piątek, 10 lutego 2017

Na katar? Chusteczka!

Pewnego wieczoru w sezonie infekcyjnym ujrzeliśmy dno w pudełku z chusteczkami higienicznymi. Pospiesznie zużyliśmy resztki zasobów chusteczkowych rozsianych to tu, to tam w foliowych opakowaniach. Widmo wycierania nosów w papier toaletowy było bliskie (a używamy tego eko, z makulatury, szorstkiego, jak diabli). I wtedy przypomniałam sobie o "tradycyjnych" chusteczkach.

Tak, mamy takie!

Z czasów gdy chodziłam do przedszkola:


 W tym samym czasie moja Mama używała "dorosłych":


A po Prababci mamy takie (batyst, ręcznie szydełkowana koronka):


Podobno chusteczki higieniczne są lepsze, bo w nich nie przechowują się chorobotwórcze zarazki z nosa. A raczej przechowują się, tylko już poza naszym bliskim zasięgiem. Ale wirusy i tak nie przetrwają zbyt długo poza organizmem gospodarza, niezależnie od tego, w jakiej chusteczce tkwią. A chusteczki się przecież pierze. Chusteczki higieniczne zapakowane w 10-sztukowe paczki owinięte dodatkowo folią w 10-paki dają nam mnóstwo foliowego śmiecia. I niech mi ktoś wyjaśni, dlaczego te zapakowane w folię są tańsze niż te w tekturowym pudełku? Inna sprawa, że gdy naszą 5-osobową rodzinę ogarnie katar - ilość zużywanych chusteczek jest oszałamiająca. Nadążyłabym z praniem?

Z innych rzeczy na katar: Odkrycie sezonu i bezinteresowna reklama - Irigasin. Jest to sprytna, elastyczna butelka plastikowa, do której należy wlać osoloną wodę. Wtykamy końcówkę do jednej dziurki nosa i wyciskamy do nosa wodę z butelki - woda wypływa przez drugą dziurkę. Na początku myślałam, ze utonę, ale za namową Babci wciągnęłam się w temat w zaciszu domowym i rzeczywiście okazał sie to strzał w dziesiątkę. Nos czyści sie bardzo skutecznie! 10-letnia Hania również używa tego z sukcesem (nawet z mniejszą dawka jęków i obaw niż ja). 6-letni Jurek przetestował na sobie to urządzenie, ale z obrzydzeniem zrezygnował, czego bardzo żałuję. Słona woda wlewała mu się do gardła i to go bardzo zniechęciło. Produkt zaleca się dla dzieci od 4-ego roku życia, kobiet w ciąży, alergików... Myślę, że jest to bardzo dobry wynalazek i szczerze go wszystkim polecam.


Inhalacje: sól+ rumianek, krwawnik, szałwia - warunek: trzeba je robić często, a dzieciom - bardzo ostrożnie, gdyż mają delikatniejsze drogi oddechowe od dorosłego i łatwo o oparzenia.




Inhalacja z cebuli pokrojonej w kosteczkę. Zamykamy oczy i wciągamy nosem (przeciwkataralnie) lub ustami (gdy wirus rzucił się na gardło). Powinno się odczuć pieczenie i to wcale nie małe - zapewne te słynne siarkowe olejki
eteryczne cebuli działają nie tylko na zarazki, ale również na nasze błony śluzowe. Ale jeżeli TAK działają - sądzę, że są skuteczne. Jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach - należałoby się często inhalować cebulą.


Ponadto sadzam Młode przed bajką w komputerze i podłączam do inhalatora z solą fizjologiczną, najlepiej i ze 3 razy dziennie. Ilość decybeli znaczna, bo, żeby było słychać bajkę trzeba ją włączyć dość głośno, ale dzięki temu młodzież inhaluje się bez szemrania.
Pamiętam czasy gdy jedno z naszych dzieci inhalowało się tylko przy utworze "Jedzie, jedzie pan, na koniku sam" na kolanach mamy przez bite 20 minut. Z koniecznymi do tego ruchami mamusinych kolan. Byłam wykończona.

Stosujemy też końskie dawki witaminy C oraz D, zakupione hurtem przez Internet, co, o dziwo, działa. Infekcje przebiegają normalnie, ale jakoś jakby lżej i nie tak długo, czego Wam bardzo serdecznie, Drodzy Czytelnicy, w tym newralgicznym lutym życzę:)



2 komentarze: