Poniższe książki przydały nam się w tym roku, gdyż czytaliśmy je w plenerze leśnym lub łąkowym. Są godne polecenia, więc je tu reklamuję zupełnie bezinteresownie, nawiązując luźno do projektu "Czytam las", którego ram czasowych nie zgłębiłam (może jeszcze aktualny?).
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhFOnKBu2Wiwi80NSIvgbxT7yjfPYi1la2fWDRrYZ3VDNgmKreOM36QyEMJcXgWQLD4OnHIuns2gJYiRWmdBMAEwlKhCILmsGwSgJA8vVAPQATCzb4nD8nYLrEg70ixXcBLKNvoyuMf6lAG/s320/logo+%255Bby+FreeLogo.me%255D.png)
Książkę "Ja, joga" wrzuciłam do plecaka, gdy wybieraliśmy się w większym gronie do lasu. W połowie wycieczki, na postoju, chciałam młodzieży poczytać, udało się to tylko połowicznie, ale za to przetestowaliśmy na sobie kilka proponowanych w książce pozycji, które przeznaczono dla dzieci i dla początkujących, ale jak się okazuje wcale nie są takie łatwe, na jakie wyglądają. Na szczęście mieliśmy w swoim gronie osobę obeznaną z jogą, której miłe wskazówki pozwoliły dziewczynom potrenować. Piszę "dziewczynom", bo męska frakcja wycieczki porzuciła jogę na rzecz próbek kung-fu i aikido. Las zniósł to ze spokojem, a potem ruszyliśmy dalej przez krzaki i pod górkę. Książkę można też zużytkować w domowym zaciszu, z własną córka, na karimatkach (pomysł nadal nie zrealizowany, ale może kiedyś...).
"Mądrość i cuda świata roślin" Jane Goodall czytałam latem, podczas wypoczynku na łonie Puszczy Noteckiej. Od czasu do czasu cytowałam rodzinie co ciekawsze kawałki, a książka jest pełna zadziwiających faktów z wielu dziedzin, a jeszcze bardziej zadziwia to, że napisała ją tak pięknie znawczyni... szympansów. Jest to literatura podnosząca na duchu, "ku pokrzepieniu serc" tych, którzy zdają sobie sprawę w jak poważnym stanie chorobowym tkwi przyroda na naszej planecie. W przerwach czytania patrzyłam sobie na wierzchołki drzew, albo piekłam kiełbaski nad ogniskiem. Było cudownie!
Hygge wymyślili skandynawowie. W tej filozofii życia (?) chodzi o to, żeby sobie sprawić trochę przyjemności, a właściwie dużo przyjemności. W wolnej chwili (a ma być ich dużo - tych wolnych chwil) pójść porąbać drzewo, które wcześniej przynieśliśmy z lasu, zażywać ruchu na świeżym (!!!) powietrzu (galop do tramwaju, gdy jesteśmy spóźnieni też się liczy), a gdy się już dotrze do ciepłego mieszkanka (tfu, drewnianego, obszernego domu) rozświetlić je żywym ogniem (świece, olejki eteryczne sosnowe i jałowcowe), ubrać sobie sweterek w geometryczne wzory z jeleniem, opatulić się pledem, napoić herbatą i spędzać tak czas w beztroskiej atmosferze podjadając bułeczki z cynamonem domowej roboty. A wszystko w sterylnie czystym mieszkaniu (tfu, drewnianym domu), które samo się posprzątało. Przypomniało mi się, że latem J. rąbał przecież drzewo na ognisko, bieg do tramwaju zaliczam, olejek jałowcowy mam i zaraz sobie uruchomię, a bułeczki... no, też dam radę. O resztę nie pytajcie, ale się staram.
"Gawędy o drzewach" trafiły mi się na półce bookcrossingowej w szkole. Chwyciłam je, jak diabeł duszę. Kiedyś bardzo chciałam dopaść tej książki i jakoś nie mogłam na nią trafić. Bardzo jest dobra do czytania zimą, gdy tak sobie człowiek marzy o tym, kiedy znów będą liście na drzewach. Książka jest stara, ale mnóstwo w niej ciekawych faktów, legend, a nawet horoskop drzewny, jeśli ktoś lubi.
"Jak przetrwasz mroźną zimę, kopciuszku?" - coś na czasie, z biblioteki. Lubię takie książki dla dzieci. Urokliwe ilustracje, spokojna narracja, a jednak emocje dla przedszkolaka są, bo tytułowy kopciuszek rzeczywiście ma problem żywieniowy w zimie. Polecam szczególnie wielbicielom polskiego serialu rysunkowego "Przygód kilka wróbla Ćwirka". Do książki załączono broszurkę z "doroślejszymi" informacjami o życiu kopciuszków oraz propozycjami gier, zabaw i praktycznych zajęć dla młodych ornitologów i jest to nader ważny i pożyteczny dodatek.