wtorek, 15 marca 2022

Noc Sów 2022

Noc Sów przed nami. Zaklinamy dobrą, wiosenną pogodę. Zamierzamy przejść o zmierzchu na niewielkiej trasie nasłuchując, czy COŚ się nie odezwie. Macie ochotę na oderwanie się od rzeczywistości? Nie przegapcie nocnego spaceru w marcu.

Zapisaliśmy się oficjalnie na Rodzinną Noc Sów na stronie: 

http://jestemnaptak.pl/aktualnosc/noc-sow-2022

Dzięki temu mamy mnóstwo informacji o tym, jakie sowy możemy usłyszeć, co robią, gdzie śpią, jak wyglądają, ile ważą:)

Przed nocną wyprawą wybraliśmy się w teren za dnia - chodzi o to, aby dobrze znać trasę, zwłaszcza, że będziemy ze sobą wiedli ludzi, którzy tu jeszcze nigdy nie byli.

Wiemy też, czego nie robić na spacerze w poszukiwaniu ptaków. Latarki można zabrać, oczywiście, ale chodzi o to, żeby ich nie nadużywać. A jeszcze lepiej: używać tylko wtedy, gdy to absolutnie konieczne. Wzrok przyzwyczaja się do ciemności i można sobie w znanym terenie iść bez latarki, która płoszyłaby ptaki. 

Niewskazany jest też telefon z głosami sów. Obcy głos na terytorium sowy może ją raczej zniechęcić. Z głosami zapoznajemy się przed wymarszem, a potem można użyć tylko aplikacji rozpoznającej głosy. 

Większa grupa płoszy ptaki, ale w większej grupie raźniej. Z humorem wspominamy nasze wyjście zeszłoroczne (dwie kobiety z szóstką dzieci zróżnicowanych wiekowo i płciowo) na dzikie ogródki działkowe. Sów nie było, za to pijany w sztok osobnik postraszył nas możliwością zarażenia wszami w tej okolicy, a potem poczęstował nas wiadomością o zwłokach odkrytych w tym miejscu poprzedniego lata. "Tu nawet policja boi się zapuszczać" - opowiadał ze smakiem. Wkrótce przybyła policja, rzeczywiście nie opuszczająca auta. Sami widzicie, że nie dało się nic usłyszeć z ptactwa...

Przydatne linki dla zainteresowanych sowami:

Stowarzyszenie Ochrony Sów z atlasem do rozpoznawania, również po głosach.

Lasy Państwowe o sowach leśnych.

Sowy Polski - pdf z dużą dawka szczegółowej wiedzy.

Mamy też przydatną książkę, której recenzję z innymi ciekawymi linkami możecie przeczytać na moim blogu we wpisie "Dla tych, którzy marzą żeby zobaczyć sowę..."

PS. Zdjęcia dokleję po powrocie:)

 

Wyruszyliśmy o zmierzchu. Było słychać sporo  ptaków układających się do snu.

Część trasy była oświetlona:


 

Nad trzcinowisko nadleciały kaczki krzyżówki, chyba szukały miejsca na nocleg:

W wycieczce wzięło udział ostatecznie 9 osób, które przeszły w Trzebnicy (woj. dolnośląskie) trasą od Winnej (Kociej) Góry do Rotundy 5 Stołów. Wycieczka była zdyscyplinowana, mimo obecności młodzieży wczesnoszkolnej i w kilku miejscach zatrzymaliśmy się na dłuższe postoje nasłuchując w ciszy. Mieliśmy ze sobą infografikę o sowach Polski, książkę "Noc sów" pana Karczewskiego (przeczytana pilnie przez niektórych przed wyjściem) oraz aplikację Birdnet w telefonie służącą do rozpoznawania ptaków po głosach. Optymistycznie liczyliśmy na puszczyka czy uszatki. Niestety nie zaobserwowaliśmy, ani nie usłyszeliśmy żadnej sowy. Inne obserwowane ptaki: kosy, sikory bogatki i modraszki, sierpówki. Wycieczkę mimo to uważamy za udaną: dzięki pięknej pogodzie obejrzeliśmy Trzebnicę z góry, zapoznaliśmy się z tablicami na ścieżce edukacyjnej dotyczącej odkrycia obozowiska człowieka wyprostowanego (Homo erectus) w tej okolicy oraz z rysem historycznym związanym z działalnością charytatywną św. Jadwigi Śląskiej w Rotundzie 5 Stołów, znaleźliśmy skrzynkę w ramach Geocatchingu. W przyszłym roku zamierzamy odbyć Noc Sów w innej okolicy - w Lesie Bukowym. Może tam coś nam zahuka? Pozdrawiamy wszystkich wielbicieli ptaków!


Niestety - żadnej sowiej sylwetki!

Później zrobiło się za ciemno na zdjęcia i większość trasy przeszliśmy w ciemności już nie fotografując, tylko pilnie nasłuchując. Nadbiegł do nas duży, czarny pies (Canis familiaris). Sów ani na lekarstwo. 

Przynajmniej znaleźliśmy skrzynkę...




środa, 9 marca 2022

Pamiętniki Fenka - w Polsce i na Ukrainie

Ukazały się kolejne, czwarte już, "Pamiętniki Fenka" mojego skromnego autorstwa. Życzę wszystkim, którym się trafi lektura, wielu przyjemności i miłych niespodzianek, tak, jak to jest pomyślane w tej książeczce.


Niezawodny Wydawca dołożył hojną ręką pomysłową grę planszową i nalepki, bardzo starannie dobrane do gry i całej zawartości książeczki. Grałam z synami i cieszyłam się, że z każdą chwilą bardziej kojarzą, gdzie na mapie Polski jest Zielona Góra i gdzie Hel. I to zupełnie mimowolnie, przypadkowo, nieświadomie i zabawowo. Tak właśnie powinna wyglądać nauka.


Dla tych, którzy o Fenku czytają pierwszy raz opowiem krótko o co chodzi w treści książek. Głównym bohaterem jest lisek pustynny Fenek w wersji uczłowieczonej. Nie chodzi do szkoły, tylko cieszy się nauczaniem domowym, zdalnym bardziej lub mniej, a dzięki temu może podróżować z rodzicami kamperem i poznawać Polskę. Zwiedza intensywnie, wszędzie zagląda (nawet tam, gdzie nie powinien) przeżywając przy tym rozmaite przygody i niespodziewane wydarzenia. Staram się bardzo, żeby przygody Fenka były niekonwencjonalne i bardzo ciekawe, nieprzewidywalne i pełne humoru. Nie idzie mi z tym znowu tak źle, bo mam Rodziców, którzy wozili mnie zawsze na wakacje (i nie tylko) w rozmaite ciekawe miejsca, poświęcali czas na tłumaczenie mi, co widzę i dlaczego, a to wszystko dlatego, że wiele wiedzieli i wieloma rzeczami się interesowali. 

Gdy współczesnym Rodzicom zabraknie na to czasu - niech po prostu wyszukają wśród kolejnych tomów fenkowych przygód miejscowość, którą chcą z dziećmi zwiedzić, a to, co najwspanialsze - będą mieli podane na tacy. Nie wszystkich przygód fenkowych Wam życzę, bo w drodze trafiają się mu również niełatwe chwile. Na szczęście ze wszystkich tarapatów podróżująca rodzina wychodzi cało i może wyruszać w dalszą drogę. 

Miejsca, które odwiedzamy w 4. części

 
 Zdradzę Wam, że Fenek naprawdę bardzo wiele podróży przedsięweźmie po Polsce, a potem wyruszy na zwiedzanie Europy. Niestety nie zastanie już Ukrainy tak pięknej, spokojnej, pogodnej, jak opisałam ją w książeczce. Trzeba by było odczarować tę przerażającą rzeczywistość, która jest obecnie udziałem tego kraju i jego mieszkańców.

Pamiętniki Fenka. Kamperem przez Ukrainę - Anna Jurczyńska - ebook + audiobook

I teraz najważniejsze. Jeśli chcecie za darmo poczytać lub posłuchać "Pamiętników Fenka" - przygody ukraińskiej możecie wejść na Legimi i pobrać ją w kilka sekund. Za każde pobranie Legimi przekazuje 10 zł na rzecz Ukrainy (PAH). Proste i dobre rozwiązanie typu "wiele w jednym". 

 https://www.legimi.pl/czytamydlaukrainy/

Z Fenkiem odwiedzicie Lwów, Użhorod, Kołomyję, Krzemieniec, Kamieniec Podolski, Kijów, Zaporoże, Odessę, a nawet Bakczysaraj. Poszukacie polskich śladów w bogatej i burzliwej historii tej ziemi. Dowiecie się i o lwowskiej szkole matematycznej, i o kozackiej sławie, i o górskich szlakach Czarnohory. Razem z Fenkiem spłyniecie Dniestrem i zjecie melony w Zaleszczykach. Ech! Cudne są te miejsca! Oby jak najszybciej można je było zobaczyć bez obawy o życie.

wtorek, 25 stycznia 2022

Nasze zimowe (i nie tylko), słodkie i bardzo zdrowe smarowidła śniadaniowo-podwieczorkowe

Chleb z masłem i z miodem plus kakao (bez słodzenia) są u nas stale na topie. Ale mamy w zanadrzu jeszcze inne przyjemności dla podniebienia, którymi się delektujemy. Poniżej ściąga, może Czytelnicy skorzystają, bo wszystko to jest BARDZO smaczne.

1. Krem kokosowy: Świeżo odpakowane wiórki kokosowe bez konserwantów wrzucić do młynka i wytrwale miksować. Powstaje gładka masa, smarowna i biała. Gdy wiórki są bardzo suche, można dodać troszkę oleju kokosowego, oliwy czy innego tłuszczu płynnego. 

2. Masa piernikowa: siemię lniane (ziarenka, nie mielony len odtłuszczony!), wiórki kokosowe, przyprawa piernikowa domowa lub gotowiec, miód. Międlimy do gładkości.

3. Masa orzechowo-daktylowa: orzechy włoskie+daktyl świeży miksujemy na gładko.

4. Smarowidło sezamowo-czekoladowe: Tahini z biedrony+kakao+miód

5. Smarowidło makowe: Tahini+mak mielony, który został po świętach+miód

6. Krem czekoladowy: banan+kakao

7. Rodzynkowy hit: siemię lniane, rodzynki, olej

We wszystkich tych zestawieniach pasuje też słonecznik, pestki dyni i rodzynki, najlepiej po uprzednim namoczeniu ok. 10 min we wrzątku. Podejrzewam, że śliwki suszone/wędzone czy morele suszone też znalazłyby tu zastosowanie, ale nigdy nie dotrwały u nas do momentu przygotowania smarowidła. Do wyregulowania konsystencji pasty używam oliwy. Skromnymi porcyjkami, żeby nie przesadzić. Namoczenie orzechów czy pestek przez noc sprawia, że stają się lżej strawne, a ich składniki lepiej przyswajalne. Oleje też można stosować rozmaite, najlepiej tłoczone na zimno.

Wstawka dietetyczna: mnóstwo tu zdrowych tłuszczów sprzyjających pracy mózgu i przeciwdziałających rozmaitym chorobom, błonnika, kalorii, składników mineralnych i witamin. Nie ma cukru dodanego, konserwantów (o ile nie zafundujecie ich sobie z suszonymi owocami), barwników, aromatów, ulepszaczy itd. Właściwie najlepiej by było pożerać to bez pieczywa. W rozsądnych ilościach. Smacznego - nie żałujcie sobie, bo to i na nastrój powinno wpłynąć korzystnie.

Zdjęć brak, bo nie zdążam.

piątek, 31 grudnia 2021

Drewno, węgiel, popiół i świece.

Wiele jest sytuacji w życiu, kiedy niespodziewanie nadarza się okazja do obserwacji przyrodniczych. Na przykład zakup opału na zimę.


To dla nas nowość, bo do tej pory byliśmy zblokowani. Drewno i węgiel jednak przyjechały do naszego nowego domu i trzeba je było wrzucić do piwnicy. Pewnie w następnych latach nie będziemy już tak uważni, ale ponieważ w tym roku ta czynność to dla nas nowość - obejrzeliśmy dokładnie drewno i węgiel. 

Drewno pochodziło z różnych gatunków drzew. Ułożyliśmy kawałki w rządku porównując korę i zgadując przynależność gatunkową drzew.

Potem ułożyliśmy szczapy według kolorów drewna. Powstała prawdziwa drewniana tęcza, to nic, że z kolorami spoza tęczy:)

 



Wygoniliśmy z drewnianych klocków trochę zwierzaków, które zamierzały wśród nich spędzić zimę. Królowały wije różnych wersji. Za to jedno polanko zostawiliśmy w kątku ogródka z myślą, że coś pod nim jednak przezimuje.

Węgiel też jest ciekawy. Jako mieszczuchy po raz pierwszy zobaczyliśmy, jak wygląda tona węgla. Niegroźnie. Czuje się ją w kręgosłupie dopiero po przewaleniu jej do piwnicy. Worki są 20-kilogramowe, więc przy wrzucaniu węgla dzieci już nie zatrudniamy, pamiętając, że jedno z nich waży mniej więcej tyle, co jeden węglowy worek. 

 

Dla mnie trudne jest to, że ta tona węgla jest tak mocno spowita w plastik. Pomaga to w jej transporcie i bez tego byłoby nam o wiele trudniej przenieść węgiel do piwnicy, ale jak ktoś jest sympatykiem zero waste - źle to znosi. Ogólnie rzecz ujmując - mieszkaniec bloku jest o wiele bardziej ekologiczny, jako jednostka, niż właściciel własnej chaty. Za to cieszyłam się patrząc na zaróżowione policzki dzieci pracujących przy wrzucaniu drewna do piwniczki. Jeszcze nie wszyscy przeszli szkolenie z siekierką, ale i to nadejdzie. A potem ciasto drożdżowe z cynamonem, światło świec i po prostu hygge:)

PS. Gdy wstajemy wczesnym rankiem jest jeszcze ciemno. Próba zapalenia górnego światła budzi sprzeciw dziatwy, bo światło zanadto bije po oczach. Ostatnio używamy świec. Postawiona wysoko nad stołem rozjaśnia mroki poranka nie kłując oczu. Bardzo polecamy to rozwiązanie. Kolacja przy świecach jest passe. Pomyślcie o śniadaniu przy świecach, zwłaszcza w kontekście nadchodzącego kryzysu energetycznego. Teraz świeczka o poranku do dla nas miły bajer... 

PS2. Prowadzimy też obserwację spalania drewna, ładnie się pali i grzeje.


No i mamy do dyspozycji popiół drzewny. Dobry jest do posypywania oblodzonej ścieżki, a w każdym razie bardziej ekologiczny niż żrąca sól. Testuję używanie go, jako środka do szorowania garnków po przesianiu przez drobne sitko. Nawet nieźle się sprawdza. Są i tacy, którzy robią z tego mydło. Do tego jednak jeszcze nie dojrzeliśmy, ale miło jest sobie pooglądać.