środa, 27 września 2017

Nie fluoryzujemy

Gdyby przeczesać Internet napotka się mniej więcej tyle samo głosów "za", co "przeciw" fluoryzacji. Przeczesaliśmy, poczytaliśmy (również w druku), pomyśleliśmy... I kiedy Hania powiedziała: "Mamo, na jutro mamy przynieść 2,50 zł na fluoryzację" - kasy nie dostała. 

Forsuję też szczotkę elektryczną, ale na razie zęby nią myję ja i czasem H.

W różnych mądrych lekturach wyczytałam, że związki fluoru są toksyczne. Nawet, jak się wypłucze buzię po myciu zębów (a po fluoryzacji szkolnej się nie płucze), to i tak mają zdolność wnikania w ciało przez błony śluzowe w jamie ustnej. Są ponadto obecne powszechnie w tym co jemy i pijemy, zwłaszcza (ale nie wyłącznie!) w okolicach rozwiniętych przemysłowo. Fluor jest nam potrzebny, owszem, ale w ilościach niewielkich, mniej więcej takich, jakie są w jednej szklance czarnej herbaty (która bardzo łatwo wchłania fluor z gleby).
Wszelako czymś trzeba myć zęby, żeby zachować je w dobrym zdrowiu. Wlazłam do wielkiej drogerii w dżungli centrum handlowego. Namierzyłam pasty alternatywne - jest ich sporo -  i teraz testujemy.

Co proponują producenci zamiast związków fluoru?
- krzemionki koloidalne
- wyciągi ziołowe (tymianek, jałowiec, mięta, rozmaryn, szałwia, bazylia)
- ksylitol
- glukonian wapnia
- D-pantenol
(tu Czytelnicy muszą sobie sami poszukać informacji, jak działają te substancje, tak jak ja to zrobiłam we własnym zakresie. Bardzo polecam, o ile macie czas, Świadomość tego, czego i ile potrzebują zęby znacznie rośnie) 

Nasze pasty do zębów w okresie przejściowym. Z fluorem i bez.

W sumie niezłe propozycje. Pasty bez fluoru tak jak te fluorowe po prostu czyszczą zęby tak skutecznie, jak tego chce ręka dzierżąca szczotkę do zębów. Nawet pułap cenowy ten sam mniej więcej. Po prostu pasty te nie są tak powszechne, nie znajdziemy ich w każdym przydrożnym sklepie. Wierzę, że w dbaniu o higienę uzębienia najważniejsza jest regularność i częstotliwość mycia zębów, częste wizyty profilaktyczne u stomatologa etc. Dlatego pastom z fluorem mówimy: "Nie!"

Najtrudniejszy emocjonalnie okres ("A może by tak jednak myć z fluorem? Przecież wszyscy myją") przeczekujemy używając pasty dla dzieci z mniejszą dawką fluorków.

Do poczytania o fluorze

P.S. Zadziwia fakt, że w przedszkolu państwowym Sanepid nie pozwala myć dzieciom zębów, (zaś w prywatnym kazali Hani przynieść szczoteczkę i szorować zęby po obiadku:), a w szkole już pozwala: te 2,50 zł to na szczoteczki jednorazowe, bo fluor dają darmo.

poniedziałek, 25 września 2017

O szorowaniu wanny

Gdy już nacieszymy się własną babeczką musującą w wannie (patrz poprzedni post) i woda spłynie z niej w siną dal, okazuje się, że wanna wygląda naprawdę strasznie (u nas resztki kakao i makaronu). Ale to nic! Wyprodukowaliśmy sobie własny środek do czyszczenia wanny, w dalszym ciągu na fali fascynacji mydlanej:)

Tym razem zajrzałam do książki pani Ewy Kozioł p.t.: "Wyrzuć chemię z domu" (zajrzyjcie też do bloga Autorki, który zwie się "Zielony zagonek"). A w książce zwięzła instrukcja, jak sobie zrobić własne mydło w płynie i pastę do szorowania wanny. Potrzebne są:
- szare mydło (zetrzeć na tarce z dużymi oczkami, zalać gorącą wodą)

- soda oczyszczona
- olejek eteryczny

Proporcje zgubiłam, na blogu są podane jakieś inne niż w książce, mieszam rzecz całą "na oko" do uzyskania konsystencji budyniu.




Dziecinne i mamine przyjemności z tym związane:
1) Wycieczka z Hanią do sklepu ze "zdrową żywnością" (ach, jak mi się podoba ten zwrot, uświadamiający człowieka, że cała żywność wokoło jest niezdrowa) i nabycie NATURALNYCH:) olejków eterycznych, które sobie Dziecko samo wybrało z naprawdę bogatej puli. Wąchałyśmy, porównywałyśmy ceny i wyszłyśmy z trzema zaledwie olejkami (z drzewa herbacianego, cytrynowym i wiśniowym)



2) Zakup przez internet wielkiej torby szarego mydła w granulkach (nie trzeba trzeć na tarce), taniego jak barszcz, produkcji białoruskiej. No, to nie jest za bardzo "eko" ten zakup zza wschodniej i odległej od Wrocławia granicy. Ale pokażcie mi lokalnego producenta szarego mydła, którego mogłabym ewentualnie zasilić gotówką. Brak.


Gdy paczka przybyła przeczytałam sobie skład tego szarego mydła - po raz pierwszy napisany po polsku, a nie po angielsku i z użyciem niezrozumiałych skrótów literowych. Mianowicie:
"Sole sodowe kwasów tłuszczowych pochodzących z olejów roślinnych, tłuszczów spożywczo-technicznych, tłuszczów zwierzęcych, produktów przerobu olejów roślinnych, woda, wodorotlenek sodu, chlorek sodu"


Lektura ta uświadomiła mi, że oto mam przed sobą kawałek krowy lub małej, kudłatej, mądrej kózki, którą przerobiono na mydło. Oszczędzę Wam wszystkich moich skojarzeń i przemyśleń. Zastanawiam się obecnie intensywnie czy cała reszta mydeł też w sobie ma tę krowę. Możliwe, że nie ma, za to jest dwutlenek tytanu, PEGi (które podobno nie są wcale takie straszne, jak o nich piszą) i całe stado dodatków i konserwantów. I co tu wybrać?
Na razie jednak odkładam refleksje na bok, bo mam kilogram szarego mydła w granulkach. Producent zaleca je wykorzystywać do prania.




3) Mydło w płynie zrobiłam sama, zapach nieszczególny, spotęgowany nieszczególnym zapachem olejku z drzewa herbacianego. Ale powoli się przyzwyczajam, następnym razem zrezygnuję z odkażających właściwości herbaty, na rzecz milszej opcji cytrynowej czy innej. Wszelako rzecz cała odbyła sie z użyciem wrzątku i blendera (bo nie chciałam mieć grudek), więc to sobie stworzyłam w samotności.

4) Mleczko do szorowania: Mieszanie mydła w płynie z sodą oczyszczoną odbyło się w wykonaniu chłopców na kuchennym stole. Młodszy mieszał, starszy dosypywał, ja tylko sprawdzałam konsystencję.

5) Hania wyszorowała wannę, zaś Jurek umywalkę. Niestety czasy, gdy czynność ta fascynowała moje dzieci już bezpowrotnie minęły (no, może jeszcze Jurka trochę to bawi, ale bez przesady), ale jakoś się przemogli i wyszorowali co trzeba. Po moich własnych, wcześniejszych próbach mogę śmiało powiedzieć, że specyfik ten równie skutecznie czyści wannę czy umywalkę, jak Cif czy inne mleczka. Soda jest rzeczywiście ŁAGODNYM środkiem szorującym, dlatego jeśli chcemy porządnie wyszorować jakąś powierzchnię, dobrze jest to robić szczoteczką. Wtedy efekt murowany i szybszy niż zwykłą szmatką.

6) Mydło w płynie i mleczko do szorowania trzymam w szklanych słoikach z szerokim wejściem, a więc w opakowaniach wielorazowego użytku, które nie rozkładają się z wydzielaniem nie wiadomo czego do gleby (zastanawiam się czy szkło w ogóle się rozkłada, wszak czytałam kiedyś o szklanych paciorkach znalezionych przez archeologów...). Gdy mydło się zestala wystarczy dodać troszkę wody i energicznie zamieszać.


wtorek, 12 września 2017

Mydlane ciastka

Trafiła w nasze ręce książka o kosmetykach, które można ręcznie zrobić w domu ("Cukiernia kosmetyczna" Adriany Sadkiewicz). Najciekawsze dla Młodych jest to, że kosmetyki owe, na sugestywnych zdjęciach, wyglądają jak pyszne słodycze, babeczki, czekoladki, lody, lizaki... Postanowiliśmy zrobić takie w domu.




Można zmontować sobie "babeczkę do kąpieli", musującą, a na niej umieścić część mydlaną do mycia. I użyć całości przy kąpieli w wannie.

Babeczka kąpielowa (proporcje na dwie babeczki):
- mąka ziemniaczana 20 g
- soda oczyszczona 80 g
- kwasek cytrynowy 40 g
- olej rzepakowy 10 ml
- olejek zapachowy - kilka kropli (można zastąpić pachnącym dodatkiem, np. cynamonem, wanilią itpd.)
- woda w spryskiwaczu

Młodzież z własnej inicjatywy dorzuciła kakao, a z mojej inicjatywy do jednej z babeczek dodaliśmy suszone płatki nagietka.



Czasy, gdy robiliśmy wszystko w jednym egzemplarzu, a każdy miał w działaniach swój udział, skończyły się bezpowrotnie. Teraz każde dziecko chce wszystko robić samo od początku do końca. Dobrze, że jakoś bez kłótni używają wagi, bo mamy ją tylko jedną. Grzecznie czekają na swoją kolej, a każdy miesza w talerzu swoje składniki. Używaliśmy głębokich talerzy do zupy i łyżek do zupy, a potem, do mieszania - dłoni.
Składniki mieszamy ręcznie i delikatnie spryskujemy wodą, tak aby uzyskać konsystencję mokrego piasku do robienia babek w piaskownicy. Gdyby za bardzo musowało - trzeba musowanie stłumić dłonią.
Następnie upychamy "piasek" do silikonowych foremek na muffinki, ugniatamy mocno i zostawiamy w ustronnym miejscu na dobę do stwardnienia. Można na tym poprzestać i taką muffinkę wrzucić sobie do wanny obserwując musowanie.

Ale można jeszcze zrobić "górę" babeczki - krem mydlany. Dowolne mydło   trzeba zetrzeć na tarce z dużymi oczkami i wymieszać z połową szklanki wody ogrzewając całość w kąpieli wodnej. Potem trzeba mieszankę zmiksować blenderem na puszystą masę. Następnie wkładamy ja do rękawa cukierniczego i formujemy piękne zwieńczenie babeczki. Ha! To nie u nas. Rękawa cukierniczego brak - zrobiłam ze śliskiej, grubej gazetowej okładki papierowe tutki wzmocnione taśmą izolacyjną. Zdały egzamin, choć to jednak jednorazówki. Wszelako nie osiągnęliśmy efektu estetycznego, jak we wzorcowym przepisie. Efekt jest - w porównaniu ze wzorem - wręcz szokujący. Jest to wszak dziecięce rękodzieło i nie ma co czepiać się szczegółów. Babeczki zostały ozdobione kakao i makaronem w kształcie zwierzątek.




Można się nabrać prawda?
Jeszcze nie nadszedł wieczór testowania babeczek w wannie. Jak widzicie wieczorów będzie kilka, bo idea jest taka, że wrzucamy jedną babeczkę na wannę. Dzięki dodatkowi kakao i makaronu Młodzież będzie się taplała w brązowej brei i zapewne trzeba ich będzie dodatkowo opłukać, ale co tam! Żyje się raz!


Zakładam, że mąka ziemniaczana i olej dobrze wpływają na skórę, podobno kakao ma również na nią zbawienny wpływ. Nie wiem, jak soda oczyszczona czy kwasek cytrynowy, ale chyba raczej nie są szczególnie szkodliwe. Wszak to rzeczy spożywcze.
Zajrzyjcie do bloga Autorki książki. Gdy już ominiecie te wszystkie reklamy dotrzyjcie do przepisów. Można się naprawdę wciągnąć - jeśli ktoś ma czas, chęci i zechce zakupić dodatkowe składniki. Przydaje się też smykałka do prac ręcznych. Na razie obawiam się, że Babcie i Dziadkowie zostaną uszczęśliwieni kolejnymi dziecinnymi wytworami, bo Młodzi złapali bakcyla.

P.S. W trakcie produkcji mydlanych ciastek Młodzi próbowali mieszać składniki według własnych pomysłów - kuchnia wyglądała jak stajnia Augiasza. Jest to zajęcie bez wątpienia dobre na długie, zimowe wieczory. Pozwoliłam im mieszać do woli, uprzedzając, że będą sprzątać. Sprzątnęli jakoś, tylko poprawiłam rozmazany blat i podłogę po swojemu.