Gęstość to jedna z cech fizycznych cieczy. Poniżej nasze proste eksperymenty z gęstością. Użyliśmy kisielu, choć zwykle jestem przeciwna zabawami z jedzeniem. Było to jednak spontaniczne i całość materiału badawczego została skonsumowana:)
Informacje wstępne:
Mieliśmy do dyspozycji 2 kisiele różnych firm, co można zobaczyć na obrazkach. Żadna z nich nas nie sponsorowała (a szkoda:). Kisiele były malinowe, przygotowanie banalne, a jednak inne: "oetkerowy" robi się wsypując proszek do wrzątku w kubku i energicznie mieszając, zaś "winiarski" rozrabiając proszek w wodzie i wlewając do wrzątku, trzeba go też zagotować.Jerzyk dzielnie mieszał, wlewał i asystował przy wszystkich czynnościach, mlaskając.
Oetkerowy nam bardziej smakował, winiarski (nie zawiera malin!) koniecznie wymagał podrasowania prawdziwym babcinym sokiem malinowym. Kisiele owe zawierają rozmaite zadziwiające składniki. Zainteresował mnie krokosz, bo, wstyd powiedzieć, nie miałam pojęcia, co to jest. Jak się okazało - kwitnie pięknie i jest przydatny człowiekowi na wiele sposobów i to od wielu wieków.
Czynności badawcze były nader proste:
- przelewanie kisielu z naczynia do naczynia/jakiż kontrast z przelewaniem wody!
- wylewanie kisielu łyżką i obserwacja, jak ładnie spływa
- wciąganie przez rurkę (trudne)
- wydmuchiwanie powietrza przez rurkę (robią się ładne bąble)
- dolewanie soku malinowego i cenna obserwacja, że wcale nie chce się on z kisielem mieszać sam, tylko trzeba mu pomóc. I na dodatek dolać dużo zanim smak będzie znośny.
- oglądanie świata przez kisiel (przezroczysty, ale wiele zobaczyć się nie da)
- chlapanie kisielem po stole: krople gęstego kisielu są o wiele bardziej wypukle, niż krople sokowe i wodne
- trochę za późno przyszło mi do głowy sprawdzenie, czy uda się zaobserwować efekt Tyndalla, ale to wszakże nie nasz ostatni koloid...
Lubię takie eksperymenty. My ostatnio ze Stasiem robiliśmy eksperymenty ze śniegiem.
OdpowiedzUsuńTez byśmy chcieli, ale śniegu u nas jeszcze brak. Może coś podglądniemy u Was, jak już sypnie.
UsuńDa, ale lepiej w galaretce.
OdpowiedzUsuńA rzeczywiście, słusznie. Dzięki. Może trzeba bardziej zgłębić temat...
UsuńO, a dlaczego jesteś przeciwna zabawom z jedzeniem?
OdpowiedzUsuńPo pierwsze od zarania, ze względów religijnych, wszczepiono mi szacunek do chleba i do jedzenia w ogóle - że się go nie marnuje, że jedzenie to poważna sprawa, bo bez jedzenia nie można żyć. A jak się z niego zrobi zabawkę i zniszczy tak, że nadaje się do wyrzucenia - to jest to właśnie marnotrawstwo. Żeby zrobić kiełbasę - trzeba było pozbawić zwierzę życia, a ono przecież wolałoby żyć. No i są dzieci, które w tej chwili, gdy ja się zabawiam chlebem właśnie umierają z głodu i oddały by wszystko za ten właśnie kawałek. W naszym domu jedzenia się raczej nie wyrzuca (chyba, że zepsuło się przedwcześnie i nie dało się tego przewidzieć) - staramy się kupować go tyle ile trzeba, nie za dużo, niesłone resztki zjadają ptaki za oknem. Jeśli ktoś ma warunki - może kompostować, ale my w bloku nie mamy okazji.
UsuńTakim mniej więcej torem toczą się nasze rozmowy z dziećmi na tematy ideologiczne i jedzeniowe zarazem.