środa, 11 września 2019

Koncert na misach

"Koło śmietnika ktoś wyrzuca jakąś porcelanę" - powiedział nieuważnie nasz Ojciec i Mąż wracając z podwórka. Jak pies gończy pomknęłam na dół pchnięta słowem "porcelana", jak ostrogą. Idę, patrzę, a tam naczynia z Mirostowic - nieistniejącego już dziś zakładu, który produkował naprawdę piękne naczynia (porcelitowe). Rzuciłam się na nie, jak harpia i stałam się właścicielką mnóstwa prześlicznych misek, które Młodzież wykorzystała po swojemu.



Gdy już się wszystko pięknie umyło w zmywarce (są to naczynia zmywarkoodporne!) ustawiliśmy miski na stole i dalejże grać!

Każda misa ma inny dźwięk, bo i średnica inna, i grubość też zróżnicowana. Jeśli naczynie nie jest pęknięte - brzmi dźwięcznie, gdy uszkodzone - brzmi głucho.
Jako pałeczek używaliśmy bambusowych patyczków do sushi.

Gdy nalewamy wody do misy zmienia się wysokość dźwięku, który ta wydaje. W ten sposób można sprawić, że dwie misy o różnych średnicach wydają dźwięk o tej samej wysokości. Wcale nie jest łatwe ustalenie, że dźwięk jest ten sam. Pomaga zanucenie:)



Wczoraj, gdy piliśmy kakao grając w Rummikuba, J. zastanowił się głośno czy filiżanka z kakao wyda taki sam dźwięk, jak filiżanka z wodą. I co? I nic - graliśmy dalej, bo dociekliwość J. się w tym miejscu skończyła, ale może jeszcze do tego wrócimy...

Ponieważ misek było sporo ustawiliśmy je w kolejności od "instrumentu" o najniższym brzmieniu do takiego, który brzmiał bardzo "cieniutko". Niestety gamy nie udało nam się wygrać, bo nie starczyło nam samozaparcia, żeby cierpliwie dodawać i odlewać wodę, ale można by się było i o to pokusić.



Niech się schowają wszystkie tybetańskie misy i gongi razem z ich terapeutycznym wpływem na ciało i ducha! Mamy w Polsce misy mirostowickie, tylko jeszcze nie odkryte dla mas.

Kilka dni później, gdy przechodziłam obok śmietnika, znowu coś mnie tknęło na widok znajomych, czarnych worów. Było jeszcze trochę ładnych Mirostowic oraz prawdziwa porcelana z "Karoliny" w Jaworzynie Ślaskiej (4 filiżanki ze spodkami:), wykończona na złoto i delikatna, jak mgiełka. Oraz półmiski z Chodzieży.



Młodzież spokojnie znosi matkę mamroczącą pod nosem zachwyty, oglądającą talerzyki pod światło, wlewającą herbatę do kolejnych filiżanek porcelanowych i porcelitowych, i jęczącą nad egzemplarzem, który okazał się pęknięty.

Chcecie wiedzieć, gdzie jest nasz osiedlowy śmietnik? Nie powiem!!!




P.S. Warto zajrzeć na bardzo ciekawą stronę poświęconą nieistniejącym już zakładom mirostowickim:  https://mirostowice.pl/
oraz przeczytać, jakie są cechy prawdziwej porcelany na stronie jaworzyńskich Zakładów Porcelany Stołowej.



2 komentarze: