Dotarła do nas spóźnioną pocztą paczka z puzzlami kosmicznymi, w przygotowaniu których maczałam osobiście palce. Cieszę się, że projekt się udał, bo jako gotowa zabawka był dla nas pretekstem do rozmów o kosmosie.
Puzzle są fajne - solidne, kolorowe, ładnie narysowane z zachowaniem proporcji rozmiarów planet. No i poza tym duże, co jest ich dodatkowym atutem - niełatwo je pogubić. Wspaniale nadadzą się do użytku, jako pomoc dydaktyczna w przedszkolu, a nawet w pierwszych klasach szkoły podstawowej.
W załączonej książeczce znajdziemy wierszyki o widzianych na obrazkach ciałach niebieskich.
Gdyby przypadkiem trafiły w Wasze ręce - ostrzegam - normalne dziecko zostanie zainspirowane do stawiania pytań, a wtedy dobrze jest umieć na nie odpowiedzieć. Mnie zagięli na odległości od Ziemi do Marsa i Księżyca. Zapytali - nie wiedziałam - poszli dalej. I tu jest pułapka z pytaniami dzieci. Bo jak już znajdujesz żmudnie odpowiedź na pytanie, na które wcześniej nie umiałeś odpowiedzieć - to dzieci już dawno poszły do przodu z tokiem myślenia. Wydarzyło się po drodze mnóstwo spraw i dane zagadnienie już ich ogóle nie interesuje.
My mamy na szczęście jeszcze jedną kosmiczną atrakcję - teleskop taty! Cuda przez niego widać, mówię Wam! Zrobić zdjęcie z tego, co się widzi - trudniej. No i zdjęcia nie oddają tajemniczej atmosfery obserwacji tego, co tkwi na niebie tak daleko.
Poznajecie?
A tak wygląda Księżyc:
I jeszcze anegdotka ze szkoły:
Lekcja przyrody w klasie piątej. Pokazuję na dużych plakatach "NG", jak wygląda Układ Słoneczny. Następny obrazek ukazuje Słońce jako ledwie dostrzegalny pyłek w naszej galaktyce - Drodze Mlecznej. Tak gdzieś na jej brzegu.
I ostatni, ten dobijający, z rojem galaktyk, wśród których Droga Mleczna jest właściwie niewidoczna, tak jest ich wiele i takie duże, i przestrzeń kosmiczna tak przytłaczająco ogromna. Chylę czoła przed artystą, który tak udatnie to sklecił na ograniczonym formacie. Nagle dobiega mnie głos z sali: "To niemożliwe. Pani kłamie."
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Nie przejęłam się tym, że kłamię, bo to przecież dowodziło, że Uczeń nie tylko śledził cały tok rozumowania, gdy wyciągałam, jak z rękawa, kolejne plakaty, ale zaangażował się emocjonalnie w temat, a to jest najwspanialsze. Prawda?
:))))))))) I mnie się ostatnio zdarzyło takie zaangażowanie studenta. Opowiadam o białkach, strukturze, hemoglobinie, syntezie na matrycy RNA, przede mną w pierwszej ławce siedzi wielki wytatuowany kafar, a oczy ma coraz większe. I nagle słyszę nabożny szept: Boże! I to się naprawdę dzieje w naszych komórkach!
OdpowiedzUsuńTakże tego... ;)
Teleskopu zazdraszczam - kiedyś się wproszę.
Widzę, że nie tylko ja mam dzisiaj problem z weną i zżeglowałam na blogaska ;)
Wena na pstrym koniu jeździ. Ale się nie poddaję. walczę o nią!
UsuńPrawda :-)
OdpowiedzUsuń...albo mają przygotowanych 60 kolejnych drążących pytań. Na szczęście nauczycielem nie jestem, dzieci odchowane, wnuków na horyzoncie jeszcze nie widać. Mogę chwilowo odsapnąć :).
OdpowiedzUsuńMnie jednak na łopatki rozłożył student Psa w Swetrze :))))
:) Mnie też:)
Usuńteleskop w domu to ja rozumiem, a młodziak może i się pięknie zaangażował ale dyplomatą raczej nie będzie :)
OdpowiedzUsuńUwierzmy w niego - dzisiejsi niektórzy politycy też nie są zbyt dyplomatyczni:)
UsuńU nas również na wokandzie tematy około kosmiczne. A wszystko dzięki piosence ,,W układzie słonecznym,, Naszemu przedszkolakowi wyjątkowo przypadła do gustu;)
OdpowiedzUsuń"Jeszcze!" zawrzasnął mój Najmłodszy, gdy mu włączyłam tę piosneczkę - do tej pory u nas nieznaną. Dzięki:)
OdpowiedzUsuń