sobota, 21 grudnia 2013

Piana

Z Wikipedii: "Piana -  mieszanina, w której ośrodkiem rozpraszającym jest ciecz, a fazą rozproszoną gaz. Powstawaniu piany sprzyja obecność substancji powierzchniowo czynnych (...), które zmniejszają w cieczy jej napięcie powierzchniowe, a zwiększają lepkość.'' 
Jak zrobić i użytkować pianę z Małoletnim Naukowcem? Poniżej kilka propozycji.

1. W pojemniku wymieszać na sucho kwas cytrynowy z sodą oczyszczoną w proporcji mniej więcej 1:1. A potem dolać wody. Musuje i pieni się ładnie. Stopniowo dosypywać jednego lub drugiego proszku, a podtrzymamy pienienie się i musowanie na dłużej. Można dodać barwnika.



2. Zrobić "Słoniową pastę do zębów". Do butelki, np. po Kubusiu, wlać pół szklanki wody utlenionej, dodać pół łyżki płynu do mycia naczyń. W osobnym pojemniku wymieszać suszone drożdże (1 paczuszka) z wodą (ok. 2 łyżek) i energicznym ruchem wlać do butli. Efekt fajny, choć nie tak spektakularny, jak z użyciem jodku potasu. Gdybyśmy go mieli...
Więcej szczegółów i zachęcający filmik tutaj.

Dla bezpieczeństwa kolbę z pianą umieściliśmy w misce

Jak usunąć pianę z butelki? Wylało się tylko trochę, a potem zastosowaliśmy metodę wyparcia - wlewaliśmy wody tak długo, aż wypłukała pianę. Można by dolać alkoholu, ale zrezygnowaliśmy z tego pomysłu.
Do piany można dodać farby i malować pianą! 

3. Zatkać umywalkę, wlać wodę, a pod strumień lejącej się H2O wlać płyn do kąpieli, żel pod prysznic, płyn do higieny intymnej i szampon (tyle Jurek zdążył wlać zanim go powstrzymałam przed dalszym dolewaniem). Energicznie poruszać w mieszaninie dłońmi. Przelało się górą, ale to nieistotny detal. Czynność powtarzać (do znudzenia) przy okazji kąpieli w wannie z użyciem detergentu bezpiecznego dla dzieci.



4. Bardzo podobało mi się użycie pianki do golenia w celach artystycznych - zajrzyjcie do Emila!!!

5. No i jeszcze numer z wrzucaniem mentosów do coca-coli. A co!


6. Można sobie zrobić pianę z białek jajecznych i szczypty soli ubijając te składniki energicznie trzepaczką lub z użyciem miksera.  Do naszej piany z 2 białek dorzuciliśmy cukru pudru i maku mielonego i wyszły nam nader płaskie, ale smaczne prawie-bezy. "Wyszły" szybko. 

Fajny film traktujący o pianach, z jeszcze innymi pianowymi doświadczeniami:



Poza tym pianą jest wszakże bita śmietana, syntetyczna gąbka do mycia ciałka i pumeks! Ach, jakież pole do popisu w zajmowaniu się tymi rzeczami:)

środa, 18 grudnia 2013

Ślimaki

W czasie, gdy Polacy zabierają się do mordowania i przyrządzania karpi - u nas temat zgoła inny. Tatuś przyniósł nam ślimaki afrykańskie (Helix aspersa). Wpuściliśmy je do miski, a one z niej wyszły, by pozwiedzać wannę. Tata przyrządził je w przemyślny sposób i zamroził, a niedawno uraczył nas ślimakami na kolację. 

Młodzież nie chciała jeść większych dawek, choć spróbowali. Powiedzieli, że niedobre. Wierzę, że były przyrządzone zgodnie ze sztuką: skąpane w pysznym maśle czosnkowym. Muszle poszły na naszyjnik dla Hani, zaśluzowana wanna do szorowania, choć wyczytałam, że na bazie ślimakowego śluzu robi się kosmetyki. Może nie trzeba było tak szorować...


Segregacja ślimaków. Jak się okazało wszystkie były żywe i żwawe. Jurek pokazuje paluszkiem, Tata w pozycji modlitewnej - na kolanach przy wannie. Dwa osobniki, które ocknęły się najpóźniej dostały wolność.
Kto wymyślił przyrządzanie ślimaków i to w dość zawiły sposób (przepisu Wam oszczędzę, można znaleźć w sieci)? Pewnie wygłodniali Francuzi, gdy nic im się nie trafiało do jedzenia. Ale jak to się stało, że właśnie te zwierzęta wylansowane zostały na coś szczególnie wykwintnego? Tego nie jestem w stanie zgłębić, a może nie jestem w stanie się na nich poznać...

Mięczaki upieczone - częstujemy się...


Ze skorupki wylewa się na chleb stopione masło czosnkowe, a potem patyczkiem wydłubuje ślimaczka:) A właściwie tylko jego nogę.
Zgładzenie i zjedzenie ślimaków trochę kłóci się z moimi wcześniejszymi uwagami na temat miłości do wszystkich stworzeń, konieczności ich ochrony i dawania im prawa do życia. Kiełbasę wszak jadamy, choć nie bywamy przy zabijaniu głównego jej składnika. Młodzież tym razem pytań nie miała, ale wcześniej tłumaczyłam im, że są zwierzęta hodowane specjalnie po to, aby je zjeść. Inne zaś, szczególnie te, których jest mało - są niejadane i trzeba je chronić. Trochę pachnie Orwellem ("Wszystkie zwierzęta są sobie równe, ale niektóre zwierzęta są równiejsze od innych"), ale tak jest urządzony świat.

A żeby Szanowni Czytelnicy nie myśleli, że my tak całkiem inaczej niż ogół, zanotuję, że i karpie miały u nas swoje 5 minut (a nawet więcej) .Zdjęcia nie nadają się do publikacji:)


poniedziałek, 16 grudnia 2013

Kolekcje podwórkowe

Są takie miejsca w naszej Ojczyźnie, w których Dziatwa cieszy się już śniegiem. Nie u nas. U nas dziś raczej wiosennie, jeśli chodzi o aurę. Dlatego ten wpis o kolekcjach podwórkowych, nim atrakcje śniegowe stłumią fascynacje kolekcjonerskie. 

U nas zbierane są:

1. Kije
we wszystkich rozmiarach (rekordzista przyciągnięty przez Jura z sąsiedniego podwórka i skasowany przez Panią Dozorczynię mierzył ok. 2,5 m), różnej rosochatości (choć prym wiodą te najprostsze) i różnych gatunków drzew. Staram się ustalić z jakiego drzewa kij pochodzi, ale sądzę, że mojego Syna to mniej interesuje. Bardziej frapuje go, co można z kijem zrobić (dłubać w kałuży i błotku, popędzać osoby postronne grające rolę konia, grać na płocie, wpychać w różne dziury, składować pod ławką w ilościach horrendalnych...)

Zbiór z jednego spaceru. W tej chwili leży tam już pokaźna góra chrustu


2. Kapsle
głównie po piwie. I nie trzeba się bynajmniej udawać w żadne podejrzane miejsca. Wystarczy regularnie patrolować plac zabaw. Kolekcja nasza wzbogaca się z dnia na dzień o nowe egzemplarze. Hania nie zbiera takich, które już ma w swoim pudełku, więc jest nadzieja, że to hobby się niedługo skończy, bo lokalni piwosze piją ciągle to samo, choć czasem trafia się  jakaś "perełka". Na kapslach można uczyć się czytać, liczyć, zauważać szczegóły itpd. Nawet kolorów Jurek się uczył na kapslach! No i po każdej zbiórce mama żąda szorowania kapsli mydłem w umywalce, a to dodatkowa radocha....

Teraz kapsli jest znacznie więcej. Zdjęcie zrobione, gdy kolekcja była jeszcze w powijakach.

3. Kamienie
czasem Jurek znajduje szczególnie kuszący kawał betonu czy asfaltu, ale z reguły są to kamyki naturalne. Apogeum tej pasji przypadło na lato, ale i teraz żadna żwirowana alejka, żaden obsypany kamyczkami nagrobek czy płot nie są pozostawione bez należnej im uwagi. Większe egzemplarze wożę niestety w wózku, mniejsze mieszczą się do kieszeni, ale nie leżą tam zbyt długo, gdyż kolekcją trzeba się cieszyć: wrzucać do wszystkich dziur i kałuż, celować w drzewa...


4. Pióra - ta pasja już chyba za nami, a pisałam o niej rozwlekle w poście "Pióra"

5. Owoce jesienne
zbieramy je jeszcze ciągle i stale na tej samej trasie, prawie zawsze wtedy, gdy nią przechodzimy. Zbieramy "tylko kuleczki", jak zauważyło Dziecko. A są to np. owoce śnieguliczki, ligustrów, ogników i in. Zbieramy do różnych pojemników (wytłaczanki po jajach, puste butelki plastikowe, woreczki foliowe, kieszenie wózka niemowlęcego oraz kurtkowe).


Oprócz tego Jurek zbiera inne ciekawe przedmioty: gazetki reklamowe, stare kawały styropianu, puszki po piwie (patrz post "Złomiarze"), szyszki i co tam jeszcze na ulicy znaleźć można.

Tak objuczeni docieramy pod drzwi i tu zaczynają się pertraktacje: 
co zostaje pod blokiem, a co zabrać koniecznie MUSIMY.

I jeszcze u nas: w poście "Co można robić na spacerze..." kilka podpowiedzi na aurę błotno-zimną.

środa, 11 grudnia 2013

Nasienne szaleństwo i zdrowe słodycze na dodatek

Sezon jesienno-zimowy sprzyja konsumpcji nasion, które zawierają komplet witamin, soli mineralnych, zdrowych tłuszczów, białek itd. A my na dodatek nie mamy blendera, bo poległ nieodwołalnie. Ale mamy maszynkę do mielenia mięsa! NA KORBKĘ!



Gdy przez tę maszynkę przekręciliśmy sezam i dodaliśmy miód - powstałą nam chałwa! Mielenie sezamu jest czynnością nader lekką, nawet Jurek kręcił korbą, a i Hania bardzo chciała, więc przekręcili 3 razy.  Robiliśmy też chałwę ze słonecznika, albo mieszaną słonecznikowo-sezamowo-orzechową (z orzechami włoskimi). Można do niej dodać zmielone siemię lniane (gotowiec).

A jak się zmieli orzeszki ziemne? Mamy masło orzechowe!



A jak zmielić migdały (wcześniej sparzyć wrzątkiem i usunąć łupiny) i dodać miodu? Marcepan! I tu odkrycie: maszynka do mięsa nie chce skutecznie mielić migdałów - zatyka się nimi i kręcić się nie da, wypływa z niej olej migdałowy, a faza stała staje się twarda i bez smaku na dodatek. Ale nie jesteśmy bezbronni, bo Babcia ma i pożycza nam maszynkę do mielenia orzechów, o taką:



Mam jeszcze wizję mielenia pestek z dyni, mieszania z nimi mielonego maku, siemienia lnianego, orzechów, jakie się trafią. Ach! Pole do popisu jest wielkie. Jako lepiszcza użyjemy miodu i siemienia lnianego zalanego wrzątkiem (tworzy się coś w rodzaju plasteliny).

Każdą z tych mas  (no, może poza masłem orzechowym, którym chcieliśmy sparować po chlebie) można sobie formować w rozmaite kształty. Używaliśmy foremek przeznaczonych pierwotnie do ciastoliny. Tatuś toczył z chałwy walec, który kroiliśmy nożem na plasterki lub podjadaliśmy ukradkiem z lodówki za po mocą łyżeczki. Podoba mi się też pomysł toczenia kuleczek i obtaczania ich w gorzkim kakao, co daje ciekawy efekt smakowy, choć wymaga dodatkowych czynności.


Takie nasienno-miodowe słodycze są na pewno zdrowe. My już wiemy, że przy produkcji trzeba kontrolować kwestie higieniczne (mycie rąk! krótkie paznokcie!) i ilościowe (obżeranie się jest niewskazane, bo te frykasy tak bardzo lekkostrawne nie są). Spróbujcie sami drodzy Czytelnicy. Własna chałwa jest przepyszna! Smacznego!


niedziela, 8 grudnia 2013

Gęstość

Gęstość to jedna z cech fizycznych cieczy. Poniżej nasze proste  eksperymenty z gęstością. Użyliśmy  kisielu, choć zwykle jestem przeciwna zabawami z jedzeniem. Było to jednak spontaniczne i całość materiału badawczego została skonsumowana:)

Informacje wstępne:

