wtorek, 25 stycznia 2022

Nasze zimowe (i nie tylko), słodkie i bardzo zdrowe smarowidła śniadaniowo-podwieczorkowe

Chleb z masłem i z miodem plus kakao (bez słodzenia) są u nas stale na topie. Ale mamy w zanadrzu jeszcze inne przyjemności dla podniebienia, którymi się delektujemy. Poniżej ściąga, może Czytelnicy skorzystają, bo wszystko to jest BARDZO smaczne.

1. Krem kokosowy: Świeżo odpakowane wiórki kokosowe bez konserwantów wrzucić do młynka i wytrwale miksować. Powstaje gładka masa, smarowna i biała. Gdy wiórki są bardzo suche, można dodać troszkę oleju kokosowego, oliwy czy innego tłuszczu płynnego. 

2. Masa piernikowa: siemię lniane (ziarenka, nie mielony len odtłuszczony!), wiórki kokosowe, przyprawa piernikowa domowa lub gotowiec, miód. Międlimy do gładkości.

3. Masa orzechowo-daktylowa: orzechy włoskie+daktyl świeży miksujemy na gładko.

4. Smarowidło sezamowo-czekoladowe: Tahini z biedrony+kakao+miód

5. Smarowidło makowe: Tahini+mak mielony, który został po świętach+miód

6. Krem czekoladowy: banan+kakao

7. Rodzynkowy hit: siemię lniane, rodzynki, olej

We wszystkich tych zestawieniach pasuje też słonecznik, pestki dyni i rodzynki, najlepiej po uprzednim namoczeniu ok. 10 min we wrzątku. Podejrzewam, że śliwki suszone/wędzone czy morele suszone też znalazłyby tu zastosowanie, ale nigdy nie dotrwały u nas do momentu przygotowania smarowidła. Do wyregulowania konsystencji pasty używam oliwy. Skromnymi porcyjkami, żeby nie przesadzić. Namoczenie orzechów czy pestek przez noc sprawia, że stają się lżej strawne, a ich składniki lepiej przyswajalne. Oleje też można stosować rozmaite, najlepiej tłoczone na zimno.

Wstawka dietetyczna: mnóstwo tu zdrowych tłuszczów sprzyjających pracy mózgu i przeciwdziałających rozmaitym chorobom, błonnika, kalorii, składników mineralnych i witamin. Nie ma cukru dodanego, konserwantów (o ile nie zafundujecie ich sobie z suszonymi owocami), barwników, aromatów, ulepszaczy itd. Właściwie najlepiej by było pożerać to bez pieczywa. W rozsądnych ilościach. Smacznego - nie żałujcie sobie, bo to i na nastrój powinno wpłynąć korzystnie.

Zdjęć brak, bo nie zdążam.

piątek, 31 grudnia 2021

Drewno, węgiel, popiół i świece.

Wiele jest sytuacji w życiu, kiedy niespodziewanie nadarza się okazja do obserwacji przyrodniczych. Na przykład zakup opału na zimę.


To dla nas nowość, bo do tej pory byliśmy zblokowani. Drewno i węgiel jednak przyjechały do naszego nowego domu i trzeba je było wrzucić do piwnicy. Pewnie w następnych latach nie będziemy już tak uważni, ale ponieważ w tym roku ta czynność to dla nas nowość - obejrzeliśmy dokładnie drewno i węgiel. 

Drewno pochodziło z różnych gatunków drzew. Ułożyliśmy kawałki w rządku porównując korę i zgadując przynależność gatunkową drzew.

Potem ułożyliśmy szczapy według kolorów drewna. Powstała prawdziwa drewniana tęcza, to nic, że z kolorami spoza tęczy:)

 



Wygoniliśmy z drewnianych klocków trochę zwierzaków, które zamierzały wśród nich spędzić zimę. Królowały wije różnych wersji. Za to jedno polanko zostawiliśmy w kątku ogródka z myślą, że coś pod nim jednak przezimuje.

Węgiel też jest ciekawy. Jako mieszczuchy po raz pierwszy zobaczyliśmy, jak wygląda tona węgla. Niegroźnie. Czuje się ją w kręgosłupie dopiero po przewaleniu jej do piwnicy. Worki są 20-kilogramowe, więc przy wrzucaniu węgla dzieci już nie zatrudniamy, pamiętając, że jedno z nich waży mniej więcej tyle, co jeden węglowy worek. 

 

Dla mnie trudne jest to, że ta tona węgla jest tak mocno spowita w plastik. Pomaga to w jej transporcie i bez tego byłoby nam o wiele trudniej przenieść węgiel do piwnicy, ale jak ktoś jest sympatykiem zero waste - źle to znosi. Ogólnie rzecz ujmując - mieszkaniec bloku jest o wiele bardziej ekologiczny, jako jednostka, niż właściciel własnej chaty. Za to cieszyłam się patrząc na zaróżowione policzki dzieci pracujących przy wrzucaniu drewna do piwniczki. Jeszcze nie wszyscy przeszli szkolenie z siekierką, ale i to nadejdzie. A potem ciasto drożdżowe z cynamonem, światło świec i po prostu hygge:)

PS. Gdy wstajemy wczesnym rankiem jest jeszcze ciemno. Próba zapalenia górnego światła budzi sprzeciw dziatwy, bo światło zanadto bije po oczach. Ostatnio używamy świec. Postawiona wysoko nad stołem rozjaśnia mroki poranka nie kłując oczu. Bardzo polecamy to rozwiązanie. Kolacja przy świecach jest passe. Pomyślcie o śniadaniu przy świecach, zwłaszcza w kontekście nadchodzącego kryzysu energetycznego. Teraz świeczka o poranku do dla nas miły bajer... 

PS2. Prowadzimy też obserwację spalania drewna, ładnie się pali i grzeje.


No i mamy do dyspozycji popiół drzewny. Dobry jest do posypywania oblodzonej ścieżki, a w każdym razie bardziej ekologiczny niż żrąca sól. Testuję używanie go, jako środka do szorowania garnków po przesianiu przez drobne sitko. Nawet nieźle się sprawdza. Są i tacy, którzy robią z tego mydło. Do tego jednak jeszcze nie dojrzeliśmy, ale miło jest sobie pooglądać.



czwartek, 2 grudnia 2021

ZOBACZ PTAKA

Mam nową książkę Pana Jacka Karczewskiego. Jako Autor rozwinął skrzydła. Trzecia już jego książka jest niezwykle wciągająca, bogata w informacje i ciekawostki, bogata w gatunki i pomysłowe ich ilustracje. Brakuje mi tylko gawrona...


O naszym ulubionym ptaku Autor nie zapomniał całkowicie. Wspomina o nim w książce, ale brak osobnego rozdziału o tym gatunku dla nas szczególnie ważnym, bo od kilku lat prowadzę z synami obserwacje gawronów, wron, kawek i srok na Gądowie Małym. Jest to wrocławska dzielnica starych bloków, położona niezbyt daleko od centrum miasta, bogata w duże drzewa i tereny zielone. Z przyjemnością obserwujmy wyścigi wszystkich czterech gatunków ptaków do orzechów włoskich, które Jurek rzuca im od jesieni do wiosny. Gawrony wrocławskie są energiczne i nie bojaźliwe, konkurują o orzechy z bystrymi wronami.

Niedawno zamieszkaliśmy w małym, zabytkowym mieście - Trzebnicy. Rzuciłam orzeszka. Gawron zainteresował się, sfrunął z drzewa, ale jakoś nie mógł namierzyć przysmaku. Rzuciłam drugiego orzecha. Gawron i jego koledzy spacerujący po okolicy zerwali się do lotu. Wszystkie ptaki odfrunęły, orzechy zostały. Ciekawa jestem, dlaczego wrocławskie mieszczuchy są takie dziarskie i śmiałe, a te trzebnickie tak bardzo płochliwe. Chciałabym dowiedzieć się czegoś o ich intelekcie, zwyczajach, rozmieszczeniu, liczebności, ich pochodzeniu, ciekawych historiach z nimi i ludźmi w rolach głównych. A tu nic. 

Na pociechę powiem Wam, Drodzy Czytelnicy, że z książki dowiadujemy się tych wszystkich ciekawych rzeczy o 50 gatunkach ptaków. Są tu te najpopularniejsze, które codziennie mijamy po drodze, nawet ich nie zauważając. Są też te rzadkie, nawet te, jak dropie, które już może nigdy do nas nie wrócą. 

Z kartek książki przebija szeroka wiedza, chęć drobiazgowego zgłębienia tematu. To bardzo cenne w czasach powierzchowności i miałkości. Ta solidność, ta kompetencja i ten żal, że można by zrobić dla ptaków więcej, lepiej, a przede wszystkim szybciej, bo czas, w którym nic nie przeleci po naszym niebie za oknem jest niespodziewanie bliski. Ta frustracja udziela się czytelnikowi. Powinna się udzielać. Musi.

Jeszcze nie skończyłam czytać, a już przy jednym z okien powiesiliśmy tubowy karmnik dla sikor i sypnęliśmy ziarno dla wróbli z drugiej strony domu. Stawiamy na regularność i słonecznik łuskany, niestandaryzowany, z marketu budowlanego. Sikory maja trudne zadanie: tuba słonecznikowa wisi blisko okna. Albo się ośmielą i przyzwyczają, albo spróbujemy ją powiesić w innym miejscu. Staliśmy się nieoczekiwanie właścicielami trzech sporych świerków, a po sąsiedzku rosną inne drzewa i rozpościera się zbocze pełne ogródków działkowych i bezpańskich krzaków. Spodziewamy się wielu ciekawych obserwacji ornitologicznych...

