poniedziałek, 19 lipca 2021

W Karkonoszach z dziećmi - nasze trasy

Nasza Młodzież ma 15, 10 i 8 lat. Nadają się na szlaki, choć może pokovidowo nie jesteśmy w idealnej kondycji. Najsłabszym ogniwem okazałam się ja, dysząca, z językiem do pasa pokonująca stromizny. Za to jestem wytrwała, więc dałam radę. Poczytajcie i zobaczcie. Może to propozycja lub podpowiedź dla Was?

Baza wypadowa: Przesieka

Pogoda: zmienna

Czas do dyspozycji: prawie 2 tygodnie

Fundusze: umiarkowane

Trasy ambitniejsze przeplatamy z lekkimi. Prognozy pogody nie sprawdzają się.  

dzień 1: Wodospad Podgórnej, Kaskady Myi, Kamień Waloński, pierogi ruskie "Pod wesołym misiem"

 dzień 2: Karpacz, szlak wzdłuż Pląsawy, Polana, Pielgrzymy, Słonecznik, Równia pod Śnieżką, Dom Śląski, powrót wyciągiem Kopa-Karpacz

dzień 3: Drogą Pod Reglami, Jagniątków, Karkonoski Bank Genów (wstęp wolny), dom Gerharda Hauptmanna, Gospoda Wedle Bucków, rzeczka Sopot

dzień 4: kapliczka św. Anny+cudowne źródełko, Patelnia, Ostra, Główna Droga Sudecka (fragment), świątynia Wang, pączki

dzień 5: Żelazny Mostek, Przełęcz Żarska, zamek Chojnik, lody w Sobieszowie, powrót drogą Kunegundy przez Zachełmie

dzień 6: Grodna - zamek księcia Henryka (von Reuss), Staniszów - park przy pałacu Staniszów, deszcz

dzień 7: Szlak Siedmiu Wzgórz w Zachełmiu, dom Ludomira Różyckiego, Jaskinia Czerwona (moc czarnych jagód wzdłuż szlaku)

dzień 8: Przełęcz Karkonoska, schronisko Odrodzenie, trasa ekstremalna - nie szlakiem, powrót asfaltem

dzień 9: Miłków - pałac Spiż, kościół św. Jadwigi, kościół ewangelicki (ruina), Straconka z szubienicą, Bank Genów i Arboretum Kostrzyca (wstęp wolny)

dzień 10: mocne słońce, Karpacz, Śląską Droga do Białego Jaru, Strzecha Akademicka, Luční bouda w Czechach, szlakiem przez torfowiska do Domu Śląskiego powrót do Karpacza wyciągiem z Kopy, pączki

dzień 11: deszcze, Jaskinia Czerwona (znowu)+ zbiór jagód, poziomek i dziurawca, kąpiel chłopców i taty w potoku Czerwień

dzień 12: Borowice, Szwedzkie Skały, Droga Chomontowa, Wodospad Jodłówki, jagody, poziomki, grzyby, mokro

dzień 13: Cieplice - Termy Cieplickie, źródło Marysieńki (wszystkie trzy ujęcia), pałac Schaffgotschów, kościół św. Jana Chrzciciela, burgery i hotdogi wegetariańskie w Orlenie, jelenia Góra: rynek i okolice, kawa, herbata, ciastka, sklep numizmatyczny i filatelistyczny

dzień 14: Podgórzyńskie Stawy Hodowlane, powrót

Kilka ujęć ze szlaków:

Szlak przez torfowiska

W górę do Słonecznika



Szlak Ducha Gór

Karkonoski Bank Genów

Niepylak apollo w tymże banku, samiec

Częste i piękne na szlakach naparstnice

Spojrzenie na świat z Czerwonej Jaskini


Epitafium laboranta w Miłkowie

Szubienica, onegdaj czteroosobowa

Ścieżka dla bosych stóp w Arboretum w Kostrzycy

Szlak w stronę Śnieżki od czeskiej strony

Szwedzkie Skały są bardzo urwiste

Aplikacja tłumaczeniowa w telefonie przydaje się... tak sobie.

 


niedziela, 11 lipca 2021

Fasolowe przygody

Wiecie, że fasola jest rośliną jednoroczną? Nasza parapetowa piękność wytrwała z nami prawie 3 lata, przy czym dopiero pod koniec życia doszła do wniosku, że jest rośliną pnącą i osiągnęła górną ramę okienną. Po czym uschła. 

