"Wymyślimy grę z piórami?" - zapytał Jurek kusząco, w niedzielny poranek wydobywając ze swojej szafki kolekcję piór. Wymyśliliśmy. Nie jest to nic szczególnie odkrywczego - ot, rozrywka w sam raz na niedzielny poranek. Jeśli się ma pióra oczywiście. U nas - głównie gołębie oraz kilka bażancich znalezionych na wycieczce.
1. Pióra układamy na kupce. Na "trzy, cztery" każdy wyciąga jedno pióro - wygrał ten, kto ma najdłuższe. W razie wątpliwości posługujemy sie linijką.
2. Układamy z piór własną kompozycję dekorującą... eee, podłogę. Nowo przybyły członek rodziny, jeszcze nie wciągnięty w rozrywki, ocenia, która kompozycja jest najładniejsza, najstaranniej ułożona.
3. Rozdmuchujemy kupkę piór po podłodze i na "trzy, cztery" zbieramy piórka - wygrał ten, kto zebrał najwięcej.
4. Jeden z graczy wychodzi z pokoju, a w tym czasie inny rozmieszcza we wnętrzu pokoju 8 piór w różnych nietypowych miejscach. Pióra nie mogą być ukryte. Następnie ten, kto wcześniej wyszedł wraca i jego zadaniem jest odnalezienie wszystkich piór. Można mierzyć czas, ale to nie w niedzielny poranek:)
5. Można też ułożyć obrazek-piramidę z piór od najdłuższego do najkrótszego.
Na koniec pozostaje pokazać Młodym, że pióro nie namaka wodą, gdy je umieścimy pod kranem - woda spływa po jego powierzchni.
Dzieje się tak dzięki temu, że pióro jest natłuszczone wydzieliną gruczołu kuprowego. Mieliśmy okazję tego lata oglądać perkoza na jeziorze (co by było gdyby mu zamokły pióra podczas nurkowania?!), widujemy też na podwórku ptaki przeczesujące pióra dziobem i w ten sposób rozprowadzające po piórach wydzielinę gruczołu kuprowego.
Można też namydlić pióro, osuszyć i powtórzyć manewr z moczeniem. Właściwie już samo namydlenie tak niszczy pióro, że na nic zdałoby się przeczesywanie go dziobem - do wyjściowego kształtu i tak nie wróci, o wodoodporności też nie ma co wspominać.
PS. Przypomniałam sobie jeszcze nasze wcześniejsze zabawy z piórami, które opisane są w poscie o znamiennym tytule: "Pióra"
Może jako ciekawostkę dodam, że kormoranom pióra nasiąkają i stąd to wieczne suszenie r rozpostartymi skrzydłami :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, zupełnie o tym zapomniałam. Ale teraz nasuwa się pytanie: dlaczego? Trzeba pogrzebać w mądrych źródłach.
OdpowiedzUsuńMogą się też przydać na pióropusz...
OdpowiedzUsuńPióra też zawsze na wycieczkach zbieram.
Produkcję pióropusza mamy już za sobą - można go zobaczyć w tegorocznym, sierpniowym poście p.t.:"Plecionki wakacyjne".
OdpowiedzUsuńJak nie zbierać piór, skoro są takie piękne i perfekcyjne w swej konstrukcji na dodatek?