Książka zatem przyda nam się bardzo. Dla moich dzieci zaopatrzonych w dwutomowe dzieło Pana Kruszewicza "Ptaki Polski" oraz dodatkowo w grube tomisko Pani Zawadzkiej ("Ptaki") najciekawsze będą nie te fragmenty w kolorowej czcionce, które opisują, jak ptak wygląda, jakie głosy wydaje i gdzie go szukać, ale dla wielu początkujących ptasiarzy na pewno okażą się przydatne. Książka jest dobra na prezent mikołajkowy czy podchoinkowy. Ilustracje zachwycą każdego. Ich abstrakcyjne nawiązania są pomysłowe, ale sam ptak oddany rzetelnie.To ujmujące uzupełnienie tej intelektualnej lektury. 

Czy książka trafi pod strzechy? Nie. Jest to lektura dla humanistów z zacięciem przyrodniczym. Ale jest sposób, żeby wniosła coś dla ogółu społeczeństwa. Powinny ja kupić wszelkie biblioteki, z naciskiem na biblioteki szkolne. 

Na moim drugim blogu - "Przyrodzie na 6" szukajcie testu-konkursu wiedzy o dokarmianiu ptaków do użycia w klasach 4-8 szkoły podstawowej. Przygotowałam go korzystając z książki "Zobacz ptaka". Teraz właśnie jest czas, aby ptaki zauważyć. Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.


czwartek, 23 września 2021

Wegetarianie przy ognisku

Niezupełnie to o nas, bo od czasu do czasu jeszcze podjadamy mięcho, aby całkowicie nie zestresować babć strwożonych o dobrostan wnuków. Ale, gdy się jest w dziczy, a najbliższy sklep nie ma wiele do zaoferowania w kwestii jakości wędlin - radzimy sobie inaczej. 

 


Hit tegorocznego sezonu - ciasto na patyku. Jest to ciasto drożdżowe, na słono. Toczymy z niego grube wałeczki, które oplatamy wokół kiełbasianego kijka. Najpierw trzymamy je niezbyt blisko ognia, tak tylko, aby urosły, a potem bliżej - aby się już upiekły. Próbowaliśmy wersji z mąki ciemnej i białej, i niestety opcja białomączna, choć ideologicznie mniej słuszna, jednak wygrywa. Do ciasta dobrze jest dodać ziół, w najprostszej wersji - prowansalskich. Można jednakże pokusić się o próby dodania czegoś z okolicznych łąk i lasów - suszonego oregano, krwawnika, pokrzywy. My się na to nie zdobyliśmy, bo mi się zwyczajnie nie chciało. Ale można by przecież, prawda?

Bardziej wypasiona wersja na filmie. U nas by się nie powiodła, bo ciasto bardzo przylegało do kija:


 

Do upieczonych świderków warto natomiast podać pastę wegetariańską do smarowania. Mieliśmy różne gotowce, najbardziej lubimy te z Sante oraz Take it veggie z Kauflandu. Szczerze powiedziawszy inne nam w ogóle nie wchodzą. Aha! I jeszcze masło czosnkowe okazało się tu super dodatkiem.

Inne ogniskowe opcje wegetariańskie są bardziej znane, ale przytoczę je tu dla wzbogacenia treści i przypomnienia:

- jabłko/gruszka na patyku

- ziemniaki pieczone w żarze

- chleb na patyku opieczony do zrumienienia (uwaga! Łatwo zwęglić!), w porywach opiekany w towarzystwie żółtego sera, można też potrzeć go przekrojonym ząbkiem czosnku

- desperaci przegryzali kabanosy roślinne od Tarczyńskiego, same w sobie bardzo udane, choć nieogniskowe

- na wrześniowej, szkolnej wycieczce integracyjnej Syn mój wystąpił z kiełbaską wegetariańską, grubszą, przeznaczoną na grilla. Poza tym, że grill był brudny i dymiło się ze szczątków organicznych tkwiących na kratownicy - kiełbaska okazała się jadalna. Nie chciałam, żeby robił za dziwadło wśród mięsożerców, ale okazało się, że w klasie 20-osobowej było jeszcze dwoje dzieci, które nie jedzą kiełbaski w ogóle. Pobudek nie znamy. 

Tymczasem można się zapisać w Greenpeace na Tydzień Bez Mięsa, podjąć wyzwanie i przez 7 dni nie tykać białka zwierzęcego. Myślę, że to fajny i słuszny pomysł, nawet jeśli ktoś nie jest entuzjastą tej organizacji, dlatego polecam go zupełnie bezinteresownie.


-