Dokarmiamy gołębie miejskie. Grzywacze widujemy na pobliskiej brzozie, ale jeszcze się nie zdobyły na to, aby zaszczycić nasz parapet, zaś sierpówki mieszkają w pewnym oddaleniu i to nielicznie. Za to miejskich ci u nas dostatek. Niektórzy stali goście mają nawet imiona...
Czarnokropek |
Kubuś |
Czarniuszek vel Czarek |
Jak widzicie, niektóre mają już swoje imiona. Białoskrzydłek nie chce się fotografować, więc, choć rozpoznawalny, nie został utrwalony. Poza tym przybywające do nas gołębie wydają się rzeczywiście bardzo podobne do siebie nawzajem.
Karmimy je słonecznikiem łuskanym, a gdy go zabraknie - ryżem, ostatecznie kaszą jęczmienną, którą nie za bardzo lubią. Gryczaną wręcz gardzą. Gdy nic nie ma do jedzenia na parapecie - zaglądają nam do okna i spoglądają wyczekująco, jakby chciały nas ponaglić: "No, sypnijcie coś wreszcie!" Jednak aby ukrócić rozpasanie żywieniowe ustaliłam z dziećmi, że karmią 1 raz dziennie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz