Mamy butelkę z mlekomatu. Mleko oczywiście się wypiło - butelka została i aż się prosiła, żeby do niej coś nalać, albo i wrzucić. Albo jedno i drugie.
Na pierwszy ogień poszła woda z wanny i strzępki papieru toaletowego. Było to jednak zbyt wiele, jak na moje poczucie estetyki. Zaproponowałam, że wrzucimy coś innego, ładniejszego. I zaczęło się:
Woda + płatki kwiatów - wszystkie pływają, zwłaszcza, jeśli obracać co chwila butlę do góry dnem.
Woda + owoce - nie wszystkie pływają, np. wiśnie idą na dno...
Woda+ kamienie - nie pływa żaden z nich, za to tak spreparowana butelka nadaje się do użycia jako grzechotka (choć toporna, trzeba przyznać) lub hantel. No i mokre kamienie są przecież ładniejsze od suchych :)
Przed nami jeszcze duże pole do popisu. Można tu wrzucić muszelki i inne morskie, przybrzeżne znaleziska, drewienka, szyszki modrzewia (bo inne się raczej nie zmieszczą), nasiona, liście (u nas w towarzystwie wody, ale kto by się tam przy tym upierał...), wlać wodę morską, jeziorną i z kałuży...
No i pytania zasadnicze:
- dlaczego jedno pływa, a drugie nie? Rozmawiałyśmy o zawartości powietrza w różnych pływających i niepływających obiektach. Wspomniałam też o ich gęstości.
- jak wydobyć z butelki o dość wąskiej szyjce jej zawartość? (przetestowałyśmy warianty: dodania więcej wody, energicznego wytrząsania, pomagania sobie paluchami, ściskania butli...)
Jest to uzupełnienie i nawiązanie do naszych dawnych, zimowych, domowych zajęć: "Co pływa, a co nie pływa?"