Strony

wtorek, 19 marca 2013

Kuchnia ekstremalna

W jakim wieku daliście swojemu dziecku nóż do ręki? U nas Jurek zaczął kroić tuż po drugich urodzinach. Uparł się: otwiera szufladę, wyjmuje nóż i deskę, wybiera sobie obiekt do krojenia. Na szczęście rozumie zwroty: "Uwaga - ostre!", "Uważaj na palce!" i tym podobne, które wykrzykuje zestresowana matka. Zauważyłam, że jest rzeczywiście ostrożny. W każdym razie nic sobie nie uciął (na razie!), a  pomógł mi sformułować podstawowe zasady nauki krojenia i przygotowywania posiłków z udziałem Malucha:



- pilnować, żeby dziecko trzymało nóż ostrzem w dół:)
- zadbać o deseczkę, która się nie przesuwa i nie jest zbyt gładka (idealna gruba, drewniana)
- machnąć ręka na estetykę przyodziewku (zachlapany!)
- dać do krojenia coś miękkiego: banan, jabłko, choć zaczęliśmy od ziemniaka, nie dawać marchwi i innych o podobnej twardości
- pozwolić próbować krojone sztuki, pilnując, aby to jednak nie był surowy ziemniak czy cebula



Fajne jest wlewanie wody do pokrojonych warzyw:
- pokazać, żeby lać wodę z niedużej wysokości, żeby nie chlustało
- pojemnik do nalewania wody wypełnić do połowy
- pozwolić pomieszać trzymając garnek, bo mieszanie może okazać się ulubionym zajęciem  To nic, że nie jest takie niezbędne przy zupie jarzynowej.
- kontrolować solenie: pokazać, co znaczy "szczypta"

A potem Jurek przykrył garnek pokrywką i pokazał, że mam włączyć palnik. Oraz wytarł stół rozmazując resztki po blacie. I proszę - zupa jarzynowa prawie gotowa!


Spociłam się.

Ale to jeszcze nie był koniec wyczynów kuchennych.
Okazało się, że wykałaczki też są ciekawe.
Zauważyłam,  że dziecko sobie wkłada wykałaczkę do ust udając wydłubywanie resztek posiłku z zębów. Nie wiem skąd ten gest, bo w naszym domu wykałaczek do tego nie używamy.  A potem rozpoczął wbijanie. Na pierwszy ogień poszło krzesełko do karmienia, więc w trosce o całość mebla podetknęłam mu pomarańczę. Jerzy "najeżył" ją wykałaczkami, po czym odwrócił pomarańczę "jeżem" w dół i próbował wszystkie wykałaczki od razu wbić w krzesełko...



Lubimy też segregowanie sztućców po wyjęciu ze zmywarki. Najpierw Jurek wrzucał je gdzie popadnie, ale teraz dokładnie już wie, do której przegródki włożyć widelec, a do której łyżeczkę  Migiem podaje też naczynia wyjmując je szybko ze zmywarki. Trzeba się nieźle zwijać, żeby nadążyć odbierać talerze i szybko wkładać do szafki. Mama nie ma czasu na guzdranie, bo gdy nie chwyci talerza w porę - spada on w dół i dopiero jest uciecha!


A pieczenie ciasta! Demolka w kuchni całkowita. Lepieniu i mieszaniu łapami nie ma końca. Mąka wszędzie. A i mikser mój Syn już miał w ręku.

Wiem, że to świetne ćwiczenie rozmaitych zmysłów, koordynacji wzrokowo-ruchowej i innych cennych umiejętności,  których wyliczyć nie jestem w stanie. Ale jak to było pięknie działać w kuchni w pojedynkę. Dobrze, że czasem Jurek woli klocki... A czasem nożyczki:)


4 komentarze:

  1. Skąd ja to znam! Tomek mi dostarczył wrażeń gdy zapragnął trzec marchew na tarce- robił to zawzięcie .. do pierwszej krwi . A potem robił to dalej chowajac ranę. Zebym mu tarki nie zabrala! A za jakiś czas bede miala powtórkę :) ale ten czas leci! Jurek już taki duzy!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, tego jeszcze nie mieliśmy! Brzmi rozrywkowo, rzeczywiście, cha, cha:)

      Usuń
  2. Twój blog jest niezwykle pomysłowy i kreatywny, aby to docenić chciałabym Cię zaprosić po wyróżnienie na mojego bloga :)

    OdpowiedzUsuń