Okazało się, że chomik jest mojemu dziecku niezbędny do szczęścia. Nastąpiły deklaracje zużytkowania własnych funduszy (czyt. darowizn dziadków, cioć, wujków itp) na klateczkę i wyściółkę oraz żarcie. Ponieważ w związku z tym sprawa psa przycichła, a kot nie zgłosił sprzeciwu - decyzja zapadła. Zamieszkaliśmy razem.
Już po pierwszej nocy ojciec rodu przebudował karuzelkę osadzając ja na bazie z twardego dysku, dzięki czemu kręci się ona cichutko. Jedzonko rośnie za oknem. Wyściółka klatki skoszona za drugim oknem przez dziadka - suszy się i pachnie. Chomik dostał imię Toffi(k) ze względu na kolorystykę, ale ciśnie mi się stale na usta przydomek "Petarda" ewentualnie "Błyskawica", bo tak szybkiego chomika jeszcze nie mieliśmy.
Lekceważy karuzelę i z całych sił gryzie stalowe pręty klatki okazując nam, jak bardzo chce wyjść z więzienia. I nasze miękkie serca ulegają tej perswazji. Chomika się ciągle wypuszcza, żeby sobie pobiegał po domu. No, ale w domu biega też kot.
Ich wspólne początki były spokojne, właściwie obserwacyjne, tak, że nabraliśmy otuchy, że "jakoś to będzie". Potem doszło do kontaktu fizycznego - chomik przebiegł po ciele kota rozciągniętego wzdłuż schodów, w wyniku czego kot zerwał się, jak oparzony, i uciekł trzy schody dalej. Gdy sytuacja przypadkowo powtórzyła się - jasnym stało się dla nas, że chomik kota lekceważy/nie dostrzega, a kot sobie kontaktu cielesnego nie życzy.
No, jakoś zdzierży. Robi to dla świętego spokoju...
Zostali przy wzajemnej dyskretnej obserwacji.
Aż do dnia w którym instynkt łowiecki kazał Rokiemu jednak skoczyć w kierunku chomika z łapką uzbrojoną w pazur. Ale, jak już wiemy, mamy chomika-petardę i kot nie zdążył.
Wiemy teraz jednak, że maluch nie jest w pełni bezpieczny. Wypuszczamy go najchętniej, gdy kot wychodzi na wieczorny obchód ogródka. Ale są wieczory, że nie wychodzi. Wtedy chodzą po domu równocześnie. Cała młodzież pozostaje w pewnym napięciu. Pilnują zwierząt, laptop i tablet leżą odłogiem, chomik włazi wszędzie i co rusz znika z pola widzenia, a potem objawia się w zupełnie nieoczekiwanym miejscu. Najbardziej ciekawi go eksploracja, jedzenie mniej, do toreb policzkowych prawie nic nie zbiera. Atmosfera emocjonująca narasta. Emocjonalna huśtawka też. "Mamo, wlazł za meble kuchenne, jak go wywabić?", "Zobaczcie idzie w górę kredensu! Sunie plecami po ścianie!" "Aaaa, uciekł mi z rąk? Jak on to zrobił?", "Nie ma go, był tu przed chwilą! Gdzie jest chomik? Kto widział chomika?"
Aż chciało by się do kota zawołać: "Szukaj!"
Wychodzimy też razem do naszego mini-ogródka. Kot spaceruje swoimi drogami, ale jesteśmy obok, wiec się nie boi, a chomik jest przeszczęśliwy. Kopie i myszkuje, a my go gonimy, żeby nie zwiał do sąsiadów.
Jeśli chcecie dowiedzieć się, jak robiliśmy dla naszych poprzednich chomików place zabaw, pułapki, testy żywnościowe i inne ciekawe atrakcje zajrzyjcie do wszystkich wpisów otagowanych hasłem "Chomik". Troszkę się tego nazbierało...
P.S. Wiecie skąd mamy naszego kota? Od Pani Bernadety, która ratuje bezpańskie znajdy na wrocławskim osiedlu i znajduje im dobre ręce. Niedawno padła ofiarą napadu we własnym mieszkaniu. Koty również bardzo ucierpiały. Więcej szczegółów u Psa w swetrze. Możecie pomóc?