..., które się nie odbyło, bo pokonał nas wirus. A raczej odbyło się, ale w ścisłym rodzinnym gronie. I od tej pory powtarzamy te imprezę, bo zarazki nie śpią. A scenariusz jest taki:
- zaprosić Ulubionych Gości. Niech przyniosą ze sobą warzywa i owoce dowolnie wybrane. Optymalnie gdyby były one umyte i obrane, ale, jak nie będą - obranie i umycie dokona się u nas.
- na środku reprezentacyjnego pokoju postawić stół, a na nim umieścić sokowirówkę lub wyciskarkę soków.
- przygotować warzywa i owoce do wrzucenia do ww. urządzenia. W tym czasie Dziatwa musi zabawić się we własnym zakresie. U nas było w planach dekorowanie kubeczków i słomek do picia, żeby potem każdy bez problemu mógł odróżnić swoje akcesoria. Czasem Jurek upiera się, że będzie sam obierał marchew. No cóż - pozwolić...
- zrobić soki, porozlewać, wypić duszkiem, żeby jak najmniej witamin się ulotniło (utlenianie i rozkład pod wpływem światła niewskazane). Czynność powtarzać do przesycenia urozmaicając sobie miłą konwersacją.
U nas sok buraczany nie wchodził. Z poduszczenia Babci dolaliśmy do niego wody z ogórków kiszonych. Wszedł z pocałowaniem ręki.
Jacek nie chce jeść pomarańczy i żadnych tam tartych jabłuszek i marchewek nie uznaje. W postaci soku wchłonie wszystko - zwłaszcza przez rurkę.
Wyciskarka jest łatwiejsza w myciu, ale wiórki marchewkowo-selerowo-pietruszkowe są jeszcze mocno "nasokowane". Żal wyrzucać. W "Chacie Magodzie" robią z tego pasztet jarzynowy (i tam szukajcie oryginalnego przepisu), to i ja zrobiłam własny. Bardzo dobry. U nas wchodzi wyłącznie na ciepło, a robi się go tak:
Wytłoczyny po zrobieniu soku marchewkowo-selerowo-pietruszkowego (ewentualnie z domieszką buraków) wymieszać z 3 jajami od kury podwórkowej, dodać pół szklanki bułki tartej i ok. 1 szklankę kaszy jaglanej (wzgardzonej przy śniadaniu). Dodać 2 łyżki oleju, sól, pieprz ziołowy, ząbek czosnku, kminek mielony. Dobrze wymieszać, umieścić w brytfance wyłożonej folią aluminiową lub wysypanej tartą bułeczka. Piec ok. 40 min. w 180 stopniach. Kroić na grube plastry, rozkładać na talerzyki i jeść. Myślę, że gdyby do pasztetu dorzucić kiełbaskę pokrojoną w kosteczkę, albo przyrumieniony boczek - całość zyskałaby na smaku.
A potem wspominać przez opary gorączki wirusowej... I znowu zrobić, gdy tylko gorączka zejdzie:)
Frajdo,
OdpowiedzUsuńpostawiłam Cię na podium:
http://bajdocja.blogspot.com/2015/03/share-week-polecam-blogi.html
Cenię i polecam Twego bloga :-)
Robisz dobrą robotę i życzę CI w tym wytrwałości.
Serdecznie pozdrawiam,
mając nadzieję, że zgodzisz się (po fakcie) na zdjęcie Twego autorstwa w Bajdocji :-)
Ooooooo - bardzo dziękuję, czuję się zaszczycona, zwłaszcza, że u nas impas chorobowy. A tu taka przyjemność! Dziękuję!!!
UsuńNa zdrowie! :-)
Usuń