poniedziałek, 14 grudnia 2020

Matematyka na Święta

Wszelkie święta, podczas których się je, ułatwiają naukę matematyki. Ledwie zaczął się grudzień a już rzeczywistość świąteczna nas woła i zmusza do obliczeń. Trzeba tylko dostrzec tę kwestię w swojej codzienności. U nas dzieje się to za sprawą bloga Bajdocja, którego Autorka zaprasza do corocznego wyzwania "Matematyka na Święta"


Dla tych, którzy zaglądają tu pierwszy raz powiem, że mam moc obliczeniową w postaci dzieci z klasy pierwszej, trzeciej i ósmej szkoły podstawowej. Zadania mają więc różny poziom. Może kogoś zachęcą do obliczeń matematycznych przy śniadaniu, czy świątecznym stole. Dlaczego nie?

Oto nasze przykłady:

1. Tuba świątecznych śrutów śniadaniowych w naszej 5-osobowej rodzinie starcza na raz. Kosztuje ona 15 zł. Ile kosztuje porcja dla jednego członka rodziny? Przy założeniu, że każdemu do talerza wlaliśmy jeszcze mleko (1l do podziału między wszystkich), a na dodatek dosypaliśmy płatki kukurydziane, pestki dyni i słonecznika (po garści) oraz wkroiliśmy każdemu po pół banana, czy zmieściliśmy się w cenie 5 zł za śniadanie od łebka? 


 Jeśli zrobimy na kolację 2 jaja w koszuli z chlebem pełnoziarnistym, masłem i papryką czerwoną oraz sałatą (każdemu 2 liście sałaty i 1 papryka do podziału na 5) - czy śniadanie będzie droższe czy kolacja?

Dochodzi też kwestia ceny gazu za podgrzanie mleka, zagotowanie wody na jaja itpd. 

Robocizny nie liczę:)

Można się tu zabawić w rozmaite obliczenia, my pozostaliśmy przy tych śniadaniowych. Można tu użyć obliczeń z proporcji, ale potrzebna jest waga elektroniczna. Jeśli cała paczka płatków kukurydzianych kosztuje 6 zł/250g, to ile kosztuje garść płatków ważąca 15 g? 

Podsumowanie jest niewesołe. Covidowa drożyzna i inflacja widoczne.

2. Ulepiliśmy pierogi na kolację wigilijną. Liczyły trzy osoby. Każdej wyszła inna liczba pierogów. Chwila na refleksję: dlaczego mylimy się przy liczeniu? Jaki sposób zastosować, aby się nie pomylić? Wyszło nam, że najlepiej policzyć pierogi leżące na każdym talerzu osobno i potem je dodać do siebie. Czy do zamrażarki włożyłam 77 pierogów? Oj nie, pewna porcja została przeznaczona na doraźne testy smakowe. Ale na Wigilię trochę zostało:)

3. Mikołaj przyniósł nam sporą bombonierkę z czekoladkami. Wychynęła kwestia sprawiedliwego podziału dóbr. Kulturalne podjadanie w leniwej atmosferze jest u nas znane dopiero po sprawiedliwych podziałach. Dokonano dzielenia w pamięci, a potem na konkretach. Następnie doszło do handlu wymiennego i wykończyliśmy całość. 

 


4. Potem lepiliśmy uszka i ładnie je ułożyłam w rządkach, a młodzież miała je policzyć z wykorzystaniem mnożenia, a potem podzielić na sześć osób, które zasiądą przy wigilijnym stole. Było to dzielenie z resztą, ale obyło się bezkonfliktowo z powodów, jak w punkcie 2 (testy smakowe). 

 

5. Następnie dzieci z babcią robiły ciasteczka kruche kształtowane przez maszynkę do mięsa. Miały okazję pokręcić korbką i w ogóle zapoznać się z tym urządzeniem, w naszym własnym gospodarstwie domowym w ogóle nieznanym. Liczenie ciastek nie nastąpiło, bo układali je na blasze dość chaotycznie (o teorii chaosu jeszcze nie rozmawiamy). Pewnie dlatego, aby matka z obsesją znowu nie kazała im liczyć. Zwłaszcza, że były ważniejsze kwestie (testy smakowe).


6. Upiekliśmy też pierniczki. Nastąpiło szacowanie - jakże ważna umiejętność matematyczna. Konkluzja, że jest ich za mało (dzięki testom smakowym) okazała się końcową. 

Żeby choć trochę zbliżyć się do przyrodniczej tematyki bloga dodam, że mam świadomość dietetycznej strony zagadnienia. Zbliża się obżarstwo. Szczęśliwie nigdy jeszcze w czasie świątecznym nie doświadczyliśmy negatywnych jego skutków, ale w innych okolicznościach owszem. Niewielka gałązka suszonego piołunu zaparzona małą dawka wrzątku praktycznie kasuje wszelkie dolegliwości gastryczne. Kompot z suszonych owoców też sprzyja trawieniu.

Słodycze, podobnie, jak mięso i produkty mleczne, zakwaszają organizm, a wtedy spada mu odporność. Odkwaszająco w okresie świątecznym działają buraczki z chrzanem, barszcz kiszony, cytrusy, wszelka surowizna i zielona herbata. 

Mamy też suszoną pokrzywę, rumianek, szałwię, miętę i skrzyp. Wszystkie te zioła parzymy (skrzyp trzeba pogotować) i popijamy między posiłkami, ale nie bezpośrednio po nich, aby nie rozcieńczać soków żołądkowych. Mięta jedynie stymuluje wydzielanie soków trawiennych, ale należałoby ją w takim razie zażyć w niewielkiej dawce przed jedzeniem...

Ważką dla trawienia kwestią jest też ruch, a zatem po jedzeniu trzeba wybrać się na spacer, najlepiej z dala od bliźnich. Może trafi Wam się coś ciekawego, tak jak nam? 

Tu grasują bobry! Stobrawski Park Krajobrazowy

piątek, 4 grudnia 2020

Podpłomyki z wariacjami

Nie wiem skąd i kiedy J. zapałał chęcią zrobienia podpłomyków. Trzecioklasista w kuchni sprawdził nam się bardzo. Osobiście jestem zwolenniczką naleśników na 3 jajach, podpłomyk wydaje mi się mniej pożywny, ale decyzja zapadła poza mną. W sumie smacznie to wyszło. Może sobie też zrobicie w długi jesienny wieczór?

Do miski dziecko wsypuje mąkę (lepiej pełnoziarnistą) ze szczyptą soli, a jak chcecie to i sody oczyszczonej, ale to niekoniecznie. Następnie nadchodzi dorosły z czajnikiem pełnym gorącej wody i wlewa do miski, a dziecko miesza kopyścią lub czymkolwiek innym, zaś gdy całość stanie się chłodniejsza - ręcznie. Przekłada teraz ciasto na blat stołu lub stolnicę posypaną mąką, trochę wyrabia, ale bez przesady, a następnie wałkuje cienkie placuszki o rozmiarach patelni, którą akurat mamy pod ręką. Im cieńszy placuszek - tym szybciej będzie gotowy. 

Podpłomyki pieką się na suchej patelni do pojawienia się rumianych plamek z obu stron i zesztywnienia. Następnie przekładamy podpłomyka na talerz i podajemy na słono lub na słodko. 

 

Z rzeczy aktualnych udało nam się zmontować kisiel żurawinowy ze świeżych żurawin, chyba już ostatnich w tym sezonie. 

 


Babciny dżem z czarnej porzeczki też był ok. Ponadto przyjęło się u nas zajadanie owoców dzikiej róży na surowo. Przygotowanie jej jest jednak dość pracochłonne, dla wielodzietnych matek stanowi odskocznię od wszystkiego, ale trzeba pamiętać, że w dworkach staropolskich do wydłubywania pesteczek z róży sprowadzano ekstra dodatkowe dziewuchy, robotne i cierpliwe na dokładkę. Po przekrojeniu owocu dzikiej róży wydłubujemy zatem pesteczki ostrym czubkiem noża. Gdy już mamy tak przygotowane owoce trzeba je wszystkie porządnie opłukać w wodzie ze 2-3 razy. W ten sposób pozbywamy się kłujących włosków, które naprawdę solidnie potrafią podrażnić gardło. I już można podjadać. Straty witaminy C spowodowane płukaniem są na pewno mniejsze niż podczas obróbki termicznej żurawin. No i krzak dzikiej róży niedaleko. Już niedługo owoce różane będą jednak na tyle mocno zmrożone, że będzie je można jeść prosto z krzaka, wyciskając miąższ, jak krem z tubki. Jest to przepyszne. Zawsze to robimy na spacerach zimowych.


Ptaki zaokienne nie chcą jeść nasion dzikiej róży wystawionej na parapet. W każdym razie nie teraz. To kolejna z naszych obserwacji ornitologicznych.