Przy nastaniu zimowych chłodów naturalną potrzebą rodziców jest wleźć pod kocyk, ewentualnie upiec ciasteczka, krzepić się herbatą i innymi rozgrzewającymi napojami, zgłębiać literaturę lub otchłanie Internetu. Naturalną potrzebą młodzieży jest WYJŚCIE. Przy czym urokliwa górka ze śnieżkiem w najbliższym sąsiedztwie domu to nie to. Sanki to u nas przeżytek.
+Należy udać się wprost na łono największego parku we wcale nie najbliższej okolicy, najlepiej o poranku i w mrozie, na szczęście przy pięknym Słońcu. Tam unikać stąpania po ścieżkach, żeby móc wypatrzeć mysikrólika, pełzacza, czy dzięcioła czarnego. Jakość zdjęć kiepska, ale zbieramy DOWODY.
Dzięcioł czarny. Tak, miał czerwoną czapeczkę. |
Mysikrólik dla spostrzegawczych:) |
Pełzacz wyszedł najlepiej, ale któż to wie czy on leśny czy ogrodowy... |
+Należy wybrać się na wycieczkę samochodową w tereny górskie, we mgle i poślizgu, udając się na szlak (jego wiele mówiąca nazwa: Szlak Weteranów, nie nasunęła mi żadnych podejrzeń, a szkoda) ukryty pod śniegiem, stromy okropnie (przynajmniej matce nie było zimno). Z obiektów interesujących Młodzież zaobserwowaliśmy to:
Dla niewtajemniczonych: jest to przedstawiciel krioentomofauny, może zimień chłdolub+Należy tkwić codziennie po zajęciach szkolnych na tyłach ogrodzenia przybytku nauki, niezależnie od pogody, bo tam nasi sąsiedzi widzieli:
- jemiołuszki
- raniuszki
- gile
- dzwońce
niestety nie dla nas te frykasy, ale tkwimy. Powiesiliśmy na zanętę kule ze smalicu i słonecznika.
+Należy wybrać się wieczorową porą na tyły supermarketu, gdzie leżą lokalne nieużytki, a znajomi podobno słyszeli puszczyka (okres godowy sów w rozkwicie). Ze spotkanych obiektów należy odnotować:
- Homo sapiens idącego w milczeniu krokiem chwiejnym,
- Menela z rowerem i torbą z puszkami, który nas ostrzegł, że tu niebezpiecznie i można zarazić się wszami, a tak w ogóle to znaleziono tu w zeszłym roku dwa trupy i nawet policja boi się tu zapuszczać,
- policję we własnej osobie zamkniętą w samochodzie i rzeczywiście nie wychodzącą z niego (to ta policja bojąca się),
- samochód wypłoszony przez policję, jadący w kierunku przeciwnym.
Doprawdy nie wiem, jak w tym tłumie jakikolwiek puszczyk może myśleć o amorach, chyba jakiś desperat. Inna sprawa to ta, że byliśmy w grupie 8-osobowej pragnącej usłyszeć puszczyki. Desperat do kwadratu.
+No i jeszcze ta wyprawa po błocie, w okolicy domków jednorodzinnych, których właścicielom obce są wszelkie zabiegi naszego rządu mające na celu polepszenie jakości powietrza. Pływały tam nurogęsi, proszę Państwa, a to nie byle co.
+Czasem trafia się naprawdę piękne miejsce, dla którego warto mieć mokro w butach. Jakże się potem miło wraca pod kocyk.
Szkoła Podstawowa w Wiszni Małej, przed wojną pałac rodziny von Löbbecke |
Sad pod śniegiem |
Sina dal. Na całej połaci śnieg i lód. CUDEM w to pustkowie nadjechało inne auto, a jego pasażerowie pomogli mi pchnąć nasze. |
I pomyśleć, że zima w naszej rodzinie bywała zwykle okresem częstszego odwiedzania muzeów i innych przybytków kultury. W tym kontekście został nam jeszcze do dyspozycji przedwojenny, zabytkowy cmentarz żydowski we Wrocławiu, naprawdę imponujący, ale Młodzież jakoś niechętna. Dopóki nie dowiemy się, że można tam zaobserwować jemiołuszki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz