Przeciętny śmiertelnik posługuje się na co dzień pięcioma zmysłami. Wzrok odgrywa tu bardzo dużą rolę. A gdyby tak postawić na pozostałe zmysły?
Zasłońmy dziecku oczy szalikiem. Niech spróbuje rozpoznać, jaki przedmiot podajemy mu do ręki. Zacznijmy od łatwych przedmiotów, czyli takich, których Maluch używa na co dzień, np. kredek, maskotek, szczoteczki do zębów itd. Stopniujmy trudność podając do łapki przedmioty, których używa rzadziej lub może jeszcze nie miało w ręku, np. żarówkę, dziadka do orzechów, śrubokręt. Przy okazji można się zorientować w zasobie słownictwa Badacza. Starajmy się unikać rzeczy ostrych lub łatwo ulegających zniszczeniu.
Gdy dziecko ma problem z nazwą zapytajmy do czego służy dany przedmiot.
W niektórych wypadkach, np. przy odróżnianiu cytryny od pomarańczy przydatny może być zapach obiektu. Tu mogą pojawić się 2 dodatkowe warianty zabawy: rozpoznawanie po zapachu, a w wersji dla niejadków - rozpoznawanie po smaku. Pamiętajmy jednak, aby zbytnio nie mieszać produktów spożywczych - ograniczmy się np. do owoców i warzyw w jednym podejściu.
Wieczorna wersja to zabawa z cieniem. Trzeba zaopatrzyć się w dobrą latarkę lub lampkę nocną i zgasić światło. Dziecko patrzy na oświetloną ścianę, a my za jego plecami pokazujemy przedmioty rzucające cień. Musimy zaznaczyć, że dziecko nie może się odwracać. Na podstawie cienia maluch odgaduje nazwy przedmiotów. Gdy któryś z nich sprawia mu trudność trzeba nim troszkę pokręcić, aby można było zobaczyć cień obiektu z różnych stron. Kolejnym ułatwieniem jest wydanie dźwięku, np. postukanie w obiekt, czy zaszeleszczenie nim, jak to zrobiłam w przypadku zagadkowej dla Hanki paczki chusteczek higienicznych.
Moje dziecko zechciało następnie przetestować mnie i ja musiałam zgadywać, cóż to za cienie widzę na ścianie. Propozycje były dosyć monotematyczne (przegląd wszystkich pluszaków), co nie oznacza, że dla mnie łatwe :)
Aż się chciało mieć wosk pod ręką, zwłaszcza, że Andrzejki za pasem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz