Po zderzeniu dziecinnej głowy z regałem czy krawężnikiem trzeba działać szybko. Sezon podwórkowy zaczęty i zdarzyło nam się już ratowanie Młodzieży z guzem na czole. Tego roku postanowiliśmy ratować jeszcze jeszcze lepiej.
Najpierw wyczytaliśmy w mądrych lekturach, które rośliny działają kojąco na stłuczone miejsca, przeciwobrzękowo, ściągająco, wzmacniająco na naczynia krwionośne w skórze. Roślin tych jest sporo. My wybraliśmy te:
O liście krwawnika łatwo na każdym nieużytku czy łące.
Nagietek pochodził ze straganu przy cmentarzu. Miał naprawdę okazałe kwiaty i był pomyślany, jako roślina dekoracyjna. Na szczęście pachniał prawidłowo, więc optymistycznie zakładamy, że zachował właściwości lecznicze.
Kasztanowce kwitną na naszym podwórku.
Można by było do tej mieszanki dodać jeszcze n.p.:
- rumianku (mamy zeszłoroczna resztkę, oszczędzamy)
- krwiściągu (nie trafił nam się, a poza tym jeszcze za wcześnie na zbiór)
- nostrzyka (nie trafiliśmy)
- żywokostu (to raczej nie dla dzieci, ze względu na toksyny)
- babki lancetowatej (zapomniałam zupełnie podczas zbierania, a rosła obok krwawnika!). Babkę można zastosować jednakowoż doraźnie. Na uderzone czy nawet skaleczone miejsce, np. kolano przykładamy liście babki, mogą być w całości lub lekko potarmoszone, żeby jednak puściły trochę soku. Przytrzymać na newralgicznym miejscu za pomocą opatrunku przez kilka godzin.
- arniki (pod ochroną, w życiu nie widziałam na własne oczy)
i innych
Nie wiem dlaczego liczne źródła każą przykładać na stłuczone miejsca ocet. Nie przeniknęłam jeszcze tego zagadnienia. Najważniejszą kwestią jest jednak schłodzenie bolącego miejsca, co nie tylko zmniejszy wylewy podskórne, bo wspomaga obkurczanie się naczyń krwionośnych, ale zadziała znieczulająco. A jeszcze lepszy będzie lód z naparu ziołowego:
Napar wlany do foremek, jeszcze przed zamrożeniem |
Kwiaty kasztanowca i nagietka oraz liście krwawnika zaparzyłam wrzątkiem, pod przykryciem. Pozostały w naparze dopóki nie wystygł całkowicie. Odcedzony napar wlałam do silikonowych foremek na lód. I do zamrażalnika. Przy walnięciu kolanem, łokciem, czołem o twardą powierzchnię - będzie jak znalazł. Kostkę lodu owijamy chusteczką i przykładamy do uderzonego miejsca.
Napar przed odcedzeniem. Miał lekko słomkowy kolor. |
Mam nadzieję, że okazji do używania ziołowych kostek lodu będzie jak najmniej w tym roku, czego i Wam Drodzy Czytelnicy życzę.
świetny, a nawet prześwietny pomysł z tymi ziołowymi kostkami lodu!
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że nie da się ich włożyć do kieszeni i zabrać ze sobą na wycieczkę.
OdpowiedzUsuńto tylko kwestia organizacji, zabierasz lodówkę turystyczną, albo tą z domu, prawdziwą, i w każdej mijanej wsi prosisz mieszkańca o chwilę podłączenia do prądu :)))
UsuńMuszę to przetestować. Na tych mieszkańcach. Ciekawe jaki procent użyczyłby mi prądu...
UsuńDobre pomysły, chyba będę musiała je wykorzystać w swoim domu, bo łobuziaki ciągle coś sobie robią.
OdpowiedzUsuńŻyczę jak najmniej guzów!
UsuńOcet też mi nie odpowiada, lepiej altacetem w żelu posmarować.
OdpowiedzUsuńMaść arnikowa też dobra. Ja najczęściej smaruję stłuczenia żelem z ibuprofenem, najszybciej działa p/zapalnie i p/bólowo :-)
Fajny pomysł z kostkami lodu :)
O! To by mogło wejść do plecaka, gdyby mieszkańcy okolicznych wsi poskąpili prądu!
Usuń