Powyższy temat jest bardzo rozległy. Jak się jedzie na wakacje z dala od cywilizacji - trzeba zabrać dużo jedzenia ze sobą. Zaś przed wyjazdem zagłębić się między marketowe półki by wyłowić coś, co nas zanadto nie otruje i zrobić z tego zapas na cały pobyt. Poniżej informacje, jak się ogarnęliśmy z tym tematem przy pięcioosobowej rodzinie.
Cały rok gotuję w domu zdrowe obiady. Każdy, kto to robi na co dzień wie, jak wiele serca i inwencji trzeba włożyć w posiłki, żeby były
gotowe na określoną porę, lepsze niż w przedszkolu, ładnie wyglądały i pachniały, były urozmaicone, smakowały wszystkim (he, he) i zawierały te wszystkie żelaza, potasy, witaminy C, błonniki itd. Dlatego w czasie wakacyjnego wyjazdu baaardzo nie chcę gotować. Od tego też należy się odpoczynek.
Nawet sporządzenie makaronu z sosem pomidorowym wzbudza mój opór, a mycie naczyń w warunkach polowych zwalam na innych.
Pierwsze zakupy jedzenia na tydzień dla 5 osób zleciłam Tatusiowi i Córce. Po przerażających zakupach sprzed dwu lat (zupy chińskie górą!) w zeszłym roku wzięłam udział w buszowaniu po półkach i było to trudne popołudnie pełne kompromisów i jęczenia.
W tym roku znowu poszli sami i wrócili z kompromisem, w którym nie musiałam brać udziału.
Poniżej zapisuję, ku pamięci wnioski z nadzieją, że za rok o tej porze najemy się jeszcze lepiej niż w tym roku w dziczy.
- ponieważ przez cały rok nigdy nie jemy chińskich zupek muszę się zgodzić na jakąś ich porcyjkę, bo Młodzież niemądrze nalega, ale
unikać smaku krewetkowego i innych, na których piszą, że są ostre lub z papryką (zawsze jest ostra)
- dobrym pomysłem jest
fasolka w puszce - są różne opcje, nie tylko nieśmiertelna "po bretońsku". Najbardziej smakują nam te z Bonduelle, ale nie tylko.
Unikać tych z karagenem i mlekiem w proszku (bo rakotwórcze). Warto szukać fasolki
w szkle zamiast w puszce (o ile nie musimy jej daleko nosić szkło jest zdrowsze do przechowywania pożywienia i słoików można użyć po umyciu na różne sposoby, zwłaszcza, że się szczelnie zakręcają).
-
unikać jednoosobowych saszetek śniadaniowych z płatków owsianych i mleka w proszku (rakotwórcze). Kupować te bez mleka w proszku, w dużej torebce, np. ok. 500 g. Szukać również innych płatków niż owsiane (w tym roku trafiły nam się jeszcze bardzo dobre jaglane) z Melvitu (Secret).
- zupy typu "gorący kubek" też wybieramy bez karagenu i mleka w proszku. W tym roku trafiliśmy na jedną, która była
wzbogacona w witaminy. Co prawda nie wierzę do końca, że one (o ile są) ładnie się wchłoną, ale można im pomóc
do gorącego kubka dorzucając ciemnozielone liście spotkane na szlaku np. babki, krwawnika, szczawiu i szczawiku zajęczego, mniszka, stokrotki, maliny i jeżyny - drobniutko posiekać i wrzucić do zupy tuż przed zjedzeniem.
- dobrym pomysłem jest
zasilenie potrawy jajem ugotowanym na twardo.
- koniecznie trzeba zabrać
czekoladę gorzką i deserową, z rodzynkami i orzechami.
- inne dobre przekąski na drogę:
migdały, orzechy, duże rodzynki (wsypywane bezpośrednio do ust z torby),
banan.
Ciasteczka też byłyby dobrym pomysłem, o ile miałyby dobry skład. Na razie tylko ciasteczka Fit firmy Sante uważam za dobre pod tym względem, bo nie mają cukru i oleju palmowego, ale np. zawartości tłuszczów trans nie podaje się w naszym kraju na opakowaniach, więc można sobie żyć w błogim chrupaniu:)
- o ile droga wiedzie przez łąki i lasy z
drobnymi owocami jagodowymi (borówki czernice i brusznice, poziomki, jeżyny, maliny, dzikie czereśnie itp.) zawsze trzeba je podjadać ile wlezie.
- w drodze można
zebrać liście poziomek, jeżyn, malin, kwiatostany koniczyny różowej, macierzankę itp i zaparzyć z nich "herbatkę" lub dodać do własnej herbaty zielonej, którą się wzięło z domu.
-
w schroniskach i knajpach unikamy placków ziemniaczanych i bigosów. Można śmiało postawić na
pierogi, zawsze
z bukietem surówek. Zupa dnia to też dobry wybór i w ogóle wszystko, co gotowane, a nie smażone, choć pułapka frytek ze smażonym serem okazała się nie do zwalczenia.
Teoria: jeśli zamawiamy wszyscy tę samą potrawę (marzenie ściętej głowy) kelner przyniesie ją szybciej niż w opcji, gdy każdy zamawia coś innego.
- najlepszą
kawę dają na Orlenie (nie słodzą jej przemocą, jak nam się to trafiło w innym miejscu) i są tam zniżki dla rodzin wielodzietnych po okazaniu ogólnopolskiej Karty Dużej Rodziny.
Hot dogi z parówką sojową są tam pyszne. Testy
wegetariańskich burgerów z burakiem jeszcze przed nami - już się nie mogę doczekać!
-
szklane butelki wody w plecaku sprawdzają się równie dobrze, jak plastik, o ile całego zapasu nie niesie jedna osoba.
-
jajo gotowane na twardo w dalszym ciągu uważam za superfood na każdej trasie. Zapakowane ekologicznie, bogate w składniki odżywcze, nawet, jak się lekko pogniecie.
A jak źle wyliczycie ilość jedzenia, które mieliście ze sobą zabrać - śniadanie ostatniego poranka może wyglądać np. tak:
|
Dzbanek zielonej +3 grapefriuty dla 5 osób. Dr Dąbrowska też by się przyłączyła:) |
Najbardziej przytłacza fakt, że szybkiego jedzenia, takiego do zalania wrzątkiem, jest bardzo duży wybór i obfitość. To znaczy, że cała masa Polaków żywi się tym często, a nie okazjonalnie, jak my.