sobota, 6 lutego 2021

Zimowe obserwacje przyrodnicze

Przy nastaniu zimowych chłodów naturalną potrzebą rodziców jest wleźć pod kocyk, ewentualnie upiec ciasteczka, krzepić się herbatą i innymi rozgrzewającymi napojami, zgłębiać literaturę lub otchłanie Internetu. Naturalną potrzebą młodzieży jest WYJŚCIE. Przy czym urokliwa górka ze śnieżkiem w najbliższym sąsiedztwie domu to nie to. Sanki to u nas przeżytek. 

+Należy udać się wprost na łono największego parku we wcale nie najbliższej okolicy, najlepiej o poranku i w mrozie, na szczęście przy pięknym Słońcu. Tam unikać stąpania po ścieżkach, żeby móc wypatrzeć mysikrólika, pełzacza, czy dzięcioła czarnego. Jakość zdjęć kiepska, ale zbieramy DOWODY.

Dzięcioł czarny. Tak, miał czerwoną czapeczkę.

Mysikrólik dla spostrzegawczych:)

Pełzacz wyszedł najlepiej, ale któż to wie czy on leśny czy ogrodowy...
 

+Należy wybrać się na wycieczkę samochodową w tereny górskie, we mgle i poślizgu, udając się na szlak (jego wiele mówiąca nazwa: Szlak Weteranów, nie nasunęła mi żadnych podejrzeń, a szkoda) ukryty pod śniegiem, stromy okropnie (przynajmniej matce nie było zimno). Z obiektów interesujących Młodzież zaobserwowaliśmy to:

Dla niewtajemniczonych: jest to przedstawiciel krioentomofauny, może zimień chłdolub

+Należy tkwić codziennie po zajęciach szkolnych na tyłach ogrodzenia przybytku nauki, niezależnie od pogody, bo tam nasi sąsiedzi widzieli:

- jemiołuszki

- raniuszki

- gile

- dzwońce 

niestety nie dla nas te frykasy, ale tkwimy. Powiesiliśmy na zanętę kule ze smalicu i słonecznika.

+Należy wybrać się wieczorową porą na tyły supermarketu, gdzie leżą lokalne nieużytki, a znajomi podobno słyszeli puszczyka (okres godowy sów w rozkwicie). Ze spotkanych obiektów należy odnotować:

- Homo sapiens idącego w milczeniu krokiem chwiejnym,

- Menela z rowerem i torbą z puszkami, który nas ostrzegł, że tu niebezpiecznie i można zarazić się wszami, a tak w ogóle to znaleziono tu w zeszłym roku dwa trupy i nawet policja boi się tu zapuszczać,

- policję we własnej osobie zamkniętą w samochodzie i rzeczywiście nie wychodzącą z niego (to ta policja bojąca się),

- samochód wypłoszony przez policję, jadący w kierunku przeciwnym.

Doprawdy nie wiem, jak w tym tłumie jakikolwiek puszczyk może myśleć o amorach, chyba jakiś desperat. Inna sprawa to ta, że byliśmy w grupie 8-osobowej pragnącej usłyszeć puszczyki. Desperat do kwadratu.

+No i jeszcze ta wyprawa po błocie, w okolicy domków jednorodzinnych, których właścicielom obce są wszelkie zabiegi naszego rządu mające na celu polepszenie jakości powietrza. Pływały tam nurogęsi, proszę Państwa, a to nie byle co. 

 


+Czasem trafia się naprawdę piękne miejsce, dla którego warto mieć mokro w butach. Jakże się potem miło wraca pod kocyk. 

 

Szkoła Podstawowa w Wiszni Małej, przed wojną pałac rodziny von Löbbecke

Sad pod śniegiem

 
Sina dal. Na całej połaci śnieg i lód. CUDEM w to pustkowie nadjechało inne auto, a jego pasażerowie pomogli mi pchnąć nasze.

I pomyśleć, że zima w naszej rodzinie bywała zwykle okresem częstszego odwiedzania muzeów i innych przybytków kultury. W tym kontekście został nam jeszcze do dyspozycji przedwojenny, zabytkowy cmentarz żydowski we Wrocławiu, naprawdę imponujący, ale Młodzież jakoś niechętna. Dopóki nie dowiemy się, że można tam zaobserwować jemiołuszki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz