wtorek, 14 sierpnia 2018

Tussie-mussie dla ukojenia zmysłów

"W dawnych czasach powszechnie wierzono, że aromat ziół zapobiega chorobom. W miastach na zatłoczonych ulicach ludzie nosili przy sobie bukieciki ziół nie dla ich ładnego zapachu, lecz po to, by uchronić się przed chorobą. Bukieciki ziół miały chronić sędziów przed zarażeniem się tyfusem od więźniów przyprowadzanych na rozprawy.
Tussie-mussie - tak od lat czterdziestych XV wieku nazywano pęczek słodko pachnących ziół związanych wełnianą nitką. Dziś choremu przebywającemu w szpitalu lepiej podarować bukiecik wonnych ziół niż tradycyjny bukiet z kwiaciarni"

Jessica Houdret, 
"Odkryj cudowne zioła dla zdrowia i urody", Warszawa, 2002


Nawet jeśli nie macie nikogo do odwiedzania w szpitalu, warto zrobić tussie- mussie. Wyobrażam sobie, że wśród szpitalnych woni nieoczekiwanie miło byłoby powąchać lawendę czy koperek i chociaż na chwile zapomnieć o chorowaniu. Nie chodzi tu tylko o wąchanie - trzeba by listki i płatki porozcierać w palcach, po której to czynności bukiecik jest wymiętolony i już jakby mniej urodziwy, ale przecież o to tu chodzi - żeby dobrze poczuć zapach!

Na dodatek Wniebowzięcie Najświętszej Marii Panny, zwanej Zielną, dodatkowo zachęca do pachnącego zbieractwa. Pułapka jest taka, że po roztarciu w palcach trzech roślinek - woń kolejnej miesza się z poprzednimi i jest trudna do rozpoznania. Najlepiej mieć dużo paluszków do rozcierania:)

Poszłam, zebrałam i pokazałam Młodym. Mamy do dyspozycji zagranicznego Kuzyna, który niektóre pachnące roślinki potrafił nazwać po flamandzku! Wymawia się je trochę inaczej niż się pisze. Hania zapisała nazwy polskie, a Wiktor flamandzkie. A to, czego nie wiedział, podpowiedział tłumacz-gugle.



Rośliny zebrałam w dwóch egzemplarzach:
- pierwszy pęczek (pozbawiony tych trujących, np. wrotyczu) wetknęłam do dzbanka (z cytryną przywiezioną przez Ciocię prosto z Sycylii) i zalałam zimną wodą. Następnego poranka oddały swoje aromaty do wody. Na upały w sam raz.



- drugi pęczek zasuszyłam w wersji płaskiej. Po przyklejeniu roślin do karteczek z polskimi i niderlandzkimi nazwami, damy je Kuzynowi na pamiątkę wakacji w Polsce:)

Przykładowe, pachnące rośliny do bukietu kościołowego lub szpitalnego:
aksamitka
koper
seler
pietruszka
bylica piołun
bylica pospolita
marchew
wrotycz
podagrycznik
lawenda
lubczyk
krwawnik
mięta
melisa...

Na dobrą sprawę bardzo dużo roślin jakoś pachnie. Dopóki nie traficie na bodziszek cuchnący  lub barszcz Sosnowskiego możecie próbować wszystkiego:)

piątek, 10 sierpnia 2018

Spacery po łące (z myślą o żółwiu)

Zbieraliśmy rośliny dla żółwia na łące. Na pięknej łące wielogatunkowej na obrzeżach lasu, trochę  nadwyrężonej przez suszę. Może Wasze dzieci wśród wakacyjnych przygód też zechcą na taką wleźć? Poniżej kilka uwag i ciekawostek na wyprawy w wysokie trawy.



1. Nie trafia nam się to ostatnio często, ale bywa, że bujne trawy rosną na gruntach podmokłych. Suchsze łąki, np. takie murawy kserotermiczne nie bywają wysokie. Dlatego nie zdziwcie się, jeśli NAGLE, bez ostrzeżenia, pod nogami zrobi się mokro, a bialutkie tenisówki zapadną się w błotko (tak, właśnie to mi się przytrafiło:).

2. Mimo to nie rezygnujcie z krytego obuwia (a nawet, mimo upału, długich spodni), bo mnóstwo jest w trawie owadów i roślin, które kąsają i parzą, i mogą Latorośl nieodwołalnie do łąki zniechęcić.



3. Dobrym pomysłem jest popołudniowy spacer na łąkę, a nawet wieczorny, bo załapiecie się wtedy na koncerty rozmaitych szarańczaków. Wczesnoporanny spacer łąkowy odbędzie się raczej po rosie. Jeśli lubicie - O.K.

5. Jeśli włazimy głęboko w wysokie trawy raczej puszczamy dorosłego przodem, bo zbiera na siebie wszystkie pajęczyny, które mieszczą się na wysokości twarzy dziecka. Spotkałam się też z ostrzeżeniem, które sugeruje obfitą obecność żmij, a żeby je odstraszyć zaleca się tupanie i hałasowanie. Raczej tupię, bo nie lubię hałasu, ale jak kto woli.



6. Delikatne chwytanie w dłonie pasikoników pozwala ćwiczyć refleks. Trafiły nam się też obserwacje uciekającego przed dłońmi owada, który wpadł w sieć pajęczą, a wtedy można było zaobserwować pająka w akcji. To naprawdę przeżycie! Można też próbować pasikonika ratować. Ale pająk też musi coś jeść. Dylemat dla Młodego spory:)

7. Dla cierpliwych: warto zainteresować sie wszelkimi norkami i otworkami, bo może z nich coś wychynąć.

8. Raczej nie odwijamy zwiniętych listków i traw, bo pewnie w nich ktoś mieszka.

Mieszkanie pająka


9. Aparat fotograficzny bardzo się przydaje, można ćwiczyć fotki makro. komórka tez wychodzą fajne.

10. Na spotkanie ssaka z małoletnią młodzieżą nie liczę. Robimy za dużo hałasu. Chyba, że będzie to denat. Takiemu przynajmniej można się dobrze przyjrzeć. Przy okazji wrzucam parę zdań o obiegu materii i energii w przyrodzie dostosowanych do wieku.
Tego roku znaleziska takie z powodu suszy były zwykle zmumifikowane i to pozwalało nawet wziąć obiekty do ręki i pomacać futerko.

Suszona ryjówka (chroniona, jak wszystkie owadożerne)


11. Zwróćcie uwagę na zapachy. Czasem nawet niepozornie wyglądające listki mogą ciekawie pachnieć. Czasem dość nieprzyjemnie. Można sobie zebrać zapachowy bukiet z liści. Ładnie pachnie krwawnik, macierzanka, mięta, ale z bodziszkami to już bywa różnie. A w ogóle to cała łąka cudownie pachnie!

12. Te ładnie pachnące krwawniki, mięty i macierzanki można zebrać, wrzucić do dzbanka, zalać wrzątkiem, a po ostygnięciu - wypić. Dlatego warto mieć ze sobą w kieszeni woreczek foliowy lub gumkę recepturkę a nawet scyzoryk do ścięcia łodyg.

Krwawnik pospolity - kwiatostan


13. Nie przegapcie międlenia w ustach źdźbła trawy, a w głębi zielonych pędów można znaleźć na jasne, bardzo delikatne i słodkie fragmenty (tuż nad węzłami:). Mniam.

14.  Ogólnie rzecz biorąc popieram wianki i bukiety oraz wszelkie inne prace artystyczne z wykorzystaniem roślin łąkowych, ale tępię bezmyślne niszczenie typu: idę, zrywam i wyrzucam (i wszystko dzieje sie na obrzeżach świadomości).

15. Niektóre trawy bardzo skutecznie przecinają skórę, ale pewnych kwestii nie da się przewidzieć. Można uprzedzić, a polizać i podmuchać post factum.

16. Książka-przewodnik ze zdjęciami też jest niegłupim pomysłem, zwłaszcza gdy dziecko jest na etapie delektowania się samodzielnym czytaniem, albo jest po prostu zainteresowane tematem, a tatuś jest z zawodu piekarzem i nie zawsze wie, jak odpowiedzieć na pytanie: "Jak to się nazywa?" albo "Co to jest?". Na pociechę Wam powiem, że matka-biolog też nie zawsze błyska wiedzą.

17. Łąki górskie są dla mnie szczególnie piękne i wyjątkowo pachnące. Można na nich spotkać gatunki, których na niżu nie znajdziecie (i vice versa), w tym mnóstwo chronionych. Tutaj szczególnie zachęcam do pkt 9 i 16.

18. Z przyrządów optycznych dziecku przydaje się lupa, bo ułatwia  przyglądanie się szczegółom, zwłaszcza, jeśli dorosły mówi: "Zwróć uwagę na wzory na skrzydłach!" czy rzuca inne zachęcające uwagi. Przydatna okazała się też kiepska lornetka kupiona w sklepie chińskim, bo podczas brodzenia w trawach pozwala namierzyć coś ciekawego, np. kępę roślin wyższych niż pozostałe, czy jakieś dziwne wybrzuszenie. A w ogóle lornetka fajna jest i już! J. nie wszędzie chciał wejść, ale z lornetką jakby łatwiej i chętniej właził:)

19. Po powrocie z traw dobrze jest się rozebrać i obejrzeć, czy nie ma na nas wędrującego kleszcza lub innego bezkręgowca. Alergicy na łące chyba nie mogą nigdy czuć sie w pełni bezpieczni. Widziałam już różne bąble, czasem paskudne, rozlewające sie na kawał ciała, masywnie puchnące i nie znikające bardzo długo. A i to pikuś w porównaniu z reakcjami uogólnionymi. Ale nie ma też co wyolbrzymiać. Wydaje mi się, że najlepiej od małego włazić w łono natury po trochu, a użądlić pozwolić się po raz pierwszy należy najlepiej w sąsiedztwie służby zdrowia:).

20. A co zrobić ze wstrętem? ("Bleee, ale paskudne robale." "Łaaaa! Gryzą! Łażą po mnie!!!", "Jakie wielkie!"). Własne obserwacje, bardzo subiektywne, rzecz jasna, mówią mi, że gdy się Dziatwę codziennie traktuje dawką dziczy, to się ona przyzwyczaja i z czasem robale powszednieją. Ale wystarczy parę dni przerwy i pobytu w cywilizacji i wtedy Młodzież się skutecznie odzwyczaja i nawet biedronka spacerująca po ręce okazuje się paskudna. Wiele zależy też od charakteru dziecka oraz obecności (lub nie) rówieśników. Niektórzy znoszą robale ze spokojem, inni muszą sobie popiszczeć dla publiczności. Opcji jest wiele.

A co z roślinami dla żółwia? - zapytacie. Zebraliśmy, zasuszyliśmy i wysłaliśmy żółwiowi do Warszawy. Czkamy na wieści od niego. Na pewno da znać, czy woli bio-krwawnik, czy eko-koniczynę:)

Roślinki zerwane i powiązane w pęczki. Do nich Hania dorobiła metryczki.

Pęczki roślin już się suszą powieszone na rozciągniętej pod sufitem żyłce wędkarskiej

A żeby nie zostawiać wielbicieli żółwi bez podpory ideologicznej podaję link do strony z roślinami polnymi dla żółwi. Jeszcze można zbierać, że hej! O ile macie do dyspozycji ekologiczną, niepryskaną, pachnącą łąkę, czego każdemu życzę:)

niedziela, 5 sierpnia 2018

Wystawa kamieni

Nadeszła dobra pora na kolekcjonowanie kamieni. Jeśli na dodatek Ojciec Rodu ma odpowiedni sprzęt do obróbki skał - witajcie w kamieniarskim raju!

Na podwórku przedszkolnym we Wrocławiu jest sporo kamieni. Jurek zdążył nauczyć swoją grupę przedszkolną rozpoznawania krzemieni. Nawet zatwardziali piłkarze poddali się temu trendowi. W czasie zabaw podwórkowych robił za konsultanta rozpoznającego, czy to krzemień czy nie. Sprawa nie jest oczywista, bo kolorów krzemienie mogą mieć sporo, za to łamią się w charakterystyczny sposób i połysk też mają typowy. Problem objawiał się tylko, gdy miał do czynienia z egzemplarzami mikroskopijnymi.

Ponadto zaczęliśmy spędzać czas na nieużytkach. Młodzież grzebie sobie wytrwale w glebie i wyciąga rozmaite kamienie na światło dzienne. Szczęśliwie są to zwykle niewielkie okazy.





W domu trwają dokładne oględziny, mycie pod kranem i układanie w różnych konfiguracjach.




Dorośli są proszeni o wypowiedzi na temat urody poszczególnych egzemplarzy, dodajmy, że mają to być dogłębne analizy porównawcze.

Najpiękniejsze kamienie są fotografowane.




Trafiłam na kalendarz imprez kamieniarskich na ten rok. Co się da w okolicy - odwiedzamy, a jakże. Zwiedzamy ponadto wszelkie muzea i wystawy geologiczne. I jakże tu nie kupić sobie kamyczka?
Kamienie stały się również najbardziej pożądanym prezentem.

Nasze ostatnie zdobycze:





Zatrzymujemy auto przejeżdżając obok kamieniołomów i kopalni odkrywkowych. 


Kopalnia melafiru
 

Wszelkie sugestie z mojej strony dotyczące uszczuplenia kolekcji, która wysypuje się z pudełek i pudełeczek traktowane są z oburzeniem i zgorszeniem.

Na Dzień Ojca przybyła do naszego domu szlifierka, którą można użyć do wielu kwestii związanych z kamieniarstwem, a mianowicie do:

- wygładzania i polerowania kamieni
- grawerowania na nich literek
- przecinania kamyczków
- wiercenia dziurek
 i pewnie jeszcze miliona rzeczy, na które nie wpadam, gdy widzę, jak pojawia się w kuchni rozłożona stolnica (już nie do ciasta, o nie!), a na niej głazy, zaś na oczach okulary zabezpieczające oczy.

Zaś w terenie 7-letni J. wziął sprawy w swoje ręce i sam sobie postanowił w kamieniu coś zmontować: