Strony

wtorek, 20 grudnia 2016

Przedświątecznie

Nic się nie dzieje na blogu, więc Drodzy Czytelnicy zapewne wysnuwają wnioski, że zaniechaliśmy doświadczeń i obserwacji. Nic bardziej mylnego. Okres przedświąteczny sprzyja wręcz poznaniu. Poniżej fotoreportaż.

Coroczne zajęcia z karpiem - tu: pozyskiwanie łusek w celu kultywowania zabobonu głoszącego, że tkwiąc w portfelu pomnożą mamonę.

Wbrew pozorom tłuczek służy do przytrzymania śliskiej ryby.

 Głowy ugotowano i zjedzono wydłubując ich ciekawsze fragmenty:


Dialogi na czaszką rybią

J: Tato, co to jest?
T: Chyba mózg.
Zbiorowe westchnienie: Ooooo!
H: Mamo! Jurek zjadł mózg!

H: O! Gałka oczna! Twarda? Czy mogę to zjeść?

H: Co to jest?
T: Chyba język.
H: Mogę zjeść?! Kto chce zjeść?!

T: A tu jest czaszka...
H: To jest mózg? Mały.

H (o Jurku): To jest mózgożerca.

Jacek: Bleeee!
Jurek: Nawet nie spróbowałeś, a to jest takie pyszne!

I po co się wysilać na karpia w galarecie?


Buraki do kiszenia nastawione - chyba nie zdążą:(



Objawiła się rujnująca kieszeń namiętność do śliwek wędzonych (nie suszonych! Nie kalifornijskich. Ale Węgierki też to nie są, bo jakieś wielkie. Stanley?). Pyszne! Lepsze od czekolady!



Nie zaniedbujemy też zielarstwa - w czasie, gdy Hania delektuje się jazdą konną, tato wykopuje korzenie pokrzywy (jak się okazało w okolicy stajni gleba nie była tak bardzo zamarznięta i uległa saperce). Po ususzeniu korzeni Ojciec użył dzieci do ich rozdrabniania. Piję. Gdy Troskliwy Małżonek przynosi żonie herbatę pod nos - nie wnika się za bardzo w jej skład. Był to błąd wielu otrutych małżonek, dlatego poprosiłam o link do strony opisującej właściwości korzenia pokrzywy. Proszę bardzo - to dla Was - też sobie poczytajcie, jeśliście ciekawi.



Na parapecie wykiełkowała już szałwia (Jak ona cudnie pachnie! Lubię po prostu przesunąć ręką po liściach i się napawać), zielony groszek (doprawdy, nie wiem po co, dzieci bardzo chciały posadzić, chyba chomik pożre, bo nie jesteśmy aż tak ambitni, żeby celować w strączki) i kiełki brokuła (niedługo zjemy do kanapek).



Przy okazji przedświątecznych porządków odkryliśmy, że z huby wyszły liczne owady. Na razie jestem w trakcie tropienia, co to właściwie za gatunek (grzybiec?). Młodzież jakoś przełknęła usuniecie huby, uroczego okazu, z którego przez dziurki wydrążone przez insekty wysypywał się hubowy proszek.



Na tyle rzadko jadamy przepiórcze jaja, że poprzedni raz odszedł w niepamięć. Jak się okazało skorupki koniecznie trzeba sobie zachować na pamiątkę. I rób tu matko przedświąteczne porządki! Ciekawe jakiego robala wyhodujemy na skorupkach?



Mamy też choinkę, żywą, było na niej napisane "EKO", co jest obiecujące, ale nie wierzę. Podlewamy i mam nadzieje, ze wsadzimy ja po świętach pod blokiem, albo w jakimś jeszcze lepszym dla niej miejscu. Dla zainteresowanych: największy wybór pięknych choinek i normalne ceny można znaleźć we Wrocławiu w sklepie przy Ogrodzie Botanicznym. Praktycznie co roku, przez wiele lat, można sobie fundować inny gatunek. Jest to reklama bezinteresowna i sklepowi temu zbędna.


Wesołych Świąt!



2 komentarze:

  1. Oj, skąd my to znamy... Mole w okazie suszonej flądry, coś się rozpełzła z suchych gałązek (nasza choinka z patyków w tamtym roku ożyła) i najgorsze- pchły z ptasiego gniazdka, znalezionego zimą i nieopatrznie zabranego do domu. Ciężkie jest życie przyrodnika i matki-przyrodnika :)
    A choinka piękna! Miewaliśmy takie w erze przed kotami :(
    Zastanawiałam się w pierwszej chwili, po co tego karpia tłuc... ;)
    WESOŁYCH ŚWIAT! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak wygląda choinka w erze kociej? Z tego, co pamiętam, tylko dół był nadwyrężony, ale reszta ok.

      Usuń