środa, 18 września 2019

Elektryczna szczotka do zębów i jej znaczenie

Mieliśmy wcześniej szczoteczkę elektryczną, ale nie taką wypasioną, jak cudo, które dotarło do nas ostatnio. Używając jej, ciągle myślę o tym, że samozagłada ludzkości to kwestia czasu.

Nie wiem, jaka jest cena regularna tego czegoś, ale podobno niemała. Zatem nie ma co liczyć na to, że zwrócą się pieniądze, które wydalibyśmy na szczotki manualne. Ale szczotkuje fajnie, można sobie włączyć nawet kilka rodzajów elektrycznych wibracji i myć z rozmaitą prędkością i mocą. I to by mógł być koniec.
Ale nie jest.
Szczotka zapakowana jest w pudło tekturowe, osłonę styropianową, rozmaite tekturki i druciki dodatkowo mocujące liczne elementy dodatkowe w styropianie. Każdy dodatkowy element spowity jest w woreczek foliowy lub osłonkę foliowo-tekturową.
Do tego dołączono 6 różnych końcówek szczoteczek (chyba do wyboru dla jednego osobnika, bo tak są różne), pudełeczko na szczoteczki dla rodziny 4-osobowej (my 5-osobowi, więc ktoś będzie musiał trzymać swoją końcówkę gdzie indziej, o zgrozo), pudełeczko na szczotkę na wypadek wyjazdu poza dom w pojedynkę (a pozostali myją wtedy ręcznie? Koszmar!), dwie książeczki papierowe (w tym jedna rozmiaru tomiku poezji Leśmiana), płytkę CD oraz stojak na telefon z przyssawką mocującą całość do lustra. Okazuje się, że można sobie ściągnąć apkę, która kontroluje jak myjesz zęby, wykazuje, co wyszorowałeś lepiej, a co gorzej, mierzy czas i siłę nacisku i udziela wskazówek, co jeszcze można poprawić, a na końcu chwali szczotkującego, gdy sobie umył siekacze zgodnie z wytycznymi. Czy ktoś dorosły ma w ogóle na to czas?
Całość w reklamówce plastikowej oczywiście.
Ilość śmieci i dodatkowych, zagracających dom przedmiotów - przytłaczająca.  I jeszcze ta aplikacja, która tyle sensacji wzbudziła wśród młodzieży, ale brak im chęci do dalszych z nią szczotkowań! Może to i lepiej? Czy człowiek XXI wieku nie da rady umyć porządnie zębów bez pochwały z urządzenia elektronicznego? A może będzie potrzebował pochwały komputera również w innych sferach życia?
Bo bez tego nie da rady.
Tutaj film dla tych, którzy podejrzewają, że ten scenariusz się ziści. Życzę miłego oglądania (21 minut):



Zaś jeśli chodzi o szkołę, to niech nam przyświeca w tym roku myśl Marka Twaina: "Nigdy nie dopuściłem do tego, aby szkoła przeszkodziła mi w kształceniu się"


Oby do wakacji!


środa, 11 września 2019

Koncert na misach

"Koło śmietnika ktoś wyrzuca jakąś porcelanę" - powiedział nieuważnie nasz Ojciec i Mąż wracając z podwórka. Jak pies gończy pomknęłam na dół pchnięta słowem "porcelana", jak ostrogą. Idę, patrzę, a tam naczynia z Mirostowic - nieistniejącego już dziś zakładu, który produkował naprawdę piękne naczynia (porcelitowe). Rzuciłam się na nie, jak harpia i stałam się właścicielką mnóstwa prześlicznych misek, które Młodzież wykorzystała po swojemu.



Gdy już się wszystko pięknie umyło w zmywarce (są to naczynia zmywarkoodporne!) ustawiliśmy miski na stole i dalejże grać!

Każda misa ma inny dźwięk, bo i średnica inna, i grubość też zróżnicowana. Jeśli naczynie nie jest pęknięte - brzmi dźwięcznie, gdy uszkodzone - brzmi głucho.
Jako pałeczek używaliśmy bambusowych patyczków do sushi.

Gdy nalewamy wody do misy zmienia się wysokość dźwięku, który ta wydaje. W ten sposób można sprawić, że dwie misy o różnych średnicach wydają dźwięk o tej samej wysokości. Wcale nie jest łatwe ustalenie, że dźwięk jest ten sam. Pomaga zanucenie:)



Wczoraj, gdy piliśmy kakao grając w Rummikuba, J. zastanowił się głośno czy filiżanka z kakao wyda taki sam dźwięk, jak filiżanka z wodą. I co? I nic - graliśmy dalej, bo dociekliwość J. się w tym miejscu skończyła, ale może jeszcze do tego wrócimy...

Ponieważ misek było sporo ustawiliśmy je w kolejności od "instrumentu" o najniższym brzmieniu do takiego, który brzmiał bardzo "cieniutko". Niestety gamy nie udało nam się wygrać, bo nie starczyło nam samozaparcia, żeby cierpliwie dodawać i odlewać wodę, ale można by się było i o to pokusić.



Niech się schowają wszystkie tybetańskie misy i gongi razem z ich terapeutycznym wpływem na ciało i ducha! Mamy w Polsce misy mirostowickie, tylko jeszcze nie odkryte dla mas.

Kilka dni później, gdy przechodziłam obok śmietnika, znowu coś mnie tknęło na widok znajomych, czarnych worów. Było jeszcze trochę ładnych Mirostowic oraz prawdziwa porcelana z "Karoliny" w Jaworzynie Ślaskiej (4 filiżanki ze spodkami:), wykończona na złoto i delikatna, jak mgiełka. Oraz półmiski z Chodzieży.



Młodzież spokojnie znosi matkę mamroczącą pod nosem zachwyty, oglądającą talerzyki pod światło, wlewającą herbatę do kolejnych filiżanek porcelanowych i porcelitowych, i jęczącą nad egzemplarzem, który okazał się pęknięty.

Chcecie wiedzieć, gdzie jest nasz osiedlowy śmietnik? Nie powiem!!!




P.S. Warto zajrzeć na bardzo ciekawą stronę poświęconą nieistniejącym już zakładom mirostowickim:  https://mirostowice.pl/
oraz przeczytać, jakie są cechy prawdziwej porcelany na stronie jaworzyńskich Zakładów Porcelany Stołowej.



piątek, 6 września 2019

Leśne obrazki

Kto chodzi z dziećmi na spacery na łono natury wie, że z pustymi rękami z takiego spaceru wrócić nie można. Spróbowałam uszczuplić ilość przynoszonych do domu eksponatów, tłumacząc Dziatwie, że przecież najpiękniejsze obiekty można ułożyć w artystyczną całość i sfotografować. 

Nie udało mi się do końca, bo niektóre rzeczy zabrane do domu być MUSZĄ. Ale trochę żołędzi, kory, hub i listowia jednak zostało w lesie i to jest cenne z punktu widzenia lokatorów małego mieszkania.

Oto przykładowe kompozycje ze zbiorów spacerowych. Prawda, że ładnie  wyszły?










Może Wasze Dzieci też nabiorą ochoty na tworzenie Przyrodniczych Obrazów? Późne lato i jesień to najlepszy ku temu czas, bo nasion, traw, grzybów, owoców i czego tam jeszcze jest pod dostatkiem. Miłej Zabawy!