... ogórek ;-)

      Usuń
  3. A jaką książkę kupiłaś? Warta polecenia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eva Ronnblom "Owoce egzotyczne". Kupiłam ją impulsywnie w księgarni z tanimi książkami za 8 zł. Podejrzewam ją o kantowanie czytelników, bo ten chrzan jako owoc egzotyczny wydaje mi sie zupełnie nietrafiony. I kasztanowiec na dodatek. Reszta w miarę ok, ale kaki i liczi nie ma. Myślę, że możną trafić na lepsze. Ale tak naprawdę czy jest dobra będę wiedziała, gdy zastosuję zawarte w niej porady dotyczące siewu i hodowli obiektów tytułowych. Jak się sprawdzą - znaczy: dobra była:)

      Usuń
  4. Skusiłyśmy się i wydawszy majątek kupiłam kilka owoców egzotycznych. Mamy za sobą pitaję (nijaka) i rambutana (dla mnie nijaki, córce smakował). Pepino czeka w koszyku (zgodnie z sugestią Waszej sprzedawczyni ;-)
    Lubimy bardzo (od poprzedniej "przygody" z owocami egzotycznymi) kumkwat, więc tym razem też kupiłyśmy i już prawie cały skonsumowałyśmy ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to - "prawie cały skonsumowałyśmy"? To jest przecie takie małe coś, jecie po 2 g? Jeszcze nie znamy, bo wydało mi się, tak na oko, zbyt podobne do mandarynki.

      Usuń
  5. Egzotyczne owoce? Coś o tym wiem :-) U nas tylko takie są. Za truskawki, czereśnie, gruszki, śliwki, jagody trzeba płacić chorendalne ceny, a za gujawy, pitaje czy też mango tyle co nic. Frajdo, jeśli jeszcze nie widziałaś, to zapraszam do obejrzenia kilku filmików o owocach autorstwa mojej córki, ze mną w roli głównej :-)
    https://www.youtube.com/playlist?list=PL7As_AXCh65fRPHGeeB5W8PCk6Oepxht1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzieliśmy wszystkie! Chętnie obejrzymy jeszcze!

      Usuń
  6. My tylko granat z tej listy jadamy. Gdzies w internecie obejrzalam jak sie obiera, wiec teraz juz idzie z gorki. Pyszny do wszelkiej masci salatek z salata w rolu glownej. No i na przekaske. Antek pluje pestkami, reszta zjada jak leci. Soku nie probowalismuy (szkoda nam owocu).
    Z listy to chyba jeszcze liczi i papaje probowalismy. Nie podeszly nam...
    Polecamy tez mango. Musi byc dojrzale i trafic trzeba na sztuke ktora nie jest wloknista. Pyszne tak obrane albo w formie koktajlu z jogurtem (mango lassi).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno u nas u takie mango, zwykle trafiamy na zielone i twarde, jak kamień przydrożny. Ale jestem czujna i jak się trafi będziemy kupować. Musiałoby być u nas duuużo tanich i dojrzałych mango żebyśmy się porwali na koktajl.

      Usuń