niedziela, 10 marca 2013

Wyróżnienie od Agnieszki, o LiebsterBlogu i BUNT

"Co się odwlecze to nie uciecze" - ta myśl złota przyświecała mi do tej pory, gdy myślałam o obiecanej statystyce dotyczącej akcji "Liebster Blog". Obiecanej tym, którzy zechcieli wziąć udział w zabawie blogowej z mojego zaproszenia i odpowiedzieli na pytania związane z prowadzeniem bloga. A było to dawno, bardzo dawno... I było ich niewielu, oj niewielu. A tak naprawdę zmobilizował mnie do tego fakt, że od Autorki bloga "Zielona pasja Agnieszki" dostałam takie ładne odznaczenie:


Spodobał mi się POWÓD, dla którego wyróżnienie owo dostałam, a przy okazji wcześniejszych zabaw jakoś się o tym nie pisało/mówiło. Cytuję: 


"Z tego, co wiem, to przyznawane powinno być w pierwszej kolejności blogom, które albo dopiero stratują, albo są jeszcze mało znane, a zawsze warte uwagi."

Odkryłam w krótkiej chwili refleksji, że w kolejnych zabawach blogowych typowałam tych samych "bohaterów", do których jestem przywiązana, których uwielbiam czytać, których propozycje wykorzystuję w zabawie z moimi dziećmi itd. Ale myślę,  że blogi owe wcale nie są startujące, ani mało znane. Sama siebie lokuję raczej w tej drugiej kategorii, bo nie mam talentu ani cierpliwości do autopromocji.

Cieszę się dodatkowo tym, że po raz pierwszy dostałam wyróżnienie od kogoś, kto nie opisuje swojego Bycia z Dziećmi (choć Agnieszka jest Mamą), ale swoje hobby - pasję ogrodniczą. Dzięki niej zawarłam bliższą znajomość z wieloma ciekawymi blogami ogrodniczymi. Dlaczego dopiero teraz?!

Ciekawy jest też fakt, że w tej zabawie można sobie samemu zrobić znaczek-wyróżnienie, choć oczywiście wymaga to dodatkowego wysiłku. Szczerze mówiąc jakoś się nie mogę zmobilizować.

No i ten uroczy brak przymusu w zadawaniu pytań i odpowiadaniu na nie. Tzn. Agnieszka tak to pojmuje i mi się to bardzo podoba.

Serdeczności Miła Agnieszko!
Pomyślności w życiu!
Dużo zdrowia i dużo czasu na blogowanie!

A teraz o LiebsterBlogu:

Blogujący Rodzice nie mają pojęcia gdzie jest początek zabawy blogowej i kto, i gdzie ją wymyśla, ale wcale im to nie przeszkadza. Niektórzy próbują co prawda szukać początku, ale początku LiebsterBloga nikt nie znalazł.

Trochę narzekacie, że dużo czasu zajmuje odpowiadanie na pytania i linkowanie do wytypowanych do nagrody blogów, ale raz na jakiś czas można się poświecić w imię zwiększenia czytelnictwa. Nikt tak naprawdę nie wie, o ile więcej wzrasta owo czytelnictwo, bo nikomu nie chciało się sprawdzić ("Nie sprawdzałam..."). Właśnie chodziło mi o to, żeby sprawdzić, no ale sprawdziłam tylko ja. Otóż post o LiebsterBlogu miał u mnie 122 wyświetlenia w ciągu 4 miesięcy. Nie jest to szczególny wynik w porównaniu z postem-rekordzistą (tym o nadmanganianie potasu): 4359 wyświetleń. Wiem jednak, że wiele blogów ma o wiele więcej wejść i obserwatorów niż mój blog, wiec nie jestem miarodajna.

Prawie nikt nie spotkał się z piratowaniem jego zdjęć czy tekstów przez innych "blogerów". No to mieliście szczęście, albo żyjecie w słodkiej nieświadomości. Mi się to przydarzyło dwukrotnie i za każdym razem było nieprzyjemne. Ale wiem, że to trochę moja wina, bo nie chce mi się (a raczej nie mam czasu) na podpisywanie każdego zdjęcia.
Rodzice blogują gdy dzieci śpią (100% odpowiedzi) i najczęściej pokazują im blogowe posty, a zainteresowanie Maluchów jest rozmaite (od kibicowania i zagrzewania Rodzica do pisania po obojętność).

Z rozróżnianiem ptactwa idzie ankietowanym rozmaicie i umieją się do tego przyznać. Wiem, że odróżnianie gawrona, kawki itd. wcale nie jest takie oczywiste, jak się biologowi z wykształcenia wydaje.

Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy jednak znaleźli czas i zadali sobie trud odpowiedzi na moje pytania!!!

A teraz chwila buntu:

Jasne, że chcę dostawać blogowe wyróżnienia
Jakże są miłe! Jak dopieszczają! 
I będę je sobie wklejać na marginesie - o tam, popatrzcie, na dole po prawej! 
I będę zawsze za nie publicznie dziękować! 
Ale nie poświęcę czasu na wyróżnianie innych, linkowanie i jeszcze powiadamianie Wyróżnionych. Nie mam zbyt wiele czasu. I ciągle z tym zwlekam. A jak zwlekam - mam poczucie winy. I wisi to nade mną, jak miecz Damoklesa nad piętą Achillesa. I typować nie będę. Jak ktoś chce wiedzieć co lubię - niech sobie znowu zajrzy na prawo:) Wiem, że to lenistwo z mojej strony i chcę mieć kołacze bez pracy, i że jestem niewdzięczna. Trudno. Inaczej nie da rady...



niedziela, 3 marca 2013

Rozrywka dla chomika i reszty rodziny

Chomik dostarcza nam co jakiś czas nieoczekiwanej rozrywki. Mianowicie podczas wędrówek poza klatką umyka na łono mieszkania i potem Tatuś przechwytuje go w kuchni przy lodówce. A czasem trzeba go schwytać (chomika, nie Tatę). Na tę potrzebę powstała specjalna pułapka...

Pułapka wygląda tak i jest dziełem Taty:

Widok z góry: czerwony haczyk delikatnie zaczepiony o tekturową zapadkę (z prawej strony) łączy się nicią z białym tekturowym kwadratem. Gdy  chomik wejdzie na kwadrat pociąga za haczyk, który zwalnia zapadkę. A ta spada w dół. 

Zbliżenie na haczyk i zapadkę

Wejście do pułapki widziane przez chomika

Ustawiamy ją przy regale, pod którym zniknął chomik. Perełka po pewnym czasie wchodzi do pudełka zwabiona smakołykami, naciska łapką na tekturkę sprzężoną z zapadką, zapadka spada, a zwierzak zostaje uwięziony w pudle. Proste, a skuteczne. Jak do tej pory chomik się nabierał, ale może w końcu zapamięta,  że do tego pudła lepiej nie wchodzić.

Dla Perełki powstał też wybieg z klocków. Można było obserwować, jak zwierzątko z uporem poszukiwało miejsca, przez które mogłoby wydostać się na zewnątrz. A przecież wybieg był taki ładny i urozmaicony! Miał nawet domek, w którym można by się schronić będąc chomikiem. W końcu Perełka znalazła jednak obniżenie w ogrodzeniu, które udało jej się sforsować i od tej pory za każdym razem, gdy zostawała umieszczona na klockowym placu zabaw biegła od razu do sprawdzonego wyjścia.



I ostatni hit sezonu: skrzynka z kocią trawką!

Pierwsze spotkanie Perełki z trawką - chyba chciała szybko wyjść - zbyt dużo obserwatorów i ten błysk flesza!

Z czasem nabrała chęci na jedzenie

A tak wygląda torebka z trawką na wypadek, gdyby ktoś chciał poczęstować nią swojego pupila. Nadaje się też dla królików  świnek morskich i innych zwierzaków spragnionych zieleniny na przednówku.

piątek, 15 lutego 2013

Pasty na chleb

Jaka jest alternatywa dla chleba z żółtym serem czy wędliną i anemicznym o tej porze roku pomidorem? Pasta, smarowidło, mieszanina... coś co trzyma się kanapki, coś w czym można przemycić nielubiane, a jakże zdrowe dodatki: czosnek, cebulę i zieloną pietruszkę. Zapisuję tu sobie (i przy okazji Wam, Drodzy Czytelnicy) przepisy, które już zrobiliśmy i zjedliśmy. Na wypadek, gdybym stała się w przyszłości mniej twórcza. Przydatne na piknik, do szkoły i pracy, na drugie śniadanie, podwieczorek i kolację, zwłaszcza w sezonie, gdy wirusy szaleją. 

Wykonanie:
Wszystkie składniki rozdrobnić (np. siekając nożem lub trąc na tarce z drobnymi oczkami) i dobrze wymieszać (używam widelca). Wrzucam mrożone natki, bo akurat takie mam, a poza tym po rozmrożeniu listki pietruszki są giętkie i nie drapią w język (zwłaszcza Małolata, który ich nie lubi).
Pastę już na kanapce lubię posypać czerwoną papryką albo kiszonym ogórkiem pokrojonymi w kosteczkę. Nadają się też do tego kiełki, czy rzeżucha, jeśli nie ma sprzeciwów Konsumentów.  Mogą być ziarna sezamu czy słonecznika.

Składniki:

1.
- biały ser
- zioła prowansalskie
- sól
- pół ząbka czosnku (rozetrzeć)
- jogurt naturalny lub śmietana

2.
- biały ser
- ryba wędzona (u nas makrela lub śledź)
- sok z cytryny
- jogurt naturalny/śmietana ew. majonez
- mrożona natka pietruszki lub koperku

3.
- żółty ser starty na tarce z drobnymi oczkami
- ogórek kiszony starty na drobnych oczkach
- majonez lub olej (jak najmniej, tylko do uzyskania konsystencji pasty)
- mrożona natka
- pół ząbka czosnku (rozetrzeć)



4.
- jajka na twardo pokrojone jak najdrobniej w kosteczkę
- majonez i musztarda w równych proporcjach
- mrożona natka pietruszki lub kopru
- sok z cytryny
- sól
- drobno siekana cebulka

5.
- biały ser
- ziarna słonecznika, siemienia lnianego, sezamu, orzechy, pestki dyni (dwa ostatnie rozgnieść, żeby rozdrobnić)
- miód
- śmietana lub jogurt naturalny

6.
- śledź matias wymoczony w wodzie drobno siekany
-  ogórek kiszony
- mrożona natka pietruszki
- majonez
- cebulka




Inne nasze "mazidła":
- pasta z awokado
- twarożek z ziołami (ale wtedy mieliśmy moc świeżych)
- hummus z ciecierzycy


niedziela, 10 lutego 2013

Plastiki - suplement

Zbieranie plastików wciąga (post o nich tutaj). 
Ale nie wiedziałam, że aż tak bardzo. 

A tak wyglądała dekoracja na Jarmarku
 Ekologicznym we Wrocławiu
Zakrętki plastikowe zbieramy my, ale też Dziadkowie jedni i drudzy. Nawet z Belgii onegdaj przyleciały z nami samolotem plastikowe nakrętki...

Wcześniej oczywiście zbieraliśmy butelki plastikowe i wrzucaliśmy do kontenerów, ale były to raczej butelki po wodzie mineralnej czy mleku. Z czasem jednak zaczęliśmy zbierać prawie wszystkie plastikowe butelki (no bo, skoro opłaca się zbierać takie małe zakrętki, to co dopiero o wiele większe butle!) - po keczupach, szamponach, płynach do naczyń itd. Z bólem serca odwalam te po oleju, bo zużycie wody na ich mycie jest jak na moje nerwy za duże. Jurek szczególnie lubi miażdżenie przed wrzuceniem do kontenera.

Doszły też opakowania plastikowe po jogurtach, śmietanach, serkach homogenizowanych itpd. Acha! I pudełka po ciastolinie. Przecież to tyle plastiku! I co z nimi teraz robić?

Zadałam temat Hani, a ona, jak zwykle twórcza, wymyśliła:

- rodzinny kubek do wspólnego picia soku (na 4 osoby)



- ekstraordynaryjne nakrycie głowy (niestety niewyraźne...)



Jurek miał plany raczej niszczycielskie: rozwalanie wieży i murków z kubeczków, miażdżenie tychże, tudzież kopanie, niekoniecznie do celu.

Dziadek i Babcią przywożą nam latem w kubeczkach pośmietanowych plony ogródkowe: malinki, poziomki itpd. Świetnie też mrozi się w nich posiekana natka pietruszki czy koperek, których używamy właśnie teraz.

Czuję jednak niedosyt w kwestii plastikowych kubeczków, chciałoby się je jeszcze jakoś wykorzystać, ale wizji brak. Nie zawsze mam cierpliwość do produkowania z dziećmi dzieł plastycznych z recyklingowych materiałów, bo one w końcu stoją, kurzą się, aż wreszcie cichcem je wyrzucam. Pełno takich pomysłów na różnych blogach i często rzeczywiście są bardzo ładne i ciekawe. Marzy mi się jednak coś na wskroś praktycznego. W końcu pewnie zmiażdżymy i wrzucimy do kontenera na plastik.

No i jeszcze te kulki po dezodorantach. Też frustrujące. Co można z nimi zrobić? U Twórczych Mam znalazłam dwie (tylko!) możliwości:

AsiaMi-pomysłowa mama: Dezodorant się kończy, malowanie się zaczyna
A tak się bawimy!: Riki tiki

Kolega Tatusia zbiera kulki, bo ma nadzieję wykonać z nich lampki na choinkę. Odkrył, że i kulki bywają rozmaite...

Zapewne świetnie się nadają do tego, aby cisnąć nimi w jakiś cel, segregować, liczyć itd. ale wzdragam się przed zbiorem, bo mamy małe mieszkanie, a te same czynności można wykonywać przecież i na innych obiektach.

No to hej, do kontenera na plastiki. Wierzę, że zostaną użyte w praktycznym celu.