Mieliśmy do dyspozycji 2 kisiele różnych firm, co można zobaczyć na obrazkach. Żadna z nich nas nie sponsorowała (a szkoda:). Kisiele były malinowe, przygotowanie banalne, a jednak inne: "oetkerowy" robi się wsypując proszek do wrzątku  w kubku i energicznie mieszając, zaś "winiarski" rozrabiając proszek w wodzie i wlewając do wrzątku, trzeba go też zagotować.Jerzyk dzielnie mieszał, wlewał i asystował przy wszystkich czynnościach, mlaskając.
Oetkerowy nam bardziej smakował, winiarski (nie zawiera malin!) koniecznie wymagał podrasowania prawdziwym babcinym sokiem malinowym. Kisiele owe zawierają rozmaite zadziwiające składniki. Zainteresował mnie krokosz, bo, wstyd powiedzieć, nie miałam pojęcia, co to jest. Jak się okazało - kwitnie pięknie i jest przydatny człowiekowi  na wiele sposobów i to od wielu wieków.

 Czynności badawcze były nader proste:
- przelewanie kisielu z naczynia do naczynia/jakiż kontrast z przelewaniem wody!
- wylewanie kisielu łyżką  i obserwacja, jak ładnie spływa



- wciąganie przez rurkę (trudne)
- wydmuchiwanie powietrza przez rurkę (robią się ładne bąble)



- dolewanie soku malinowego i cenna obserwacja, że wcale nie chce się on z kisielem mieszać sam, tylko trzeba mu pomóc. I na dodatek dolać dużo zanim smak będzie znośny.



- oglądanie świata przez kisiel (przezroczysty, ale wiele zobaczyć się nie da)
- chlapanie kisielem po stole: krople gęstego kisielu są o wiele bardziej wypukle, niż krople sokowe i wodne


 
- trochę za późno przyszło mi do głowy sprawdzenie, czy uda się zaobserwować efekt Tyndalla, ale to wszakże nie nasz ostatni koloid...

środa, 20 listopada 2013

O koniach dla 7-latki - do czytania i ogladania - część niejako 2

Gdy pisałam część 1 Hania miała 6 lat. Teraz już nie jest przedszkolaczkiem, a poważną uczennicą szkoły, ale "faza końska" u niej trwa. Przetestowaliśmy zatem wiele nowych, ciekawych (bardziej lub mniej) książek, gier, filmów o koniach. Poniżej krótkie, subiektywne recenzje...

Białek, kucyk z Gotlandii  M. L. Rudolfsson "Białek kucyk z Gotlandii"
Właściwie jest to książeczka dla dzieci, które rozwijają umiejętność czytania. Hania jednak nie czyta jeszcze na takim poziomie, a nie mogliśmy się doczekać, żeby poznać treść tego pięknego prezentu urodzinowego (dziękujemy Szanownym Ofiarodawcom!). Język jest dość bogaty, choć zdania krótkie i dzięki temu treść łatwa w odbiorze. Akcja wartka, narratorem jest konik skłonny do refleksji i żądny poznania świata. Przeczytaliśmy w książeczce, że możemy liczyć na jeszcze wiele tomów przygód sympatycznego Białaska (większość już wydana, inne w kolejce). Polecam!!!


Magic molly. Tajemniczy kucyk - Holly Webb  Holly Webb. "Magic Molly. Tajemniczy Kucyk"
Fantasy dla przedszkolaków. Dłużyzny - całość książeczki można by streścić w połowie tej objętości. Bogate słownictwo tak miłe dla ucha w powyżej opisanej książce - nieznane. W czasie lektury nudziłam się, ale Hania twierdzi, że jej się podobało, z tym, że treści już po paru dniach nie pamiętamy ni w ząb.

Idąc tropem Czytelniczki podrzuconym w komentarzu "przerobiłyśmy "Zbója" Renaty Piątkowskiej. A raczej połknęłyśmy w 1 dzień! Świetna lektura dla Młodego człowieka, bogaty język, ciekawe historie. Polujemy na inne książki tej autorki, choć już nie o koniach, a szkoda. Bardzo tę książkę polecam!!!

Zbój. Opowiadania o koniach i konikach - Renata Piątkowska

Rysowany mangą serial rysunkowy "Rancho Leny"
Oglądnięte, podobno sie podobało, ale zapomniane, gdy Hania trafiła na...

...serial australijski "Przygody w siodle". Pokazuje przygody dziewczynek jeżdżących konno, starszych od mojej Córki. Wiele tzw. "przygód" dzieje się poza siodłem, a główne bohaterki ciągle się kłócą, obmawiają, przezywają i podejrzewają o niecne czyny. Na szczęście końcówka każdego odcinka ma wydźwięk dydaktyczny. Takie sobie.


Strona internetowa Kocham konie dostarczy wielbicielom tych zwierzaków mnóstwo atrakcji do pooglądania, poczytania, grania, drukowania... Prowadzona ciekawie i rzetelnie.

środa, 30 października 2013

Proste zabawy z wodą

Jurek bardzo lubi wodę i taplanie się w niej. I choć nastała jesień i w basenie już taplać się nie da - taplamy się w domu, zabezpieczając ubranko ceratowym, wielkim śliniakiem oraz zużywając mnóstwo szmatek i ścierek do wycierania cieczy, która się przypadkiem wylała.

W szkole podstawowej na lekcjach przyrody Dzieci uczą się, że:
- ciecze mają powierzchnię swobodną
- łatwo zmienić ich kształt (przyjmują kształt naczynia, w którym się znajdą)
- trudno zmienić ich objętość (są mało ściśliwe)
- w niektórych programach do nauki przyrody ujawnia się również specjalne właściwości wody, np. że jest bezbarwna, bez zapachu i smaku
- albo, że jest świetnym rozpuszczalnikiem wielu substancji (a innych wcale nie rozpuszcza:)
- a na dodatek jej cząsteczki są dwubiegunowe i dzięki temu się świetnie przyciągają

I dzieci dzielnie się uczą, a 2,5-latek nie musi się uczyć i otrzymywać stopnia, tylko świetnie się bawi. Uwaga ogólna: staram się, by Młodzieniec miał do dyspozycji raczej wodę ciepłą, żeby nie zmarzły rączki.

Zestaw 1
- umywalka z korkiem zamykającym odpływ
- mydło
- dowolna ściereczka
- szczoteczka

Z kranu leje się woda, można sobie zatkać odpływ i powpuszczać trochę bardzo ciepłej i zimnej, zobaczyć, jak się mieszają i jaka jest ciepłota mieszaniny. A potem wrzucić mydło, wyprać ściereczkę, uzyskać roztwór mydlany i wyszorować sobie ręce, jak chirurg przed operacją. Oraz wyszorować umywalkę przy okazji. Obserwować, jak tworzy się wir wodny, gdy mydliny spływają do kanalizacji. (Dziecko było "nieobecne" przez prawie godzinę. Nie odpowiadało na pytania i bardzo nie chciało skończyć zabawy.)



Zestaw 2
- papier toaletowy
- muszla klozetowa ze spłuczką wodooszczędną
- szczotka do szorowania tejże
- rękawiczki gumowe (niechętnie!)

Przy każdorazowym korzystaniu z toalety Jurek z lubością obserwuje nasiąkający wodą papier toaletowy. Potem wrzuca go więcej i jeszcze więcej, i zachwyca się jak papier w dalszym ciągu posłusznie nasiąka. Szoruje muszlę szczotką i domaga się Domestosa. A jaka radocha przy spuszczaniu wody! I dlaczego mama upiera się, żeby spuszczać tylko raz, przecież tak fajnie leci i szumi!

Zestaw 3
- miska metalowa z wodą
- bibuła do zabarwienia wody (u nas na czerwono)
- rozmaite przezroczyste pojemniki plastikowe (ze strzykawkami na czele), przydają się różne miarki załączane do leków
- gruszka gumowa

Fajne jest barwienie wody bibułą. Przelewanie do naczyń o różnych kształtach. Użytkowanie strzykawki i gruszki i za ich pomocą przelewanie do naczyń kolorowej wody. Pokazałam też "pipetowanie" rurką od strzykawki. A w ogóle to szkoda, że w domu była akurat tylko bibuła w jednym kolorze...


Zestaw 4
- woreczki foliowe z folii różnego rodzaju
- drobne przedmioty z rozmaitych materiałów
- miska

Powrzucać do woreczków trochę różnych obiektów. U nas: szmaciany grzybek, plastikowe figurki i koraliki, klocki drewniane, suchy makaron itpd. Nalać do woreczków wody, zamknąć je. Woreczki są przyciskane małymi łapami i czasem tworzy się dziurka i fajnie z nich pryska woda. Największą furorę zrobił woreczek strunowy, bo był oporny na mocne przyciskanie.


Zestaw 5
- wanna z wodą
- suszone pachnące rośliny, u nas płatki róży (pomarszczonej, Rosa rugosa, miała być na herbatę) i suszone stokrotki
- sitka kuchenne

Młodzież włazi do wanny i się kąpie, a my im wrzucamy płatki i kwiatki, które ładnie wyglądają i na dodatek ładnie pachną. A żeby nie zatkać odpływu, przed odetkaniem korka trzeba roślinność wyłowić sitkami.

Powyższe zestawy to tylko szczyt góry lodowej, bo przecież zabaw z wodą w roli głównej (lub jednej z ról głównych) jest mnóstwo. Zainteresowanych zapraszam do naszych postów otagowanych hasłami "woda", "mieszaniny", "eksperymenty".

wtorek, 22 października 2013

Oswajanie dyni

Co można zrobić z dynią? Oczywiście zjeść i to na różne sposoby, o czym była mowa wcześniej. Dziś kolejna transza naszych dyniowych przedsięwzięć, bo Dziadkowie podarowali nam piękny egzemplarz z mięciutką skórką i jakoś  trzeba go było spożytkować.


Rysowanie po dyni
Mama zaczynała rysować, a Jurek zgadywał, co miał przedstawiać obrazek. A potem dorysowywał swoją dodatkową wersję. Na dodatek okazało się, że naruszona w ten sposób skórka dyni wydziela kropelki soku, które można zlizać.



Krojenie
Kroiliśmy w kosteczkę w celu zamrożenia na zimowe dnie. Nie obyło się bez ran ciętych, ale Hania się nie poddała i z plastrem kroiła dalej, bo kroi się łatwo (miękka:)




Strzelanie pestkami
Nieopatrznie strzeliłam raz i się zaczęło. Pestka śliska i lekka wspaniale leci w dal. Jak po tym spektaklu wyglądała podłoga - zmilczę.

Zupa mleczno-dyniowa
Fantastyczna  sprawa na śniadanie. Pożywna i bardzo smaczna. Nie spodziewałam się. Wieczorem rozprażyć dynię podlewając wodą, zmiksować. Rano ugotować lane kluseczki na mleku, połączyć je z dynią. Dodałam miodu i cynamonu. Wyszła nam caaaała waza.


Sok z dyni
Dynia była raczej soczysta, więc sokowirówka wyprodukowała sporo soku z niej. Smak nieszczególny, ale zrobiliśmy sobie zabawę z mieszaniem. Po soku z dyni zadaliśmy sokowirówce sok z jabłek (do osobnego naczynia), marchwi (znowu inna szklaneczka) i buraków (jeszcze inna). Smakowaliśmy wszystkie soki. Ułożyliśmy ranking od najsmaczniejszego do najgorszego (dyniowy, a jakże, na końcu), a potem mieszaliśmy soki ze sobą w różnych zestawieniach i degustowaliśmy je. I sok dyniowy "wypił się":)

Soki w różnych kolorach. Szklanki opisane literą, na którą zaczyna się nazwa tego, z czego zrobiony jest sok.

I  po libacji...
Doświadczenie w ten sposób nabyte podpowiada mi, że gdy się własnoręcznie coś zrobi (a jakże, było wrzucanie do sokowirówki i popychanie owoców i warzyw), a następnie miesza i degustuje - wtedy wypija się najwięcej. Właściwie już to kiedyś przerabialiśmy ("Kiperem być"), ale zapomniałam, jakie to miłe:)

środa, 16 października 2013

Liście

Na wiele ciekawych i pięknych prac z liśćmi i dziećmi natrafiłam już tej jesieni na różnych stronach. Wydaje mi się, że jest to niewyczerpany temat-rzeka. A zatem się przyłączamy. Poniżej kilka zdjęć z naszych zabaw liściowych, głównie konkursowych.

Najpierw sztandarowy temat: Pani Jesień. Praca wykonana przez Hanię na konkurs szkolny. Napisano, że format i materiały dowolne. No to zaproponowałam koło. Bo jest czymś INNYM niż sztandarowa kartka z bloku. Hania podchwyciła temat i wykleiła Panią Jesień na kole. Właściwie mogłabym ją też namówić na trójkąt, ale to może w przyszłym roku. Chciałabym napisać, że przy okazji zapoznałam dziecko z zasadą działania cyrkla, ale nie. Dla uzyskania pożądanego kształtu  Hania użyła talerza na ciasta:)



Potem konkurs portalu Qlturka. Zrobiliśmy "Zwierzyniec roślinny", a głównym motywem była chęć wygrania ciastoliny na jurkowe babranie się w tejże. Przykleiłam na ścianie duże kartki z bloku technicznego. A potem Jurek smarował klejem w sztyfcie i przyklejał namiętnie rozmaite zasuszone liście i płatki. Chaotycznie, szybko, jak to on. A potem dorysowywałam z Hanią skrzydła, oczka, łapki...  i udało nam się zrobić mnóstwo zwierzątek. Muszki z kwiatów hortensji, jeża z liścia klonu, motyla z dawidii chińskiej, biedronkę z piwonii, wiewiórkę z ogonem z liścia dębu. A nawet wężowidło z liści krwawnika.

Jedna z kartek naszego "Zwierzyńca..." (były 3)

Stąd już niedaleko do konkursu "Wiadomości Wędkarskich". Zrobiliśmy rybki z liści. Do rozmaitych liści wystarczyło dorysować płetwy i ogony, a czasem zęby. No i mamy akwarium.

Najpierw powstało tło: Jurek wyszukiwał same niebieskie kredki, a jedną wynalazł zółtą...


Teraz czekamy na ogłoszenie wyników, bo bardzo lubimy wygrywać:)

Poza wszystkimi konkursami zrobiliśmy sobie jeszcze jedną wyklejankę liściową. Na podłużnym pasie papieru nakleiłam połówki liści, przycięte wzdłuż. A drugie połowy umieściłam w kopercie. Hania z Jurkiem mieli za zadanie dokleić prawidłowe, symetryczne połowy liści.




I drugie zadanie: tu liście są przycięte w poprzek. I trzeba je właśnie przykleić tak, aby brakujące kawałki pochodziły z zupełnie innego liścia. Czyli stworzyć nowe kształty liści, nie występujące w naturze. Można też coś dorysować.



Nasze zapasy liściowe jeszcze się nie skończyły, są to zbiory wieloletnie. Wierzcie lub nie, ale w tym roku zasuszyliśmy zaledwie kilka sztuk, tak wielkie pokłady suszu spoczywają w naszym mieszkaniu z lat poprzednich:). Odkopałam nawet zbiór z czasów, gdy byłam młodą narzeczoną i mężatką - zbierałam wtedy hobbystycznie liście z różnych drzew i krzewów - zbiór miał pokazywać różnorodność kształtów liści z roślin tego samego gatunku. A przyszły Tatuś mi pomagał i zrywał co ciekawsze egzemplarze:)
Kart zielnikowych było mnóstwo, potem używałam ich w szkole...



Inne nasze zabawy z suszonymi roślinami:
Liście jesienne
Liście jesienne - ciąg dalszy
Liście jesienne w naszym mieszkaniu
Hobby mamy

środa, 9 października 2013

Moje dzieci nie lubią dyni

Nie jest to do końca prawdą. Jurek mówi, że nie lubi, bo Hania tak mówi. A gdy ona dowie się, że w potrawie jest dynia programowo nie chce jeść. Więc się z tym faktem nie afiszuję. A ponadto wymyśliłam dyniowe potrawy, które zjedliśmy my rodzice - ze smakiem, a dzieci - z różnym zaangażowaniem, ale jednak zjadły:) Mieliśmy trochę malutkich dyń...


A to hanina dynia z masy solnej:)

Racuchy
Ciasto powstało na maślance, z mąką, sodą oczyszczoną (opcjonalnie można sypnąć prochu do pieczenia czy dodać drożdże) i 2 jajkami. A do tego dynia starta na tarce z dużymi oczkami. Odsączyć na ręczniku papierowym. Podać z konfiturą (u nas pigwowa). Mniam!
Hania: "Czy tam była dynia? Niemożliwe!"

Tort ryżowo - dyniowy
Ryż ugotować i rozsmarować równą warstwą w płaskim, a obszernym garnku. Na to dyniowa warstwa przygotowana z cienko poszatkowanej dyni, marchwi, oliwy z oliwek, curry i soli (udusić na patelni podlewając lekko wodą, o ile to możliwe mieszac jak najmniej, bo dynia łatwo się rozpadnie i przekształci z apetycznych plasterków w maź. Mi się udało nie mieszać wcale, bo w tym czasie karmiłam Najmłodszego i cudem uniknęłam przypalenia). Całość umieścić w cieple na jakiś czas (np. w piekarniku lub pod grubym kocem). Ryż się zestali, a sosik z dyniowej warstwy weń wniknie:) Kroić trójkątne kawałki, jak kawały tortu.
PS. Myślę, że można się pokusić o kilka warstw tortu, ale ja nie miałam czasu. Sadzę, że niezłym pomysłem byłoby dodanie do dyni cebulki czy czosnku. 
Hania: "Bleeeee!" (no cóż, nie brzmi to zachęcająco dla tych, którzy chcieliby wypróbować ten przepis, ale tak właśnie było)



Pomarańczowa zupa
Do garnka wrzuciłam pokrojone w kostkę: dynię, marchew, żółtą paprykę i cebulę. Po ugotowaniu do miękkości zmiksowałam. Do tego drobne grzanki na maśle czosnkowym, lubczyk i kilka kropli oliwy z oliwek. Zjedli:)



Dynia nadziewana...
... mięsem mielonym. To chyba niezbyt oryginalne, bo nadziewa się nim i kabaczki, i cukinie, i patisony, i papryki na dodatek. U nas dynia w naczyniu żaroodpornym i piekarniku nastawionym  na 150 stopni. Dużo czasu tam spędziła (grubo ponad godzinę, ale bliższych danych brak). Do mięska wrzuciłam baaardzo dużo zieleniny, która normalnie nie zostałaby zjedzona w tak wielkiej ilości.
Hania: "Mamo, już nie mogę. Mogę zjeść tylko mięso?"




Ciasto francuskie z dynią i jabłkiem
Kupić gotowe ciasto francuskie i nadziać je drobno poszatkowaną dynią i jabłkiem wymieszanymi w proporcji 1:1. Dosypałam do nich cukier, cynamon, rodzynki. Piec 20-25 min. w 200 stopniach. Znika w krótkim czasie. 
Hania (z wyrzutem): "Jak mogliście mi tyle zjeść?" Ostatnio zaczynam podejrzewać, że cokolwiek włożę do ciasta francuskiego to zostanie zjedzone:)

Gdy już mamy przed sobą coś takiego nacinamy ciasto po obu stronach "w jodełkę" i zaplatamy pasma ciasta jak warkocz. Nie zdążyłam sfotografować upieczonego.


Ciastka drożdżowe z dynią
(zgapione z ciasteczek Angeliki w książce "Całuski pani Darling" Małgorzaty Musierowicz, zmodyfikowane dla potrzeb dyniowych)
Potrzebne są: 6 dkg drożdży + 2 łyżki ciepłej wody i garść cukru: wymieszać w sporej misce
Do tego dorzucić i mieszać ręcznie: kostkę masła pokrojoną drobno nożem, 1 jajo, szczyptę soli, 2 czubate łyżki cukru,  ok. 3 szklanki mąki, ok. 2 szklanki dyni startej na tarce z grubymi oczkami, rodzynki.
Lepić kulki wielkości ping-ponga, lekko spłaszczać. Włożyć do zimnego piekarnika i nastawić na 175 stopni. Czasu potrzebnego na pieczenie nie zarejestrowałam zbyt dokładnie, chyba ok. pół godziny do 40 minut, do zrumienienia w każdym razie.
Na tym etapie Hania zapytała kiedy wreszcie przestanę robić wszystko z dynią, ale pożerała je ochoczo (a nawet robiła własnoręcznie), bo są rzeczywiście bardzo smaczne, zwłaszcza tuż po upieczeniu i wystudzeniu.



Pęczak z duszonymi warzywami
W rondlu dusić pod przykryciem warzywa: marchew, seler, pietruszkę, paprykę, cebulę i dynię (w dowolnych proporcjach), podlewać wodą. Z powyższego zestawu dynia najszybciej ulega wpływowi wysokiej temperatury i w momencie, gdy warzywa korzeniowe staja się nareszcie miękkie - ona jest już właściwie przekształcona w pastę (szczególnie gdy dużo mieszamy).
Pęczak ugotować w nadmiarze wody, odcedzić. I zaraz potem połączyć z uduszonymi warzywami. Wymieszać. Łyżką do lodów robić gałki i układać ładnie na talerzach. Zjedliśmy to danie w załączeniu do lubianych parówek. Aha! Przyprawy wg uznania - u nas sól, oliwa z oliwek, lubczyk.




No i dynie się skończyły! Chomik też je lubi:)