czwartek, 16 listopada 2017

Moje foto zoo

Taki tytuł ma album, który Dziadek zmontował dla Jurka na jego własne zdjęcia zwierząt. I tak w zaraniu życia Młody staje się Autorem już kolejnego albumu.


Na początku było tak, że J. chciał robić zdjęcia tak, jak rodzice, którzy lubią fotografować. Hania też chce fotografować. I Jacek też. W związku z tym miały miejsce trudne sceny przy wyrywaniu sobie aparatu, bo każdy chciał strzelić fotkę po swojemu, temu samemu obiektowi.
H. dostała aparat dziadkowy, gdy Dziadek kupił sobie fajniejszy.
Jacek zadowala się zrobieniem zdjęcia raz na 100 lat aparatem mamy.
Jurek zbierał i zbierał kasę od wszystkich Cioć, Wujków, Dziadków, Babć i Wróżek Zębuszek. Resztę mu dołożyliśmy i kupiliśmy aparat fotograficzny. Celowo nie kupowaliśmy aparatu z etykietą "dla dzieci", bo choć są to urządzenia opisywane, jako pancerne - chcieliśmy, żeby Młody nauczył się robić zdjęcia normalnym aparatem, bez ułatwień i spłyceń. Nie mówiąc o tym, że aparaty "dla dzieci" są po prostu droższe. No i Jurek ma TYLKO aparat, a nie telefon z aparatem, na którym od razu dało by się wgrać różne gry i przy nich spędzać czas. Aparat ma też kamerkę, co ma swoje złe strony, bo nie mam ochoty być filmowana w momencie, gdy udzielam dydaktycznych przestróg, albo kroję cebulę, ale trudno. Inaczej się nie dało.


Jurek zaczął robić swoje zdjęcia swoim aparatem. Większość z nich wychodzi na razie nieostra. Tłumaczymy Młodemu co i jak ustawiać, trochę próbujemy mu podpowiadać, jak ustawiać przesłonę, jak zaplanować, co ma być na obrazku, ale i tak zwykle młodzieńczy pośpiech i emocje biorą górę. Cóż, widocznie Młody musi najpierw zrobić milion nieudanych zdjęć zanim mu się uda robić udane.
Zrobił troszkę zdjęć w zoo, które po obróbce są OK. Dziadek zrobił album, do którego J. wkleja wydrukowane przez Dziadka swoje własne zdjęcia.
Nie macie pojęcia, jaka to radocha dla Młodego. Własny aparat, własne zdjęcia, własny album.
Bardzo serdecznie polecam wszystkim kupienie dziecku niedrogiego aparatu. Zakładam, że "zabawka" ta uczy obserwowania świata, dokumentacji tego, co widzimy, rozwija wrażliwość. A fotografować można wszystko, niekoniecznie zwierzęta z zoo: samodzielnie zaprojektowane stroje, samochody różnych marek, członków rodziny, zabawki ustawione w scenki rodzajowe:)

Widziałabym tu jeszcze własnoręczne podpisy nazw gatunków białą kredką, ale nie przebiłam się z tym pomysłem.

A jeśli nie fotki to... rysunki.

Mamy zeszyt-album poświęcony smokom (z ulubionego filmu "Jak wytresować smoka"), zeszyt z rysunkami dzikich zwierząt ("Mamo, co by tu jeszcze narysować?"), osobny z roślinami (a w nim seria portretów roślin owadożernych) i zeszyty z obrazkami rysowanymi z mamą. Rysujemy na zmianę - raz ja, raz J. Rysując opowiadamy sobie historie o tym, co pojawia się na obrazkach. Zwykle historie są krwiożercze: smok lub potwór pożera inne obiekty na rysunku (księżniczka z zamkiem, roślinność, meble). Trochę to dla mnie nużące, ale J. pasjami to uwielbia.

A to wszystko dlatego, że starszej siostrze kupuje się na wrzesień mnóstwo zeszytów do szkoły, więc dlaczego młodszemu bratu nie? Młodsi bracia we wrześniu też powinni dostawać piękne, nowe zeszyty z kolorowymi okładkami:)

2 komentarze:

  1. Świetne! Moje dzieciaki też uwielbiają fotografować. Zazwyczaj kwiatki i zwierzęta, bo to im najlepiej wychodzi :) Myślę od jakiegoś czasu o zorganizowaniu na blogu zabawy fotograficznej dla dzieci, w formie wyzwania z zadaniem raz w miesiącu. Czy Twoje dzieci chciałyby wziąć udział w takiej zabawie? Bo nie wiem czy to dobry pomysł. Choć córcia mocno naciska :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że by chciały. Dawajcie! Tylko nam trzeba przypomnieć, bo niestety do bloga przybywam z doskoku i nie jestem w stanie śledzić zmian u Was na bieżąco.

      Usuń