Z fasolą się jednak nie rozstaliśmy. To przecież tak zacna i pożywna roślina. W porze przednówku, gdy królowały kiełki, zawitała i do nas. Drobna zielona fasola mung po kilkudniowym namaczaniu jest prze-pysz-na

 


 Przydaje się zwłaszcza, gdy człowiek podejrzliwie patrzy na nowalijki, słusznie mniemając, że są pełne azotanów. Nasza mung tak ładnie kiełkowała, że zainspirowała nas do włożenia nasionek do gleby. I zobaczcie. Mamy efekty. Czy nie ładna?


Podobnie, jak z mung postąpiliśmy z orzechową w smaku fasolką adzuki

 


W kwestii strączkowej zawód sprawiła nam rodzima fasolka "Jaś". Zadano naszemu pierwszakowi uskutecznić hodowlę hydroponiczną w słoiku. Nie wiem dokładnie, co potem powiedziała pani, gdy już zobaczyła wszystkie hodowle, ale u nas nie było mowy o zabójstwie rośliny. Została zatem przesadzona do gleby i rośnie uświetniając swym wyglądem nasz balkon.

 


 Mimo, że roślin jest kilka i bujnie kwitły, strąki się nie zawiązały. Zastanawiam się, jak to się dzieje, że inne fasole poradziły sobie w tej kwestii bez owadów. Podobnie stało się z groszkiem zielonym: pierwsze młodziutkie, zielone ziarenko z małego strączka Jurek zjadł już w lutym! Posialiśmy nasiona z naszych strączków do doniczki i już mamy następne pokolenie!

Poza tym podziwiamy oczywiście piękny bób, który widzieliśmy na działkach niedaleko domu Babci. On jeszcze nie trafił na nasz parapet, ale kto wie?...

W ogóle hodowla strączków w domu, na gazie i wodzie, bez grama ziemi daje spektakularne efekty. Kiełkowanie i przyrosty są super-szybkie. Dodatkowe efekty kwiatowo-strączkowe! No i gleba niepotrzebna (przynajmniej do pewnego momentu), co ma znaczenie dla alergików. A ma się pełny parapet zieloności i to wtedy, gdy za oknem brzydko i zimno. 

To tyle z frontu strączkowego. Czyhamy na wizytę w ogródku Babci i Dziadka, gdzie już mogliśmy schrupać strączki groszku i fasoli wyhodowane na grządkach. Wielka to radość, której i Wam życzymy Drodzy Czytelnicy!

wtorek, 4 maja 2021

Pamiętniki Fenka - część 3

Ukazała się kolejna część Pamiętników Fenka. Lubię go bardzo, choć czasem  muszę się nieźle nabiedzić, żeby miał ciekawe przygody. Zaobserwowałam, że to prawda, iż najlepsze pomysły przychodzą człowiekowi do głowy, gdy wstanie od komputera i zacznie się ruszać.

 

Czasem wystarczy spacer, a przy marnej pogodzie - prysznic. A gdy już pomysł przybierze materialną formę dobrze jest usiąść z dziećmi na tapczanie i poczytać im, to, co się wymyśliło. A jak się ma pierwszaka, to może sam poczyta? Tak to jest dobrze pomyślane, że litery tu są dobrego rozmiaru, a odstępy miedzy linijkami - słuszne. 

Chcecie wiedzieć, gdzie tym razem wybiera się Fenek? Jak zwykle kursuje zygzakiem po Polsce, żeby sumarycznie mógł zajrzeć prawie wszędzie. O ile załapiecie się na wszystkie tomy... 

 

Zapraszam serdecznie do czytania, zwłaszcza  jeśli ktoś z Szanownych Czytelników nie ma jeszcze konkretnych planów  wakacyjnych. Wierzę, że z Fenkiem się skonkretyzują. Doprawdy nie warto wyruszać bardzo daleko w covidowej rzeczywistości. Nasza piękna Ojczyzna ma tak wiele do zaoferowania, że warto w nią uwierzyć. 

Na końcu KAŻDEGO rozdziału znajdziecie dodatkową niespodziankę - link do jeszcze jednej historii z Fenkiem w roli głównej oraz do ciekawego filmu, który poszerzy wiedzę Młodego Człowieka. Zapraszam do lektury i odwiedzin na fenkowej stronie internetowej.



czwartek, 22 kwietnia 2021

Sprzątanie na spacerze

Spacery po najbliższej okolicy nie wywołują w nas wielkich śmieciowych emocji. W niektórych miejscach jest po prostu czysto. W innych jest tak samo, jak zawsze, ale w chwili refleksji pomyślałam, że nie reaguję, bo się przyzwyczaiłam. Za to gdy wyjeżdża się poza miasto, na łono natury i chce się napawać pięknem przyrody - jest okropnie.

 


Właściwie od razu widać, co pijają mieszkańcy najbliższej okolicy. Zestaw butelek i puszek po rozmaitych płynach jest najobfitszy. Opakowania po słodyczach, czy innym jedzeniu są rzadsze. Osobną grupę śmieci stanowią te, które ktoś wywiózł na łono natury celowo. Opony są standardem, zdemolowana lodówka trafia się co jakiś czas (a w pobliżu gniazdo raniuszka i raniuszek - mój pierwszy w życiu na żywo!). Plastik górą, a rozkłada się 500 lat. Za to śmieci z całkiem aktualnymi datami przydatności do spożycia. Znaczy: świeżo wyrzucone. 

Ostatnio mieliśmy ze sobą rękawiczki, więc zaczęliśmy zbierać spontanicznie, choć nie mieliśmy ze sobą worków na śmieci, tylko niewielki zapas przeznaczony na zbieranie liści młodej pokrzywy. Ale jak tu zbierać pokrzywę? Tę rosnącą miedzy puszkami po piwie i oponami? Zebraliśmy chociaż trochę. W końcu gdy są tacy co śmiecą, niech będą i ci, co sprzątają

Wracaliśmy ze spaceru i każdy coś niósł. Mijaliśmy ludzi, którzy nam ładnie mówili "dzień dobry". Na pewno widzieli nasze "zbiory". Może coś im zaświta i następnym razem, tak, jak my wezmą ze sobą rękawiczki i worki. Albo przynajmniej nie zostawią butelki po mineralnej na łączce po pikniku. 

Już niedługo rośliny wypuszczą liście i śmieci nie będą się tak rzucały w oczy. Ale nich nam to nie przesłoni prawdy. One dalej tam będą. W dalszym ciągu będą stanowiły pułapki dla zwierząt. 

 


Przyjęliśmy zasadę taką: najpierw idziemy na spacer, a sprzątamy dopiero w drodze powrotnej. Segregujemy już w trakcie zbierania - osobno szklane butelki, osobno plastik z metalem. W zasadzie są miejsca, gdzie nie trzeba się tym przejmować, bo wszystko jest plastikowe. Nie pozwalam zbierać nic z ostrymi krawędziami (na strzykawki z igłą jeszcze nie trafiliśmy...). 

Gdy już donieśliśmy do auta ten cały śmietnik obejrzeliśmy się za siebie, a tam tabliczki:



Acha, więc to był obszar szczególnej ochrony przyrody? Monitorowany? Wziąwszy pod uwagę ten śmietnik - chyba jest za rzadko monitorowany i jakoś nie za bardzo chroniony. I to też jest bardzo smutne. Podobnie jak sygnały od znajomych, którzy zadzwonili na policję informując o hałaśliwym najeździe quadów na obszar chroniony. Zostali odesłani do straży miejskiej, a straż miejska kazała im dzwonić... na policję. A tu sezon lęgowy! Oj pojeździłabym ja takiemu stróżowi prawa pod oknem, gdy jego niemowlak zasypia. Ciekawe, jak szybko wystawiłby mi mandat? Założę się, że w dwie sekundy.

Worki do zbierania śmieci są też plastikowe, ale do czegoś zbierać trzeba. Za to ostatnio robimy zakupy w papierze. Zupełnie bezinteresownie reklamuję wrocławski sklepik "Zielona łyżeczka", w którym pakują produkty na wagę w papierowe torebki. Właściciel przywozi nam zakupy w dniu zamówienia (lub następnego dnia), bo to blisko. Już nie dźwigam kaszy, słonecznika, fasolki i rodzynek z Biedronki w plastikach. I to jest plus, prawda?