piątek, 3 kwietnia 2015

O nauce gotowania

Przypadkiem wpadł mi w ręce jeden z zeszłorocznych numerów "Wysokich Obcasów Extra", a tam ciekawy artykuł Agnieszki Kręglickiej. O nauce gotowania. Bardzo dobry temat przed Wielkanocą:)

"Ani w podstawie programowej wychowania do życia w rodzinie, ani zajęć technicznych szkoły podstawowej, gimnazjum i liceum nie ma słowa o gotowaniu! Chociaż rozwijanie postawy dbałości o zdrowie własne i innych zawarte jest we wstępie, wątek kulinarny został pominięty. Coś tam się pojawia na lekcjach przyrody o racjonalnym żywieniu, przechowywaniu produktów, ale tylko teoretycznie" (a to już zależy od nauczyciela droga Pani - przypisek własny:)

Agnieszka Kręglicka proponuje, bardzo słusznie, intensywną edukację kulinarną od początku nauki szkolnej, a jak się nie da - w domu! Nauka gotowania może być pretekstem i punktem wyjścia do omawiania wielu ciekawych zagadnień - z geografii, przez historię, politykę, a nawet poezję. Autorka proponuje na początek proste przepisy dla małolatów na pierogi, zrazy, ciasto z jabłkami i rosół.

Według mnie za trudne jak na początek. A początek jest wtedy, gdy dziecko jest jeszcze bardzo małe. U nas odbywało się to do tej pory mniej więcej w takiej kolejności:


- rozszerzanie diety zgodnie z instrukcjami Instytutu Żywności i Żywienia i z uwzględnieniem tego, co wyczytałam na stronach mam z innych krajów, gdzie maluchom rozszerza się dietę trochę inaczej niż u nas
- pozwolenie małolatowi na jedzenie rękami i zabawę jedzeniem (w granicach rozsądku i własnego stolika)
- mieszanie składników potrawy łyżką, widelcem, mikserem...
- krojenie miękkich i coraz twardszych produktów (najczęściej warzyw i owoców, surowych i gotowanych)
- smarowanie chleba miękkim masłem, serem, mazidłem...
- odmierzanie potrzebnych ilości produktów: łyżką, szklanką, a potem pojemnikiem z miarką
- czytanie instrukcji wykonania zupy czy budyniu na opakowaniach i postępowanie zgodnie z instrukcją

I wreszcie: samodzielne wykonanie jajecznicy (Hania)

A teraz można przejść do potraw Agnieszki Kręglickiej. Mięso na zrazy w zamrażalniku już czeka:)

 


I jeszcze z innego artykułu, który zgubiłam, a jego myśl przewodnia jest taka: dziecku zeszyt z przepisami po babci nie wystarczy. Trzeba z dzieckiem gotować często, żeby nabierało wprawy, nauczyło się łączyć smaki i konsystencje, tak aby sos nie miał grudek, a masa do tortu się udała.

I tu opadły mnie refleksje: masy do tortów nie robimy, tortów też nie. Mimo to uważam, że dzieci mają najlepsze obeznanie w dziedzinie słodkich wypieków, bo ciasta robię zwykle popołudniami, gdy wrócą ze szkoły i przedszkola. Ale z produkcją obiadów krucho, wierzę, że się podciągną, jak trochę urosną. W końcu, gdy wracają do domu obiad już musi być gotowy. Ale tak całkiem źle z nami nie jest. Już dawno temu mała Hania robiła z Babcią kaczkę pieczoną nadziewaną jabłkami. Potrawę tę dołączyłabym do proponowanych przez Agnieszkę Kręglicką, bo wykonanie jej jest proste, a efekt bardzo smaczny, co możecie przeczytać i zobaczyć na stronie tego bloga: Kaczka pieczona nadziewana jabłkami.

Książki kucharskie dla dzieci znajdziecie w Bajdocji.
My trafiamy na zupełnie inne książki niż tam pokazano, nie przyszło mi do głowy fotografowanie i cenzurowanie ich, choć trafiło się sporo, może czas się poprawić. Na pierwszym miejscu ciągle jednak pozostaje u nas Cecylka Knedelek i Lamelia Szczęśliwa (tu blog!) wg Joanny Krzyżanek.

1 komentarz:

  1. Och, Cecylkę moja córka uwielbia!
    I opisałam ją (Cecylkę, nie córkę) w poście, który linkujesz ;-)

    OdpowiedzUsuń