wtorek, 28 maja 2019

O Fenku

Muszę się nareszcie pochwalić zaglądającym tu Czytelnikom, że stałam się autorką dzieła literackiego:) Jest to książeczka dla dzieci, wydana pięknie i starannie, tak, że miło ją wziąć do ręki, pomacać i powąchać, a potem poczytać dzieciom.




Głównym bohaterem książeczki jest Fenek - lisek pustynny, który zwiedza naszą piękną Ojczyznę, a trafia mu się przy tym mnóstwo przygód. Muszę się przyznać, że nie ja go wymyśliłam, ale mądry i pełen humoru Wydawca, który ma na swoim koncie już wiele książeczek o Fenku dla przedszkolaków. Ta "moja" jest przeznaczona dla nieco starszych dzieci, z klas 1-3 szkoły podstawowej. 
Książka przyda Wam się na wakacje.
Jest też dobrym prezentem na Dzień Dziecka.

Wiele opisywanych w niej miejsc przetestowałam osobiście i z dziećmi, a miejsca, w których nie byliśmy sprawdzałam pilnie na odległość z użyciem internetu i telefonu. I powiem Wam jedno - pracownicy muzeów w Polsce to najcierpliwsi, najuprzejmiejsi ludzie pod Słońcem. Wiele razy zadawałam durne pytania o rozkład korytarzy, możliwość dotykania eksponatów (czy da się dosięgnąć i na jakiej wysokości to wisi?) i ich precyzyjne datowanie, liczbę i rasę hodowanych w danym miejscu zwierząt itd. Nigdy mnie nie spławiono, a często dokładnie i wyczerpująco odpowiadano na pytania. Gdy się zdarzało, że ktoś czegoś nie wiedział byłam przełączana do innych kompetentnych osób albo sprawdzano rzecz osobiście.

Poza tym, gdy już się pisze książeczkę dla dzieci to własne dzieci domagają się jej przeczytania na głos przez matkę. Pierwsza część jest stosunkowo bezpieczna dla mnie, ale części jest pięć, a w niektórych nasze własne przygody rodzinne, opisane tak, jak ja je zapamiętałam. Ale Młodzież zapamiętać je mogła inaczej. A poza tym czasem dodałam coś ekstra, co mogło się wydarzyć komuś innemu, ale nam się nie przydarzyło. Drżę przed spodziewaną falą krytyki, okrzykami zdumienia i innymi kwestiami, których nie potrafię jeszcze przewidzieć.

Przy okazji tworzenia historii o Fenku dowiedziałam się mnóstwa nowych rzeczy. Już mam kilka typów cudownych miejsc w Polsce, które MUSIMY odwiedzić i kilka takich, do których bardzo chciałabym wrócić z dziećmi, choć byłam w nich kiedyś sama.

W pierwszej części nasz Bohater odwiedza następujące miejsca:



Zajrzyjcie na fenkową stronę, chociażby po to, żeby sobie wydrukować ciekawe pomoce dydaktyczne.
A na deser - fenkowa kołysanka. Bardzo ją lubię:)







piątek, 17 maja 2019

Liście do picia

Nie zapominajcie Drodzy Czytelnicy, że czas zbierania liści trwa. Im więcej sobie nazbieracie - tym dłużej będziecie się mogli cieszyć ich dobrodziejstwami w porze jesienno-zimowo-przednówkowej. No i unikniecie kupowania ziół zbieranych przy ruchliwej drodze, opakowanych w torebeczkę, tekturkę, celofan...  Poniżej krótkie migawki o liściach, które my zbieramy, może Was natchną i też coś sobie ususzycie?

Liście malin i/lub jeżyn - nasi Ulubieni Sąsiedzi karmią nimi z sukcesem patyczaki, ale my je lubimy, jako napar po ususzeniu, a jeszcze lepiej po przefermentowaniu (jak fermentować). Różany aromat, kolor naparu z czarnej herbaty, smak... smakowity:)

Pokrzywa - zbieramy tylko wierzchołkowe liście, najlepiej przez gumową rękawiczkę, trochę suszymy, a trochę zjadamy na bieżąco dorzucając do zielonego smoothie czy zupy jarzynowej. Liście starsze lub z roślin kwitnących - nie nadają się. Ususzone można parzyć, można też mielić i dodać do ciast, ciastek, chleba. A walory pokrzywy są wspaniałe i wielokierunkowe - poczytajcie u dra Różańskiego i nie zawahajcie się ich zbierać w czystych miejscach.

Pokrzywa mniej parzy, gdy zwiędnie.


Winorośl - liście suszymy i pijamy, jako napar, w zimie. Napój jest lekko kwaskowy, jasnozielony. Dobrze łączy się z innymi listkami.

Skrzyp polny - właściwie napar ze skrzypu jest do chrzanu. Aby z niego wydobyć cenny krzem trzeba go pomoczyć, np. przez noc i pogotować ok. 20 minut. Kolor odwaru: mętnozielony, niezachęcający, smak - podobnie, szału nie ma, ale z miodem ujdzie. Można nim płukać również włosy dla wzmocnienia, można go łączyć w tym celu z pokrzywą.

Krwawnik - młode listki siekamy i dorzucamy, gdzie się da, jak natkę, zaś kwitnące ziele (czyli liście razem z łodyga i kwiatostanem) suszymy w pęczkach i spijamy zimą, ale ostrożnie - nie wolno przedawkować, a i z zaleceniami i przeciwwskazaniami warto się wcześniej szczegółowo zapoznać.




Poziomka - można jej listki zbierać póki są ładne, również w czasie kwitnienia i owocowania, ale niezbyt intensywnie, aby nie osłabić roślin zanadto. Napar jest delikatny w smaku, bogaty w mikro- i makroelementy, słomkowożółty.



Szałwia - pachnie obłędnie, można a nawet należy ją pić (wbrew temu, co piszą na pudełkach z szałwią fix), chyba żeś w ciąży lub chorujesz na epilepsję. W tych wypadkach fachowcy odradzają. Napar z "własnej" szałwii to coś skrajnie innego, niż ekspresowy z torebki. Najlepiej zbierać całe ziele, z kwiatkami.




Mięta - gatunków jest mnóstwo. na łąkach znajdziecie te delikatniejsze w smaku, zaś dla właściwego orzeźwienia i w celu usprawnienia trawienia wybieram miętę pieprzową kupiona w sklepie w doniczce. Suszymy listki z łodyżką, zanim zakwitnie.

Melisa - ma cytrynowy posmak i podobno uspokaja. Dobrze łączy się z innymi listkami, o ile nie wsypiemy jej za dużo, bo wtedy zdominuje swoim smakiem cały napar (podobnie, jak mięta pieprzowa). Nie jestem wielbicielką melisy, przepraszam się z tym smakiem zimą.

To tylko próbka. Pić można wiele innych liści (również  z drzew), kwiatów, płatków, a nawet korzeni. Warto zakupić sobie księgę dużych rozmiarów o ziołach, porządnego wydawnictwa i sprawdzonych autorów i do niej się odwoływać, zwłaszcza, gdy chcemy łączyć kilka gatunków w jednym napoju.



piątek, 10 maja 2019

Stajnia z recyklingu

Każde dziecko, które zabawia się figurkami koni lub innych zwierzątek zapragnie mieć dla nich schronienie, np. stajnię, zoo czy inne wnętrza. 
Oczywiście można rzecz taką nabyć, ale można też zrobić z naturalnych surowców (wtórnych) angażując w produkcję dzieci.




Do wykonania stajni dla plastykowych koni potrzebne są:
- stara stolnica, którą sąsiad wyrzuca na śmietnik, okropnie brudna
- stary wieszak drewniany babci tkwiący w zapomnieniu w piwnicy
- drewniana skrzynka po cytrusach (z delikatnych, jasnych deseczek)
- papier ścierny
- gwoździki, śrubki
- klej do drewna
- okorowane, suche patyczki
- kora brzozy (zdjęta z wyschniętego drzewa na spacerze)

Prace dzieci:
- czyszczenie stolnicy za pomocą papieru ściernego
- wyszukiwanie patyczków na ogrodzenie
- okorowanie patyczków
- przycięcie kory na dach nożyczkami i przyklejenie jej klejem do drewna
- inne, drobne czynności wg instrukcji dorosłego
- asysta:)
- sprzątanie po robocie

Tata dał dzieciom do ręki nawet brzeszczot, żeby cięły deseczki ze skrzynki cytrusowej z przeznaczeniem na dach. Misterną robotę wykonania zamknięć do boksów wykonał sam w meczącej asyście młodzieży, która chciała, żeby wszystko zrobiło się SZYBKO.


Proporcje są czasem zaburzone, ale kto by się tym przejmował!




No i mamy zabawkę.
Udało się uniknąć plastyku i cen za ten plastyk, od których bolą zęby.
Do stajni wkładamy za to plastykowe koniki.



P.S. Młodsza Młodzież zadowala się pomieszczeniami dla zwierzątek wykonanymi z pudełek tekturowych po produktach, które kupuje się do domu (po herbacie, kaszach, lekach itpd.). Wiele razy używaliśmy ich już z radością. Bardzo polecam! Zobaczcie na przykład TUTAJ oraz TUTAJ.