Strony

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Napój imbirowy

Dziś tylko przepis. Za to na pyszny napój. 



Wziąć:
25 dkg świeżego imbiru (czyli spory kawał kłącza)
5 cytryn
cukier
przegotowaną i ostudzoną wodę.


Imbir zetrzeć na tarce z drobnymi oczkami. Do niego wlać sok wyciśnięty z cytryn. Całość przecisnąć przez czystą, lnianą ściereczkę. Dodać cukru i rozcieńczyć wodą do uzyskania smaku, który lubicie. Dla dzieci polecam wersję bardziej rozcieńczoną, taką, przy której imbir przestaje szczypać w język.
Dorosłym serwujemy wersję mocniejszą.
Osobiście zostałam owym specjałem poczęstowana z frymuśnej butelki wódczanej, z której nalano mi do kieliszeczka nie bacząc, że jestem matką karmiącą. Ostrzeżono mnie, że napój mocny i kazano wypić. Zrobiłam głupią minę, mówiłam, że karmię, ale Towarzystwo (dodajmy, zupełnie niepijące i o wysokiej moralności) nalegało, zamoczyłam język - okazało się pyszne i wypiłam z błogim uśmiechem całość.


Czego i Wam życzę Drodzy Czytelnicy.


czwartek, 11 grudnia 2014

Książkowe przyjemności

Poniżej o książkach, które zmajstrowały Dzieci oraz o książkach, z których można skorzystać nawet gdy się ich nie ma:)

1. Książka "Liście Jurka" powstała już dawno. Trzeba było zasuszyć liście, zeszyć kartki z bloku w formie książki. Jerzyk wklejał, rysował, malował, dorysowywał, liczył. I tak powstała książka, z której fotoreportaż poniżej.






2. Książka "Basia i metki" należy do Hani. Jest jeszcze stale w trakcie tworzenia, gdyż ciągle obcinamy metki z ubrań. Obcinało się je u nas od zawsze, bo Hankę "gryzą". W którymś momencie przestałam je wyrzucać, a zaczęłam wrzucać w jedno miejsce. Hania się rozochociła i zaczęła sama ciąć. Tematyka metkowa nie jest może zbyt ambitna, ale można i ją zużytkować do celów dydaktycznych. U nas:
- ćwiczenie umiejętności segregowania na różne sposoby (kolory, kształty, treść)
- zapoznanie z instrukcją prania ubrań (co oznaczają symbole na metkach można znaleźć w internecie. Najbardziej Hanię rozśmieszył znaczek "Nie prać", bo i taki można znaleźć:)
- zapoznanie z oznakowaniem rozmiarów odzieży (S, M, L, XL) i ważka odpowiedź  na pytanie: Jaki jest mój rozmiar?
- poznanie nowych słówek angielskich, ze szczególnym uwzględnieniem nazw krajów, gdzie ubranka wyprodukowano (np. made in China)
Wielka ulga dla podrażnionego karku, a książkę z Basią można sobie wydrukować ze strony Basia - najlepsza przyjaciółka każdego przedszkolaka





3. "Pamiętnik biletowy" to mały notes w twardej oprawie służący do wklejania biletów. Na pamiątkę. Wpadliśmy na ten pomysł dopiero niedawno i wklejone są zatem wszystkie bilety, jakie jeszcze walały się po domu z tegorocznych rozrywek. Rok 2015 będzie bardziej chronologiczny. A poza tym można  tu będzie wbijać też pieczątki. Wrocław jako przyszła Europejska Stolica Kultury 2016 nie zapewni nam zbyt wielu pamiątkowych biletów z muzeów, bo, jak się okazuje, wstępy są za darmo (zwłaszcza dla rodzin wielodzietnych). Jaka szkoda:)



Zestawienie z myszką komputerową daje wyobrażenie o rozmiarach książeczki

4. Z biblioteki wypożyczyliśmy książkę Katarzyny Bajerowicz i Marcina Brykczyńskiego "Opowiem Ci mamo - Co robią mrówki". Książka miała duże wzięcie, była intensywnie czytana (dłuuuuugie chwile samotności Jurka na nocniku), a potem Tato wydrukował strony tej książki w wersji biało-czarnej. Można je pomalować, owszem, ale cała strona internetowa do tej książki jest ciekawa i znajduje się na niej mnóstwo intrygujących informacji o pokazanych w książce owadach. Informacji rzeczowych, rzetelnych, przeznaczonych nie tylko dla dzieci do 6 roku życia (jak podano na stronie wydawnictwa). Warto zajrzeć na stronę Mrowisko.
Szkoda, że kolejne książki przyrodnicze w tej serii ("Co robią pająki", "Co robią żaby") nie doczekały się jeszcze własnych stron. Za to autorka  książki o żabach opowiada szczegółowo, a można to zobaczyć na jej własnym blogu To i owo czyli rzeczy różne i inne, a nawet na jutubie.

Inne nasze książki:
Książka przyrodnicza
Album pocztówkowy z końmi
   


sobota, 29 listopada 2014

Eksperymentalny wieczór andrzejkowy

Oczywiście nie musi to być wieczór andrzejkowy, ale każdy inny wieczór jesienno-zimowy, w którym mamy czas, żeby zrobić naprawdę bardzo proste doświadczenia z dziećmi. Doświadczenia, które pokażą im niektóre z zasad obowiązujących w świecie przyrody. Poniżej proponowana przeze mnie lista eksperymentów.

Już te doświadczenia robiłam kiedyś z Hanią i opisywałam tutaj również, dlatego będą linki dla Czytelników spragnionych szczegółów. Jurek do nich dorósł i trzeba te same doświadczenia z nim zrobić, żeby było sprawiedliwie, ale jak się okazuje jest zupełnie inaczej - Młody zadaje inne pytania, inne rzeczy go ciekawią, no i Starsza Siostra, która też chce zrobić to samo, bo mówi, że wcale nie pamięta, jak to już kiedyś ze mną robiła.
Przyznam szczerze, że zrobiliśmy de novo tylko część doświadczeń, które ułożyłam tu w ciąg. Trzeba mieć naprawdę dłuuuugi wieczór w planach, żeby je zrobić jednym rzutem i pozwolić się Młodzieży nacieszyć każdym z doświadczeń, tyle ile chce. Najlepiej zróbcie

DWA WIECZORY ANDRZEJKOWE:)

Większość składników potrzebnych do doświadczeń każdy ma normalnie w domu (my nie zawsze mamy baloniki i długie świeczki)

1. 
Jak zgasić świeczkę?
Warto zadać dzieciom to pytania zaraz po tym, gdy już ją zapalą (-icie). Można zdmuchnąć, albo polać wodą, ale można przykryć słoikiem - nie gaśnie od razu, ale po chwili, gdy już zużyje się cały tlen. 
U nas kiedyś: Wstęp do pożarnictwa.

2.
A teraz wstawcie świeczkę do miseczki (przykleić ją płynnym woskiem, kapiąc kilka kropel na dno miseczki i szybko wstawiając weń świeczkę) i nalejcie do miseczki wody. Przykryjcie słoikiem. Obserwujcie wodę - powinna zostać wessana do wnętrza słoja w miejsce zużytego przez świeczkę tlenu. Najlepiej, gdy woda będzie zabarwiona, np. esencją herbacianą, atramentem, czy kolorową bibułką. 


3. 
Gdy już świeczka się pali można zawiesić nad nią spiralę na nitce wyciętą z papieru i obserwować, jak ogrzane powietrze wprawia spiralę w ruch. 

4. 
Jeśli macie więcej świeczek - możecie poeksperymentować z samym woskiem
Czy wosk rozpuszcza się w wodzie? Czy pływa?
Ileż ciekawych rzeczy można z nim wyprawiać! Szczegóły tutaj.

5. 
Świeczka się pali, a my bawimy się dalej. Sok wyciśnięty z cytryny może być użyty, jako atrament sympatyczny, czyli niewidoczny dla oczu. Sokiem tym malujemy coś na karteczce. Suszymy (najlepiej suszarką do włosów, żeby było szybko) i karteczkę przesuwamy nad płomieniem świecy. Znaki narysowane cytrynowym sokiem ciemnieją pod wpływem ciepła i staną się widoczne. Więcej - tutaj.

6. 
A teraz bardziej dynamicznie: Co się stanie, gdy sok z cytryny połączymy z sodą oczyszczoną? Będziemy mieli duuuuużo piany. Spróbujcie. Najlepiej zrobić roztwór sody i wymieszać z sokiem cytrynowym (albo z roztworem kwasku cytrynowego), a jeszcze fajniej wymieszać na sucho kwas cytrynowy i sodę oczyszczoną, a potem dodać wody. (Warto zauważyć: Dopiero w obecności wody te dwa składniki reagują widocznie ze sobą, a zatem woda jest im do tego niezbędna. Woda jest środowiskiem, w którym zachodzi wiele reakcji, również w naszym organizmie. Dlatego tak ważne jest, żeby pić wystarczająco dużo.)


Więcej o różnych pianach - tutaj.

7. 
Za pomocą mieszaniny cytrynowo-sodowej można nawet nadmuchać balonik, jeśli się je zmiesza w plastikowej butelce i odpowiednio szybko po wlaniu cytrynowego soku nałożymy balonik na szyjkę butelki. Intensywnie wydzielający się dwutlenek węgla nadmucha nam balonik.



8.
Gdy butelkę PET przetrzymywaną wcześniej w zamrażalniku wyposażymy w balonik na szyjce, a potem umieścimy ją w dzbanku z gorącą wodą - możemy znowu podziwiać efekt nadmuchanego balonika. 



9.
Gdy już baloniki nadmuchane (wzmocnić efekt nadmuchania oczywiście) można je potrzeć o rękaw swetra, zwłaszcza wełnianego. A potem zbliżyć go do włosów, albo małych skrawków papieru. Na pewno wiecie co się stanie. Obrazki i opowiadanie o tym - tutaj. 

10. 
A gdy już mamy pojemniki z wodą można do niej dosypać sporo mąki ziemniaczanej i zrobić sobie ciecz nienewtonowską (wyjaśnienie tutaj), co Dzieciarnia bardzo lubi, uwierzcie!


Przy okazji tej zabawy podłoga w kuchni osiąga taki stan, że musicie ją zetrzeć porządnie na mokro, choćby Wam się wcześniej bardzo nie chciało. Taki to jest właśnie bardzo dobry sposób na sprzątanie:)
 A gdybyście chcieli jeszcze:


Jeśli zaś przypadkiem zdobędziecie jakoś boraks - zróbcie sobie gluta - to każdego wprawia w dobry nastrój, czego Wam życzę na każdy wieczór, nie tylko andrzejkowy!!!

Post w ramach projektu:
Nowy projekt

środa, 19 listopada 2014

Paleontologia gliniana

Glinę kupiłam w pobliskim supersamie. Ma swoje zalety:
- łatwo się spiera
- jest wielokrotnego użytku
- można w niej odcisnąć mnóstwo obiektów nie niszcząc ich przy okazji
- można po niej malować

Ma też wady:
- łatwo się rozprowadza po ubraniach i podłodze, tak, że wszelkie zabezpieczenia ukazują się nieskuteczne
-  przyciąga jak magnes i Młodzież zaczyna się zabawiać nią mimochodem i spontanicznie bez porozumienia ze starszymi, a co za tym idzie brudząc bardzo

Zabawy z gliną są okazją do rozmowy paleontologicznej. Dawno, dawno temu powstawały wszelako odciski skóry dinozaurów, liści opadających na gliniastą ziemię, spadających na dno morskie muszli, piór ptasich.
Skamieniałości powstawały nawet z, przepraszam, kupy (skamieniałe odchody to tzw. koprolity)
czy ze śladów stóp (dinozaurów, a nawet przodków człowieka - ślady te niezbicie świadczą o ich dwunożności).
Obiekty te odciskały się w podłożu, a ono wdzięcznie zachowywało ich kształty. Dziś można wiele z nich się do wiedzieć o stworach, które już przecież nie istnieją.

Zrobiliśmy z gliny sztuczne kamyki (Jurek nabierał wprawy w toczeniu kulek), a w każdym z nich odcisnęliśmy po jednym obiekcie.



Odciskaliśmy też w dużym placku glinianym.


Mam taki pomysł, żeby gliną wyłożyć parapet za oknem, na który przylatują ptaki. Zanęcić chlebem. I niech zostawią odciski łapek. Tylko gliny już trochę mało, bo jest intensywnie użytkowana i jakoś znika:)...

Wydobyłam też skamieniałości, które mamy w domu.  Jak się okazało Młodzież nie do końca zdawała sobie sprawę, że to właśnie skamieniałości.

Jeśli ktoś z Drogich Czytelników mieszka we Wrocławiu lub okolicach to serdecznie polecam Ogród Botaniczny do podziwiania skamieniałości zarówno na świeżym powietrzu (np. leżący wielki pień drzewa), jak i pod dachem ("Panorama Natury" - jeszcze tam jednak nie dotarliśmy - zawsze jest mnóstwo ciekawszych rzeczy na zewnątrz).

Trafił nam się też "gotowiec" sklepowy - kamienie zakamuflowane w glinianej (?) płytce. Za pomocą dłutka, młoteczka i pędzelka trzeba było je wyłuskać z twardego podłoża. Nie do końca było to po linii paleontologicznej, bo wydłubywaliśmy kamienie szlachetne, ale Młodzież mogła nabrać wyobrażenia, jak wykopaliska wyglądają. Z resztą widziałam w sklepie również podobnie przygotowane do odkrycia autentyczne skamieniałości (mamy nadzieję, że obdarowany nimi Kuzyn już je wydobył) oraz szkielety dinozaurów. Cena ok. 15 zł, czyli niedrogo, a radochy (i sprzątania) mnóstwo.



Właściwie  można sobie taki pojemnik ze skarbami zakamuflowanymi w glinie zmontować samodzielnie. Jeśli się ma skarby i glinę:)

Post w ramach projektu:
Nowy projekt

środa, 12 listopada 2014

Post dla "Tominowa"

Święto Niepodległości obchodziłam sprzątając. Cóż, tak wyszło. Powiesiłam nawet pościel na balkonie w celu wywietrzenia jej. A pościel Jurek ma szczególnie ładną, bo z Kubusiem Puchatkiem, wygraną w jednym z miłych konkursów w Tominowie.

Autorka tego bloga podpowiedziała nam również bezpłatne zamówienie sobie mapy Polski ze strony kancelarii premiera RP (w dalszym ciągu można ją sobie pobrać albo i obejrzeć on-line). Zamówiliśmy, dotarła i z ciekawością obejrzeliśmy, bo ładna i ciekawa.
Do mapy dołączono również kartę z wybranymi gatunkami typowymi dla polskiej fauny. Nie ma tam co prawda bobra, ale za to jest traszka, której zapewne wielu nie rozpozna. Brakuje  do niej zatem jakiegoś objaśnienia i karta wydaje mi się rzeczą niedokończoną. Szczęśliwie moje Dzieci mają mamę po studiach przyrodniczych, więc nazwałam im wszystkie gatunki, a potem Młodzi chcieli malować po karcie. No i przypomniałam sobie, że można to zrobić wielokrotnie upychając ją do foliowej koszulki i malując po tejże mazakami (odradzam jasne barwy, bo słabo widać).
  

Na pierwszy ogień zaproponowali odwieczne: "Zaznacz 5 zwierzątek, które najbardziej ci się podobają", ale potem zaznaczali: wszystkie ptaki, owady, bezkręgowce, ssaki, zwierzęta żyjące w wodzie, morskie itd. W sumie malowanie mazakami po tej jednej kartce w koszulkach foliowych (użyliśmy trzech) zajęło nam długie chwile, bo Młodzież się zastanawiała, uzasadniała itd. Okazało się, że ta niepozorna kartka zajęła ich bardziej niż cała duża mapa.

A teraz podziękowanie od nas:) Wiemy, że w Tominowie nie lubią kaszy gryczanej. Wklejam jednak przepis na sałatkę z kaszy gryczanej, która może okaże się przełomowa dla tych, którzy tej kaszy nie lubią, a wiedzą, że jest bardzo zdrowa i warta do włączenia do menu. Przepis dostaliśmy na tegorocznym Festiwalu Nauki. Mam nadzieję, że się przyda - rzecz jest naprawdę smaczna. I zobaczcie - poprawia pamięć!

 

piątek, 31 października 2014

Haloweenowo

Czy Drodzy Czytelnicy rozpoznają co widnieje na poniższym obrazku (na drugim planie!)?



Tak! To kurze łapki, na których zrobiliśmy krupnik (łapki+ ziele angielskie, liść laurowy, sól+ włoszczyzna, ewent. kawałek boczku, papryka czerwona itpd.).

Podczas konsumpcji udało się wyizolować pojedyncze kości palców, czyli tzw. paliczki. Kosteczki są drobne i wąskie.


Tu kości skokowe po przekrojeniu ostrym nożem

A tu w zbliżeniu!

W kurzej łapce bardzo ciekawa jest kość skokowa, która powstała ze zrośnięcia kości śródstopia. Kość tę mają tylko ptaki.

Najlepiej obejrzeć to na obrazku, np. tutaj

A gdy będziecie jeść skrzydełko kurze zwróćcie uwagę i na te kości. Skrzydło byłoby normalną pięciopalczastą łapką, gdyby nie było... skrzydłem. Tu doszło do zrośnięcia się wielu kości, tak, aby było ich jak najmniej i szkielet skrzydła był jak najlżejszy. U praptaków w skrzydłach bywały jeszcze widoczne pojedyncze palce.

Udko kurczęcia jest ciekawym dość obiektem obserwacji, zwłaszcza po objedzeniu smacznego mięska. Otóż mięsko, które zjadamy okrywa kość udową i kość podudzia oraz przylegającą do niej szpiczastą i krótką kość strzałkową. Ona też uległa redukcji. Wszystko po to, aby szkielet był jak najlżejszy.

"Redukcja" to trudne dla dziecka słowo. Ale jakoś nie umiałam go ominąć rozmawiając z Dziećmi o ptasim szkielecie. Ciągle gadałam, że kości są zredukowane. Mam nadzieję, ze załapali o co chodzi. W końcu mieli przykłady w rękach.

A potem jedliśmy raciczki świńskie. Dobrze jest to zrobić w krótkim odstępie czasowym po konsumpcji łapek kurzych, bo różnica w wyglądzie kości bardzo rzuca się w oczy. Kości świńskie są grube i toporne. Za to można na nich dobrze zaobserwować powierzchnie stawów.

Zdjęć z uczty nie udało mi się zrobić, bo:
- jeść się tego ładnie nie da - palce są posklejanie galaretowatą wydzieliną, czyli rozgotowanym kolagenem i elastyną
- trudno oddzielić od siebie poszczególne kości
- nawet jeśli się to uczyni trudno oddzielić je od wszystkich ścięgien i chrząstek

Machnęłam ręką i wyrzuciłam.
A gdyby ktoś się uparł?


Jak wypreparować kości?

- można próbować je pogotować w roztworze płynu do mycia naczyń, wtedy się odtłuszczą
- jeśli macie perhydrol (stężona woda utleniona) - można zanurzyć (a nawet zagotować) w perhydrolu - wtedy kostki zrobią się białe, ale to koniecznie z dala od dzieci i niezbyt długo, żeby się nie nadwątliły za bardzo
- mechanicznie, za pomocą dostępnych narzędzi, np. igły wydłubać pozostałości tkanek mięsnych
- można też włożyć do pudełka larwy much (np. kupione w sklepie wędkarskim) razem ze szczątkami zwierzęcymi, z których chcemy wypreparować kości i zapomnieć o nich na pewien czas.  Pudełko musi mieć otworki, przez które będzie docierało do środka powietrze, ale na tyle małe, żeby larwy nie uciekły. Objedzą nam kości do białości!

Mamy też w domu czaszki znalezione:
- kota (w wawozie lessowym na Roztoczu)
- jenota (w czasie spływu kajakowego Krutynią)
- gawrona (dar Dziadka Leszka)
- kaczki (znaleziona na nadmorskiej plaży)
 Dobrze jest na nie czasem zerknąć. Szczególnie rzucają się w oczy różnice w wadze czaszek ptasich i ssaczych - można ważyć 2 czaszki podobnych rozmiarów w obu dłoniach - w jednej ptaka, a w drugiej ssaka.

Do stwierdzenia, czyją czaszkę znaleźliśmy, przydatna jest książka Zdzisława Pucka "Klucz do oznaczania ssaków Polski". Obecnie raczej w antykwariatach.

Pamiętam z praktyki nauczycielskiej plastikowy szkielet człowieka z pracowni szkolnej i uczennicę, która obawiała się go dotknąć, choć był z plastiku. Mam nadzieję, że moja Młodzież nie będzie miała tego problemu:)


przyroda pod lupą


sobota, 25 października 2014

Dynia ginąca w tłumie

U nas znowu dynie. Ciągle się nimi zabawiamy, więc jest się czym dzielić. Tym razem dynia w zestawieniu z innymi smacznymi rzeczami - byłyby dobre i bez niej, ale cóż szkodzi dodać do nich dyni i jej cennych składników? Zobaczcie:

Kompot prababki
Kiedyś kompot nie był tym czym jest teraz. Owoce zalewano gorącym, słodkim syropem i podawano w kompotierkach. I zjadano razem z kompotem. Żadne wyrzucanie owoców i wypijanie samego płynu nie miało miejsca. To był prawdziwy, pełnowartościowy deser! No to zrobiłam właśnie coś w tym stylu. 

Dzieci myślały początkowo, że tak spreparowana dynia w kompocie to... ananas!

Jabłka trzeba pokroić w ćwiartki usuwając gniazda nasienne. Dynię pokroić w kostki o boku ok. 1 cm. Ugotować esencjonalny (a więc z niedużą ilością wody) kompot. Gotować krótko, max.2-4 minut, najlepiej użyć jabłek, które niełatwo się rozpadają - owoce mają zachować swój kształt. Dodać cukru, cukru waniliowego, rodzynek (wcześniej osobno sparzonych) i skórki otartej ze świeżej cytryny (opcjonalnie zapewne cynamon, imbir, ale nie próbowałam).

Deser - "Tygrys dyniowy"
Dyniową pulpę (dynie pokroić w kostkę, rozprażyć na wolnym ogniu podlewając niewielką ilością wody) podzielić na 3 części. Dodać do nich:
1. cukier i sok z cytryny
2. dżemik malinowy Babci Marty (a jak nie macie to inny dżemik)
3. sok z czarnego bzu (ewentualnie porzeczek czarnych) - wychodzi ciemniejszy odcień
Osobno ugotować budyń wg przepisu na torebce.
Do wysokich szklanek wkładać naprzemiennie warstwy dyni i budyniu. Posypałam z wierzchu płatkami śniadaniowymi kukurydzianymi, żeby był chrupiący akcent, a na to kleks dżemu malinowego.



Kotlety dyniowo-ryżowe
Gdy Wam zostanie dużo ryżu z wczorajszego obiadu należy do michy z ryżem wetrzeć na tarce z dużymi oczkami dynię. Do tego wbić jajo, dodać trochę mąki, jeśli macie - otręby czy zarodki pszenne. Smażyć na patelni na złoto, podać z konfiturą. Trochę się rozpadają, ale w smaku delikatne i smaczne.




Ciasto babkowe z owocami
Wymieszać mikserem następujące składniki: 4 jaja, 1 szklanka cukru, szczypta soli, 4 łyżki oleju, 1,5 szklanki mąki, 1 łyżeczka prochu do pieczenia. Na końcu do gotowego ciasta wrzucić dynię pokrojoną w kostkę o boku 1 cm oraz inne dodatki, jeśli się je ma, np. rodzynki, żurawinę, mrożone maliny, mrożoną aronię (to właśnie my mieliśmy). Owoców ma być dość dużo, co najmniej 1/3 objętości ciasta. Piec ok. 1 h w temp. 180 stopni.

Zdjęcia nie zdążyłam zrobić.

A na deser rzecz absolutnie rewelacyjna i już taka, której bez dyni zrobić się nie da, gdyż jest ona głównym składnikiem:

Dżem dyniowy z galaretką

Dżem zrobiła nasza Babcia Jasia, której zabraliśmy kilka słojów z piwnicy i teraz się tą dynią delektujemy. Przepis pochodzi prawdopodobnie stąd.

W składzie są:
5 kg dyni (startej na dużych oczkach, rozgotowanej, ale nie za bardzo, wiórki dyni są wyczuwalne w ustach, pewnie chodzi tu o to, aby dobrać odpowiedni gatunek dyni)
1 kg cukru
4 galaretki brzoskwiniowe lub morelowe
2 olejki aromatyczne cytrynowe
5 łyżek kwasku cytrynowego

Zastanawiam się czy tych dwóch ostatnich składników nie dałoby się zastąpić cytrynami (skórka+miąższ), ale na razie myślę o tym jedynie teoretycznie.

Wszystko to trzeba wymieszać na gorąco z dynią i smażyć ok. pół godziny. I już. Wsadzić do słoików na gorąco, albo pasteryzować. Jeść na śniadanie bułeczki z serkiem mascarpone i z tym dżemikiem. Można też go wyjadać łyżeczką:)



A do popicia? Czarna herbata ze świeżą pigwą pokrojoną na plasterki!


piątek, 3 października 2014

Nie-chromatografia niebibułowa

Gdy Jurek był noworodkiem zabawiałyśmy się z Hanią w chromatografię bibułową dla dzieci. Teraz trzeba by i Jerzyka z nią zapoznać, ale filtrów do kawy nie używamy i w domu ich nie było. Przetestowaliśmy inne podłoża:

1/ chusteczki higieniczne
2/ wilgotne chusteczki dla niemowląt
3/ wilgotny papier toaletowy
4/ stare prześcieradło bawełniane








Owe materiały naciągnięte zostały za pomocą gumek-recepturek na kubkach. Malowaliśmy po nich różnymi mazakami, wkrapialiśmy na kolorowe plamy wodę (a potem także spirytus, a co tam!). Zabawa się udała - plamy się zmieniały, rozrzedzały, "wędrowały" po powierzchni materiału, a nawet znikały:)


Rozdzielił się ładnie barwnik z mazaka czarnego, no i trochę z zielonego (wydzieliła się frakcja żółta). Mimo, że pozostałe rozdziałowi nie uległy (przynajmniej dla oka nieuzbrojonego) i tak dostarczyły sporo rozrywki. Przy okazji ćwiczyliśmy też pipetowanie za pomocą słomek do napojów.


Nowy projekt

wtorek, 30 września 2014

Dotknąć natury

To będzie post dla mam malutkich dzieci. Takich, które dopiero zaczęły poznawać świat. I dostają do ręki rozmaite zabawki. Z czego są one wykonane najczęściej? Ano z plastiku. Często również z gumy. I tego właśnie dotyka Maluch często, już od zarania. Nie mówię tym zabawkom "Nie". Wszelako jesień to bardzo dobry moment, żeby znacząco wzbogacić doznania dotykowe naszych Dzieci. U nas to wygląda tak:


1) Starsze Rodzeństwo zbiera i przynosi do domu:
- kije
- pióra
- kasztany, żołędzie, szyszki...
- kamienie (otoczaki, odłamki, a nawet oszlifowane ze sklepu w Muzeum Mineralogicznym)
- liście, kwiaty

Obiekty te walają się po domu w różnych pudełeczkach, wazonikach, skrzyneczkach i torebeczkach, z których się je często wyjmuje i wkłada


2) Dorośli przynoszą do domu:
- warzywa i owoce - składowane w naszym małym mieszkaniu na balkonie - można tam wleźć i zrobić przegląd
- orzechy i inne nasiona, które suszą się rozłożone w okolicach kaloryfera, lub w ogóle raczej wysoko
- bukiety kwiatów i traw tkwiące w wazonach to tu, to tam, przez cały sezon wegetacyjny



3) Mama daje do zabawy:
- drewniane klamerki (nie polakierowane drewniane klocki, które do złudzenia w dotyku przypominają plastik)
 - kasze, ryż, mąkę - do zabawy nimi przy stoliku, gdzie Najmłodszy je
- pozwala trochę (w granicach rozsądku) pobawić sie jedzeniem, w trakcie posiłku
- kroi warzywa i owoce na wielkiej desce na podłodze, żeby Młody mógł też widzieć i wrzucać do garnka, a nawet próbować pod kontrolą wkładać do buzi
- pozwala wkładać ręce do wody podczas płukania tych warzyw oraz owoców na kompot


4) Na podwórku:
- pozwalamy włazić do piaskownicy, nawet gdy jest dość mokro (dziecko siedzi na stopach mamy, można podłożyć folię, a w ogóle pieluszka to świetny izolator) i bawić się piaskiem BEZ zabawek do piaskownicy
- napastujemy znajome, podwórkowe psy i koty, żeby je pogłaskać
- kładziemy na rączkę małe robale, np. kowale, pająki, gąsienice, biedronki, pokazujemy, że ściskać nie wolno
- pozwalamy raczkować po trawie i glebie w ogrodzie i na placu zabaw (pralka da radę!), nawet gdy jest wilgotno i nie najcieplej (grube portki!)

Sprzątania i prania przy tym sporo, nie przeczę. Mam co robić:)
Ale ileż ma nasz Maluch więcej wrażeń dotykowych w porównaniu z dzieckiem, które zabawia się głównie sklepowymi zabawkami! Gorąco polecam!

I jeszcze posty "po linii": Jak nie zrobiłam pudełka sensorycznego, 
Jak się unurzać w naturze

Za natchnienie w kwestii zabaw z naturą w roli głównej dziękuję Autorce bloga "Emilowowarsztatowo" - zobaczcie sami! Szczególnie zachwyca mnie Naturalny plac zabaw!

Post w ramach projektu

Nowy projekt



poniedziałek, 22 września 2014

Dynia - reaktywacja

Sezon dyniowy nadciąga. Zabawiam się z wypróbowywaniem i wymyślaniem nowych pomysłów na tę urokliwą roślinę. Dzieci małoletnich oraz Ojca Rodu używam do:
a/ dostarczania dyni w okolice kuchni (turlanie)
b/ krojenia, mieszania w garnku i innych czynności produkcyjnych
c/ degustacji
d/ kulturalnego wyrażania negatywnych opinii na temat czyjegoś dzieła kulinarnego (zamiast: "bleeee!")
e/ entuzjastycznego wyrażania opinii o daniach (to wolę:)

Inne nasze wyczyny dyniowe:
Moje dzieci nie lubią dyni
Oswajanie dyni



Szaszłyki z dynią
Na patyczki do szaszłyków nabiłam: plastry kiełbasy, kawałki dyni, kawałki papryki. Opcjonalnie można by dodać pomidorki koktailowe (których nie miałam) oraz piórka cebuli (o czym zapomniałam). Włożyć do rondla, podlać lekko wodą, gotowe po 10 minutach na małym ogniu (nie przedłużajcie, bo wyżej wzmiankowane składniki szybko miękną i zdarzy Wam się tak, jak mi: dynia zrobiła się tak miękka, że zaczęła spadać z patyczków). Zjedli z ryżem.



 













Surówka z kapusty i dyni
Kapustę białą poszatkować, przekonać się, że nie ma w domu marchwi, a jest dynia. Zetrzeć dynię na tarce z dużymi oczkami, wymieszać z kapustą, doprawić wedle własnego uznania (u nas: sól, pieprz ziołowy, sok z cytryny, olej rzepakowy). Można sypnąć pestki słonecznika...















Zupa dyniowo-malinowa na słodko
Z dyni uzyskać mus, rozcieńczyć wodą do pożądanej konsystencji. Dodać do niego:
- cukier
- cynamon (opcjonalnie imbir, ale ostrożnie z ilością!)
- sok z cytryny (dużo! - bardzo równoważy łagodny smak dyni)
- owoce malin (świeże lub mrożone, nie żałować)
- masło
Zagotować, nie gotować zbyt długo z malinami, aby się nie rozpadły, tylko smakowicie pływały w całości).
Dorzucić makaron w ciekawym kształcie.















Muffinki dyniowe (przepis na 12 muffinek)
1 szklanka rozprażonej dyni (pokroić w kostkę, wrzucić do garnka podlewając niewielką ilością wody, zagotować - powinna szybko zrobić się miękka, zmiksować)
2 jaja
1/3 szklanki oleju
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody
1/2 szklanki cukru
1 cukier waniliowy
cynamon
1 szklanka mąki
Wymieszać wszystkie składniki w misce, dać Dziatwie łyżki - niech ciasto wlewają do foremek muffinkowych, wytrzeć rozchlapane ciasto, piec w 180 stopniach ok. 20-25 minut.


Racuchy dyniowe
Równie smaczne, jak w zeszłym roku (patrz na linki pod wstępem), ale w nieco innej wersji: do startej na tarce dyni (grube oczka) wbiłam 2 jaja, sypnęłam otrębów, pokruszyłam drożdże, dodałam trochę kefiru i mąki, ale tych dwóch ostatnich składników było zdecydowanie mało, tyle tylko, aby skleić dyniowe wiórki. Placki zjedliśmy tradycyjnie na słodko.



















Księżyce dyniowe w cieście - na słono 

Trzeba mieć małą dynię. Pokroić ją w ten sposób, aby otrzymać kształty półksiężycowate. Do ciasta naleśnikowego, gęstego, dodałam przyprawę do drobiu (czy też kurczęcia lub indyka, nie pamiętam) Kamisa, bez glutaminianu, za to z solą. Wyszły naprawdę smaczne. Trzeba tylko zadbać, aby plastry dyniowe były cienkie, mniej więcej 3-5-milimetrowe, bo grubsze będą twardawe.










Domowy sok "Kubuś" - bez marchewki
Dynię z jabłkami rozprażyć podlewając wodą, zmiksować lub przetrzeć przez sito, dodać cukru i soku z cytryny oraz wody, tak, aby powstał gęsty napój. Mniam!


Nie myślcie sobie, że to koniec:)