Strony

środa, 26 października 2016

Pigwa na surowo

Drzewko pigwowe obrodziło, jak zawsze. Poniżej mały instruktaż dla tych, którym trafi się pigwa i nie wiedzą, co z nią zrobić. A warto ją jeść, gdyż zawiera mnóstwo cennych witamin (zwłaszcza sporo C i B) oraz soli mineralnych (potas, fosfor, wapń, magnez, a nawet odrobinę żelaza). Jest to przepis szybki, bez użycia obróbki cieplnej (aby cenne składniki nie uleciały) i w ogóle jest to bujda na resorach, że nie jada się pigwy surowej. Jada się! I to jak!


Podstawowe zasady:
Pozwolić pigwom jak najdłużej wisieć na drzewie, np. do połowy lub końca października, o ile nie ma dużych przymrozków.

Zrywać ostrożnie, żeby nie poobijać, delikatnie układać w pudełku, skrzynce czy koszyku, a nawet na parapetach w domu, gdyż przepięknie pachnie. Zapach pigwowy nie pojawia się od razu tylko mniej więcej po tygodniu leżakowania. Dopiero wtedy pigwy poddajemy obróbce.

Należy pigwy dokładnie umyć, każdy owoc z osobna, pozbawiając je "futerka", które pokrywa skórkę owocu.

Pokroić pigwy na ćwiartki, usunąć gniazda nasienne. (Informacja dla ambitniejszych: pestki pigwy też mają bogate zastosowanie, raczej lecznicze).



Poszatkować na jak najcieńsze plasterki. Najlepiej powierzyć tę czynność męskim dłoniom, gdyż pigwy są rzeczywiście bardzo twarde i wymagają presji siłowej. Ewentualnie posługujemy się maszynką elektryczną (mamy taką tarkę z funkcją szatkowania). Sprawdza się też opcja starcia na tarce z grubymi oczkami.


To samo robimy z cytryną, obraną ze skórki.


Poszatkowane pigwy i cytryny mieszamy z ciemnym cukrem lub miodem w dużej misie...


... a następnie upychamy do słoików, mocno całość uciskając.


Z owoców wydziela się sok i jest go sporo. Słoje trzymamy w lodówce przez tydzień lub nawet dłużej dodając pigwowe plasterki i soczek do herbaty.
Praktykuje się też  ukradkowe podjadanie plasterków z lodówki, albo wręcz jawne wyżeranie pigwy ze słoja przy okazji zasilania nimi gorącego napoju. Nie przejmujemy się tym, że plasterki ciemnieją - smak i aromat pozostaje.

I to jest to, Moi Kochani, to, czego Wam życzymy na nadchodzący listopad!


8 komentarzy:

  1. Dzięki serdeczne za świetny pomysł - u nas rośnie sporo pigw, cieszą oko, a w tym październiku pocieszą też i brzuszek

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż, drugą Nigellą nie zostanę. Dekolt niestety nie ten...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku, jak bylem maly to wdrapywalismy sie potezne pigwowce (jeszcze poniemieckie przy Górce Skarbowców we Wroclawiu) i chrupalismy je prosto na drzewie. Nic sie jakos nie dzialo. Ale moze jako dzieci mielismy odporniejsze żołądki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż by się miało dziać? raczej pogratulować zębów i samozaparcia, bo pigwa prosto z drzewa bywa raczej twarda i boleśnie kwaśna, prawda? Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla mnie na surowo smakuje jak jabłko , na razie mi niezaszkodziło i myslę ze nie ma potrzeby przetwarzać

    OdpowiedzUsuń
  6. Na świeżym powietrzu, zwłaszcza po przejściu kilku kilometrów, nawet tarnina prosto z krzaka ma pewien urok:)

    OdpowiedzUsuń